Lewandowski wyżej od Bońka i innych legend?
Robert Lewandowski został podczas gali w Zurychu ogłoszony najlepszym piłkarzem 2020 roku. To pierwsze takie wyróżnienie dla polskiego zawodnika i wydaje się, że można już śmiało zadać pytanie, czy „Lewy” to również najlepszy piłkarz w historii naszego futbolu?
Najlepszy polski piłkarz w historii? (fot. Łukasz Skwiot)
Przed erą Lewandowskiego jakiekolwiek porównania do graczy z czasów minionych wydawały się niestosowne. Przez lata zresztą czekaliśmy na piłkarzy pokroju Grzegorza Laty, Zbigniewa Bońka i Kazimierza Deyny – na próżno. Nie graliśmy na wielkich turniejach, polskie kluby nie miały zbyt wiele do powiedzenia na arenie międzynarodowej, a i naszych przedstawicieli próżno było szukać wśród klubów z czołowych lig europejskich.
Kariera jaką „Lewy” zrobił w Niemczech jest jednak czymś czego nie obserwowaliśmy jeszcze nigdy wcześniej w polskim futbolu. Oczywiście, Zbigniew Boniek zapisał piękną kartę we Włoszech, miał okazję grać z największymi i wzniósł w górę Puchar Europy. Tego samego dokonał Józef Młynarczyk, a po nich także Jerzy Dudek i Tomasz Kuszczak, chociaż udział tego ostatniego w triumfie Manchesteru United był finalnie znikomy.
Gdyby jednak przyjrzeć się dokonaniom Lewandowskiego, tak w Borussii Dortmund jak i następnie w Bayernie Monachium, to nie ma drugiego takiego Polaka, który tak bardzo odcisnąłby swoje piętno nie tylko na zagranicznym klubie, ale także całej lidze.
W samej tylko Bundeslidze wywalczył on wraz z kolegami osiem tytułów mistrzowskich i pięciokrotnie zostawał królem strzelców rozgrywek. W 332 meczach zdobył 251 goli, co aktualnie daje mu trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów, a niewykluczone, że przy sprzyjających okolicznościach (czyli dobrym zdrowiu) uda mu się zaatakować rekord legendarnego Gerda Muellera.
Do tego wszystkiego dodajmy 71 trafień w Lidze Mistrzów, którą wygrał w ubiegłym sezonie. Taki dorobek plasuje Lewandowskiego na trzeciej lokacie w tabeli wszech czasów, a ustępuje on miejsca jedynie takim kosmitom jak Leo Messi i Cristiano Ronaldo, którzy przez ostatnią dekadę nadawali ton światowej piłce. Polak z każdym rokiem zbliżał się do futbolowego Olimpu i w końcu udało mu się wejść na szczyt. Wygrał Champions League, został wybrany Piłkarzem Roku w plebiscytach UEFA i FIFA, a chociaż z przyczyn niezależnych od niego nie otrzymał Złotej Piłki „France Football”, to i tak osiągnął więcej niż ktokolwiek z poprzedników. Status najlepszego na świecie i to przy tak niewiarygodnie mocnej konkurencji.
W tym miejscu dochodzimy jednak do najważniejszej linii sporu, a więc tego, co Lewandowskiemu udało się osiągnąć wraz z reprezentacją narodową. Czy ćwierćfinał mistrzostw Europy i otarcie się o strefę medalową można porównywać z realnymi medalami mistrzostw świata lub tytułem króla strzelców mundialu? Logicznym stwierdzeniem jest, że nie. Podobną miarkę stosuje się z kolei nie tylko w tym przypadku. Ci którzy podważają klasę Leo Messiego także podnoszą argument, że nie dał on Argentynie tego co Diego Maradona, a więc złota na mistrzostwach świata i będą mieć rację, bo z takimi faktami trudno dyskutować.
To samo zresztą dotyczy tezy, że kariery Bońka, Laty czy Deyny mogły rozwinąć się jeszcze efektowniej, gdyby w czasach słusznie minionych mogli oni wyjechać lub wyjechać wcześniej za granicę.
Czy to jednak oznacza, że nie można Messiego uważać za najwybitniejszego argentyńskiego piłkarza, podobnie jak Lewandowskiego za najlepszego zawodnika w polskiej historii? Nic bardziej mylnego, ponieważ za oboma przemawia zbyt dużo argumentów.
Spór będzie więc trwał. Każdy obóz będzie zbijał argumenty drugiej strony, ale jedno jest pewne. Cieszmy się, że mamy okazję doświadczać na żywo sukcesów Lewandowskiego. Niewykluczone, że jego prawdziwą wielkość docenimy dopiero w momencie, gdy już zejdzie ze sceny.
Grzegorz Garbacik