Przejdź do treści
Leszek Orłowski: Szatuny i pierdoły

Ligi w Europie La Liga

Leszek Orłowski: Szatuny i pierdoły

Pisze jakże trafnie i przenikliwie Jacek Hugo-Bader w swych „Dziennikach Kołymskich”, że z punku widzenia takiego na przykład niedźwiedzia, człowiek to największa pierdoła w tajdze, z dużą przewagą nad drugą w kolejności. Nie ma ani kopyt, ani pazurów, ani rogów, ani nawet zębów godnych tej nazwy, biega wolno, pływa niezdarnie, latać w ogóle nie potrafi, na drzewa wspina się z trudnością. Jest w lesie całkowicie bezbronny, a mimo tego włóczy się wszędzie i w zasadzie dziwić się należy, że niedźwiedzie nie uczyniły sobie z ludziny podstawowego składnika diety.
Monchi został dyrektorem sportowym Sevilli w 2000 roku, bo klubu nie stać było na nikogo innego

LESZEK ORŁOWSKI

Wszakże zdarzają się niedźwiedzie ludojady. Nazywane są na Syberii szatunami. Szatun, nie najadłszy się dosyć latem i jesienią, w środku zimy budzi się, wychodzi z gawry i krąży po lesie głodny jak… wilk, napadając przeważnie na ludzi. Hugo-Bader opisuje przypadek, jak jeden z owych potworów zatrzymał jadący samochód, a następnie rozpruł blachę od góry i wydłubał kierowcę niczym tuszonkę z puszki. 


Czemu wszystkie niedźwiedzie nie zasadzają się na ludzi, skoro polowanie na nich jest takie proste? Być może zdały sobie sprawę, że człowiek dysponuje jako atutem w walce o przetrwanie grzmiącym i uśmiercającym kijem. Ale to wątpliwie, gdyż strzelba jest stosunkowo świeżym wynalazkiem. Natomiast przez tysiące lat obcowania z Homo sapiens niedźwiedzie chyba mogły zrozumieć – i włączyć taką wiedzę do swego instynktu – że zabicie jednego, drugiego, trzeciego człowieka powoduje nieuchronną zemstę ludzkiej gromady, jest krokiem w istocie rzeczy samobójczym. A w każdym razie swoje geny i upodobania przekazują dalej raczej padlinożercy.


Piłkarski rynek transferowy jako żywo przypomina dżunglę czy tajgę, a ja napisałem właśnie książkę o największej pierdole spośród wszystkich działających na nim ludzi, która wszakże osiągnęła gigantyczny sukces, stała się królem owego rynku, niczym człowiek w tajdze i wszędzie indziej. To Monchi, słynny dyrektor sportowy Sevilli. Jako bramkarz słynął z puszczania szmat, goli z połowy boiska, koledzy i kibice traktowali go bardziej jako klauna niż poważnego futbolistę. Dyrektorem został w 2000 roku, bo klubu nie stać było na nikogo innego niż bezrobotny były golkiper. Nie umiał nic, nie miał ani pazurów, ani rogów, ani kopyt. W dodatku ciągle mu się coś przydarzało. Opiszę tylko jedną akcję (po inne odsyłam do owej książki: „Sevilla FC. Dzieci Monchiego. Opowieść o dwudziestu finałach 2006-20”). W 2012 roku spotkał się z Robinem van Persie, który właśnie rozstał się z Arsenalem. Toczone w hotelowym pokoju negocjacje o przejściu zawodnika do Sevilli zakończyły się porozumieniem, brakowało tylko podpisów. Holender i Monchi już wyciągali długopisy, gdy nagle Monchiego potwornie przypiliło. Wyszedł do toalety, a gdy po 10 minutach wrócił, Van Persie właśnie darł umowę, bo akurat zadzwonili do niego z Manchesteru United…

Jak ktoś taki mógł osiągnąć sukces? Otóż zrobił to dzięki metodyczności. Tak jak ludzka gromada metr po metrze przeczesuje tajgę w poszukiwaniu każdego szatuna, aż ten nie ma się gdzie skryć, tak Monchi i jego ludzie penetrują najsilniejsze ligi, by znaleźć pasujących im piłkarzy; nikt się przed nimi nie uchroni, szef każdego klubu i każdy agent wie, że prędzej czy później, jeśli tylko ma atrakcyjny towar, przyjdzie mu się zmierzyć z Monchim i będzie wtedy nękany tak wieloma rozmaitymi propozycjami, opcjami dokonania transakcji, aż nie pozostanie mu nic innego, jak się zgodzić. Monchi ma bowiem wszędzie swoje oczy, widzi wszystko i wszystko wie o wszystkich piłkarzach na świecie. A z kolei ktoś, kto Monchiego raz wyrolował, będzie potem bezskutecznie czekał na możliwość zrobienia z nim interesu.

Jeśli ktoś czuje, że historia o tym, jak Monchi zbudował na prowincji jeden z najsilniejszych klubów Europy, może go zainteresować, uprzejmie proszę o nabycie mojej książki drogą kupna na stronie www.labotiga.pl. Ucieszę się i ja, i moje konto. 

FELIETON UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 44/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 47/2024

Nr 47/2024