Musieliśmy czekać prawie cztery miesiące, by przygotować takie zestawienie. Ekstraklasa wyhamowała na bardzo długo, ale kiedy już ruszyła, to z zaskakującą werwą.
Łukasz Zwoliński w czerwcu strzelał jak na zawołanie (fot. 400mm.pl)
KONRAD WITKOWSKI
Za ligowcami bardzo intensywny okres. Klasyczne podsumowanie miesiąca zazwyczaj dotyczy czterech kolejek, niniejsze jest jednak wyjątkowe i obejmuje aż siedem serii gier. Będąc precyzyjnymi: nie oceniamy wyłącznie czerwca, uwzględniamy również pierwszą kolejkę po zawieszeniu zmagań, a ta została rozegrana jeszcze w maju. W ten sposób uzyskujemy pełniejszy obraz tego, jaką dyspozycję prezentowała każda z drużyn po restarcie rywalizacji.
Po ogłoszeniu planu wznowienia ligi, a przed powrotem piłkarzy na boiska, zewsząd padało pytanie: jak to w ogóle będzie wyglądać? Wątpliwości co do formy sportowej były uzasadnione – nikt nie zakładał nagłego wywrócenia terminarza do góry nogami, a przygotowania do restartu stanowiły gigantyczny eksperyment, który na dodatek w każdej chwili mógł zakończyć się fiaskiem. Wielu przewidywało, że pozostawiający sporo do życzenia poziom rozgrywek jeszcze się obniży. Tymczasem, gdy już zabrzmiał pierwszy gwizdek, można było się zdziwić. Podczas kilkunastu tygodni pauzy zawodnicy wcale nie zapomnieli, na czym polega ta zabawa. Mało tego: okazało się, że niektórym nieplanowana przerwa bardzo się przysłużyła. Oto ci, którzy wrócili do gry w najlepszym stylu.
DRUŻYNA
Cztery zespoły prezentowały się szczególnie dobrze, gromadząc w omawianym okresie po 14 punktów. Każdy zaliczył jednak po spektakularnej wpadce. Raków Częstochowa odprawiał z kwitkiem kolejnych rywali w dolnej ósemce, lecz jeszcze zanim nastąpił podział na grupy, drużyna Marka Papszuna zaledwie zremisowała z ŁKS (dla beniaminka z Łodzi to jedyny czerwcowy mecz, w którym zdołał uniknąć porażki). Świetna postawa Lechii pozwoliła jej włączyć się do walki o medale. Gdański zespół byłby jeszcze wyżej w tabeli, gdyby nie potknięcie z Cracovią, która przed tamtym spotkaniem prezentowała się fatalnie, a i później nie zachwycała.
Zostają Legia Warszawa oraz Górnik Zabrze. Jedni powiększyli przewagę nad resztą stawki względem stanu sprzed pandemii, drudzy sprawili niespodziankę, prezentując nie tylko wyborne przygotowanie kondycyjne, ale też co najmniej przyzwoitą grę w piłkę. W rozstrzygnięciu tego dylematu pomoże wynik bezpośredniego starcia, do którego doszło w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego. Marcin Brosz znalazł sposób na pokonanie lidera, w związku z czym to jego ekipie przyznajemy tytuł drużyny miesiąca.
TRENER
W tym przypadku wyróżnienie wędruje na Łazienkowską. Gratulacje za mistrzostwo Polski Aleksandar Vuković będzie odbierać w lipcu, natomiast w poprzednich tygodniach zapracował na pochwały z kilku innych powodów. Po pierwsze: bardzo dobrze przygotował zespół do finiszu rozgrywek pod względem fizycznym oraz mentalnym (tracąc bramkę jako pierwsza, Legia umiała wrzucić wyższy bieg i odwrócić losy rywalizacji). Po drugie: trafia z manewrami taktycznymi. Potwierdził to choćby majowy mecz w Poznaniu, gdy wystawiony w pomocy obrońca Marko Vesović bardzo przydał się w wyłączeniu z gry świetnie dysponowanego wówczas Kamila Jóźwiaka, co miało niebagatelne znaczenie dla przebiegu rywalizacji. Vuković z miesiąca na miesiąc staje się lepszym trenerem – w niedalekiej przyszłości przekonamy się, czy już jest szkoleniowcem na miarę fazy grupowej europejskich pucharów.
PIŁKARZ
Największy wygrany restartu rozgrywek. Łukasz Zwoliński strzelał jak na zawołanie: wystąpił w sześciu meczach, zdobywając w nich sześć bramek. Oszczędził tylko klub, w którym się wychował – podczas drugiego spotkania z Pogonią Szczecin nie wykorzystał rzutu karnego, ale zasłużył, by ten grzech mu wybaczyć. 27-letni napastnik kapitalnie odnalazł się w roli zmiennika. Po wejściu z ławki zdobył bramkę i zaliczył asystę w derbach Trójmiasta, trafił dwukrotnie w potyczce z Górnikiem, dublet ustrzelił także w Białymstoku. Jego gole przełożyły się bezpośrednio na cztery punkty dla Lechii. Półtora roku spędzone w Chorwacji odmieniło Zwolińskiego: wrócił nie tylko bardziej doświadczony, ale też znacznie skuteczniejszy.