Patryk Małecki (fot. 400mm.pl)
Akurat przypomniała mi się ta opowieść, gdy przeczytałem, co w szatni Zagłębia Sosnowiec jeszcze w marcu nawyprawiał piłkarz Patryk Małecki. Otóż zwyzywał on od najgorszych, używając słów powszechnie uważanych za wulgarne oraz obraźliwe (jak pisze się w takich razach w policyjnych raportach) drugiego trenera Łukasza Matusiaka. Prezes klubu Marcin Jaroszewski wywalił zawodnika z zespołu i zażądał od niego odszkodowania w wysokości 250 (w tak zwanym piku, bo kwota ewoluuje) tysięcy złotych. Małecki długo pultał się w mediach przedstawiając swoją wersję wydarzeń, według której był ofiarą, natomiast władze klubu milczały. Aż w końcu Jaroszewski nie wytrzymał i wygarnął w rozmowie z Interia.pl całą prawdę.
„Porażający jest dla mnie poziom jego chamstwa i agresji” – powiada prezes. I kontynuuje: „Granica nie została przekroczona, tylko przeskoczona. I to nie pierwszy raz. Pani z ochrony prosząc Małeckiego o identyfikator spotkała się z wybuchem agresji i stekiem wyzwisk. Poniżał ją i ubliżał jej publicznie, podobnie jak pracownikowi klubowej telewizji, bo ten pozwolił sobie na krytyczne słowa. Żeby była jasność: to nie było jedno słowo, tylko tyrady gróźb, stek wyzwisk, więzienna nomenklatura. Ci ludzie się najzwyczajniej go bali, w kontekście jego rzekomych znajomości z półświatkiem…”.
No pięknie. Tylko że po tych zeznaniach na pytanie: co teraz zrobić z Małeckim, „jak dojechać do Nowego Jorku” należałoby odpowiedzieć słowami farmera z Kansas czy innego Ohio: „Ja to w ogóle nie stąd bym zaczynał…”. Covid, na który zapadł Jaroszewski gdy Małecki zaczynał brylować w jego klubie, nie usprawiedliwia tolerowania wcześniejszych zachowań zawodnika. Zresztą, nie zaczęło się przecież w Sosnowcu. Cytuję artykuł z lutego 2012 roku ze strony kraków.sport.pl: „Od lipca 2010 roku zdążył odmówić wyjścia na mecz, zwyzywać dziennikarza, obrzucić obelgami piłkarza Cracovii, część kibiców Wisły wysłać na drugą stronę Błoń. Ostatnim „wyczynem” popisał się w meczu ze Standardem Liege, gdy nie podał ręki trenerowi i kopnął w stanowisko kamerzysty”. Google mają dużo do powiedzenia na temat gagatka, gdy wpisze się w wyszukiwarkę hasło „Patryk Małecki wybryki”. Czy doprawdy prezes Jaroszewski, teraz taki Katon, nie wiedział, że podpisuje kontrakt z zawodnikiem, który podczas meczu zwraca się do rywali per „śmieciu”, „pedale”? Czy w 2019 roku, gdy zatrudniał piłkarza, nie miał trwale dostępu do Internetu?
Oczywiście, że miał. Wiedziały zwoje (mózgowe) co brały. Przez całe lata wszyscy: w Pogoni, w Wiśle, w Zagłębiu, o zgrozo też w reprezentacji Polski, wiedzieli, kogo biorą. To doprawdy druzgocące, że człowiek o takich obyczajach i takiej kulturze osobistej jak Małecki przez całe 15 lat, od 2006 roku, miał zatrudnienie w naszym futbolu. Nie, naprawdę, sorry, nie mam ochoty dalej interesować się polską piłką. Do widzenia.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” 20/2021