Stałe fragmenty to oczko w głowie każdego trenera. Nic tak nie cieszy, jak gol po wytrenowanym schemacie. Nic tak nie boli, jak samemu dać się zaskoczyć. Aż co trzeci gol strzelony w Ekstraklasie wyjątkowo cieszy lub boli.
TOMASZ LIPIŃSKI
Piłka nożna powolutku, ale systematycznie zbliża się do ulubionych sportów Amerykanów. Niestety. Większość przecież elementów gry w koszykówkę, baseball i futbol amerykański daje się opisać bezosobowo: w słupkach, tabelkach, punktach. Nieważny człowiek, ważna cyfra. Obiektywne i zimne statystyki triumfują nad subiektywnym wrażeniem piękna czy oceną piękna. Talent niepoparty liczbami stoi na straconej pozycji w pojedynku z wyrobnikiem, ale specjalistą jednej dziedziny. Jak pokazał film „Moneyball” i późniejsi jego naśladowcy, tylko na podstawie wnikliwych analiz danych, umiejętnego ich zestawienia można zbudować drużynę niezłej klasy.
Natomiast już tylko w obrębie europejskiego futbolu takim policzalnym i obliczalnym elementem, gdzie w największym stopniu można ograniczyć rolę przypadku, są stałe fragmenty. Kiedyś były ledwie małym wycinkiem gry, których jakość wykonania i dopracowania nie miała istotnego wpływu na wynik (chyba że na Wyspach). Z czasem rozrosły się do gigantycznych rozmiarów i rosnąć nie przestały, co oczywiście pokazują liczby. Trenerzy często posługują się stwierdzeniem, że przy wyrównanym poziomie drużyn, o wyniku decydują stałe fragmenty. To akurat nie jest banał. Mistrzostwa Europy czy świata dostarczają na to dowodów bez liku.
Zajmijmy się jednak tylko Ekstraklasą, w której – jak wiadomo – każdy może wygrać z każdym, a o przełamaniu impasu lub wykazaniu wyższości decyduje – znów cytat – jakże ważny pierwszy gol. I właśnie te otwierające gole bardzo często padają po stałych fragmentach. Weźmy pod lupę ostatnią kolejkę: w siedmiu meczach, w których piłki znalazły drogę do bramek, w aż pięciu stało się to po strzałach z piłki stojącej. Akurat dosłownie po strzałach: czterech z rzutów karnych i jednym z rzutu wolnego. Jednak we wcześniejszych kolejkach równie dobrze i regularnie działo się tak po dośrodkowaniach z rzutów rożnych i wolnych. By pozostać jeszcze przy 28 kolejce, w której zobaczyliśmy 25 bramek, 13 z nich przyniosły tak zwane akcje, a 12 – stałe fragmenty. W całym sezonie odnotowaliśmy 585 trafień, z czego 200 to owoce skutecznie wykonanych rzutów karnych i wolnych oraz dośrodkowań z piłki stojącej. Ta liczba stanowiąca prawie 34 procent całości byłaby jeszcze wyższa, gdyby dokleić do niej białą plamę w statystykach, jaką ciągle stanowią bramki zdobyte po wyrzutach z autu, od czego specjalistów znajdziemy już w każdym zespole.
Procentowo największym postrachem dla bramkarzy są rzuty rożne. W takich okolicznościach puścili 86 goli (blisko 15 procent wszystkich), drugie miejsce zajmują rzuty karne – 63 (10 procent), a następnie pośrednie rzuty wolne – 40 (7 procent) i bezpośrednie rzuty wolne – 11 (1 procent).
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (13/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”