Piłkarze Legi Warszawa nie będą dobrze wspominali Wielkanocnego Poniedziałku. Mistrzowie Polski bezbramkowo zremisowali przed własną publicznością z Koroną Kielce i nie wykorzystali okazji, aby wskoczyć na fotel lidera Lotto Ekstraklasy przed ostatnią kolejką rundy zasadniczej.
Dla obu ekip stawka spotkania była bardzo wysoka. Legia mogła na kolejkę przed końcem wskoczyć na pozycję lidera i mieć znakomitą pozycję wyjściową przed podziałem punktów. Z kolei Korona jest o włos od grupy mistrzowskiej i zwycięstwo w Warszawie znacznie przybliżyłoby ekipę Macieja Bartoszka do pewnego utrzymania, bo w Kielcach raczej nikt o europejskich pucharach nawet nie myśli.
Początek meczu zapowiadał, że w świąteczny poniedziałek czeka nas naprawdę dobre widowisko. Jedni i drudzy wyszli bardzo zdeterminowani, grali bardzo wysokim pressingiem i wydawało się, że gole są tylko kwestią czasu.
Już w 6. minucie dobrą okazję stworzyli przyjezdni. Miguel Palanca dośrodkował z rzutu wolnego z bocznej strefy boiska, do piłki najwyżej wyskoczył Siergiej Pyłypczuk, jednak jego strzał głową przeszedł tuż obok słupka.
Ta sytuacja bardzo podrażniła gospodarzy, którzy odpowiedzieli dwie minuty później. Świetną indywidualną akcję przeprowadził Vadis Odjidja-Ofoe, dograł do Miroslava Radovicia, ten wyprowadził na lewym skrzydle Adama Hlouska, który próbował znaleźć w polu karnym Hamalainena, ale w ostatniej chwili Fina uprzedził golkiper przyjezdnych.
Cztery minuty później znowu błysnął Ofoe. Belg popisał się kapitalnym podaniem w pole karne do Hamalainena, jednak ten niepotrzebnie przyjmował piłkę i w ostatniej chwili defensorzy Korony oddalili zagrożenie. Minutę później z lewej strony mocne podanie wykonał Michał Pazdan, Ofoe przepuścił futbolówkę do Kucharczyka, ale ten wywalczył tylko rzut rożny. Po dośrodkowaniu z kornera do strzału doszedł Maciej Dąbrowski, na jego drodze stanął jednak jeden z obrońców gości, z dobitką zdążył jeszcze Hamalainen, jednak posłał piłkę w trybuny.
W 17. minucie znowu zagotowało się pod bramką gości. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, piłka wyszła przed pole karne do Ofoe, który bez namysłu oddał strzał – piłkę w ostatniej chwili zgrał jeszcze piętą Radović, ale trafił prosto w bramkarza.
Po świetnym początku Legii do głosu zaczęli dochodzić piłkarze trenera Bartoszka. W 24. minucie kapitalną okazję na zdobycie bramki zmarnował Diaw, którego w ostatniej chwili wyprzedził Jędrzejczyk. Chwilę później błąd w wyprowadzeniu piłki popełnił Pazdan, futbolówkę przejął Nabil Aankour, który dograł do Pyłypczuka, ten mocno uderzył z 17. metrów, ale niecelnie.
Reprezentant Polski popełnił kolejny błąd cztery minuty później. Obrońca stracił piłkę na rzecz Palanki, który wyprowadził Kiełba przed pole karne, piłkarz Korony uderzył z dystansu prosto w Malarza. Bramkarz Legii na początku odbił piłkę przed siebie, jednak chwilę później zdążył wślizgiem wybić futbolówkę na aut. Trzy minuty później golkiper mistrzów Polski odbił strzał Pyłypczuka na rzut rożny. Pierwszą połowę zakończył strzał z dystansu Kiełba, który przeszedł pół metra nad poprzeczką.
Przerwa jednak nie wpłynęła pozytywnie na zawodników obu zespołów. Mecz był toczony w dosyć sennym, wręcz świątecznym, tempie, a ciekawych sytuacji było jak na lekarstwo. O dziwo, inicjatywę przejęli zawodnicy Korony, jednak nie mieli kompletnie pomysłu na sforsowanie warszawskiej defensywy. Zresztą legioniści również nie potrafili wymyślić planu, który pozwoliłby rozszczelnić kielecką obronę. Blokiem obronnym świetnie dowodził Radek Dejmek, który znakomicie się ustawiał i przerwał mnóstwo akcji mistrzów Polski.
Na pierwsze zagrożenie pod bramką czekaliśmy aż do 66. minuty. Wówczas piłkę z prawej strony pola karnego dostał Radović, próbował zaskoczyć bramkarza strzałem z zewnętrznej części stopy, jednak futbolówka przeszła kilkanaście centymetrów obok słupka.
Przyjezdni atakowali, dłużej gościli na połowie gospodarzy, jednak nic z tego nie wynikało. Piłkarzom Korony brakowało dobrego ostatniego podania, które mogłoby wyprowadzić jednego z kielczan do dogodnej sytuacji. W 79. minucie groźnie zrobiło się pod bramką Legii – na strzał zdecydował się Aankour, ale dobrze odbił piłkę Malarz. Trzy minuty później kapitalną okazję zmarnował Kiełb, którego świetną paradą zatrzymał bramkarz warszawskiej ekipy.
Ostatecznie kibice przy Łazienkowskiej nie zobaczyli ani jednego trafienia i Legia cały czas zajmuje pozycję wicelidera. W sobotę mistrzowie Polski zagrają na wyjeździe z Cracovią, a Korona podejmie u siebie Bruk-Bet Termalikę Nieciecza.
fot. C. Musiał