Przejdź do treści
Legendy Futbolu: Koszulka Rossiego, Janas, United, szybki koniec, czyli Eric Cantona (4)

Ligi w Europie Świat

Legendy Futbolu: Koszulka Rossiego, Janas, United, szybki koniec, czyli Eric Cantona (4)

PilkaNozna.pl kontynuuje cykl „Legendy Futbolu”. W każdą środę prezentujemy sylwetkę osobowości ze świata piłki nożnej, która zapisała się złotymi zgłoskami na kartach historii tej dyscypliny. Tym razem pochyliliśmy się nad zawodnikiem, który nie odniósł sukcesów ze swoją reprezentacją, nigdy nie zagrał w finałach mistrzostw świata, nie był także królem strzelców w żadnym sezonie swojej kariery. Mimo to Eric Cantona był geniuszem, uważanym przez kibiców Manchesteru United za najlepszego gracza w historii klubu.

Legendy Futbolu: Inter, Milan, Juve, Mussolini, czyli Giuseppe Meazza (1) – KLIKNIJ!

Legendy Futbolu: PSV, Barcelona, porwanie, polski oszust, czyli Romario (2) – KLIKNIJ!

Legendy Futbolu: Major, złota jedenastka, ucieczka, Real, czyli Ferenc Puskas (3) – KLIKNIJ!

Cantona przyszedł na świat 24. maja 1966 roku. Całe dzieciństwo spędził w Marsylii, ale do słynnego Olympique trafił stosunkowo późno. Pierwsze kroki stawiał bowiem w FC Caillois, a z tego zespołu przeniósł się od razu do AJ Auxerre, którego zawodnikiem był w latach 1983 – 88 (w tym czasie był wypożyczony na rok do FC Martigues). W zespole z Burgundii spotkał się z Pawłem Janasem, który przeniósł się do Francji po udanym mundialu w Hiszpanii. Z tego turnieju Janas przywiózł niezwykłą pamiątkę – koszulkę Paolo Rossiego, z którym wymienił się po meczu Polski z Włochami. Kiedy 16-letni wówczas Eric zobaczył u starszego kolegi z zespołu koszulkę swojego idola, tak długo chodził za „Janosikiem”, aż ten w końcu dał mu trykot Azzurrich z numerem 20. Cantona często przywdziewał ten strój na treningach, a partnerzy z zespołu wkrótce zaczęli wesoło wołać na niego „Paolo”.

Niepokorny artysta

Już w Auxerre dał się poznać jako krnąbrny typ człowieka, a po bójce z Bruno Martinim, bramkarzem zespołu, mimo że na boisku prezentował się bardzo dobrze, musiał opuścił drużynę. Wtedy też był świeżo upieczonym mistrzem Europy U-21, więc na brak ofert nie narzekał. Wybrał grę w swoim mieście i tak w 1988 roku trafił do Olympique Marsylia, z którym w premierowym sezonie świętował mistrzostwo i Puchar Francji. Ale niedługo sielanka się skończyła. Po zakończeniu rundy jesiennej Cantona dopuścił się znieważenia klubowej koszulki. Kiedy trener zdjął go z boiska podczas towarzyskiego meczu z Torpedo Moskwa, ten zbeształ swojego pryncypała, ściągnął koszulkę i cisnął nią w ławkę rezerwowych. Taki incydent nie przeszedł bez echa – Cantona został wypożyczony do Bordeaux, w którym zagrał 11 meczów, strzelając przy tym 6 goli. Talentem Erica zachwycili się właściciele Montpellier, którzy w ramach wypożyczenia ściągnęli go do siebie. W ekipie La Paillade występował tylko przez rok, ale w tym czasie zdążył sięgnąć z nią po puchar Francji. Później wrócił w końcu do Olimpique, gdzie wciąż nie mógł się dogadać z władzami klubu, co poskutkowało transferem do Nimes. W tym zespole również nie obeszło się bez skandalu. W jednym z meczów nasz bohater rzucił w sędziego piłką, za co został usunięty z boiska. Później oczywiście musiał stawić się w Wydziale Komisji Dyscyplinarnej. Na rozprawie usłyszawszy wyroku dwóch miesięcy dyskwalifikacji, podszedł do członków komisji i wykrzyczał im w twarz: „Idioci!”, po czym opuścił salę.

Wydawało się, że ten incydent, jak wszystkie poprzednie, spłynął po Ericu jak po kaczce, ale nie tym razem. W grudniu 1991 roku 25-letni zawodnik powiedział, że kończy karierę. Wszyscy byli w szoku. Jak to, nietuzinkowy gracz, który ma prowadzić reprezentację Francji do sukcesów zawiesi buty na kołku w najlepszym wieku dla piłkarza? Interweniować postanowił selekcjoner Tricolores, Michel Platini, który namówił Erica do zmiany otoczenia. Cantona po przemyśleniu sprawy przeprowadził się na Wyspy, dołączając do Sheffield Wednesday.

Z tego klubu szybko przeniósł się do Leeds United i tak zaczęła się jego poważna przygoda z angielską piłką. Drużynie „Pawi” wydatnie pomógł w zdobyciu trzeciego mistrzostwa w historii, co w następnym sezonie zaowocowało transferem do Manchesteru United.

Legenda Czerwonych Diabłów

Sympatycy Leeds, delikatnie rzecz ujmując, nie byli zachwyceni tym transferem. Sir Alex Ferguson za francuskiego napastnika wyłożył 1,2 mln funtów, co jak pokazała przyszłość było ceną promocyjną. W końcu w ekipie z Old Trafford dorobił się pseudonimu „Le Dieu”, czyli bóg. Od razu po trafieniu do Manchesteru zaczął grać z „7″ na koszulce. Przejął ten numer po Bryanie Robsonie, który wtedy zmagał się z przewlekłą kontuzją.

Kiedy przeszedł z Leeds kibice Czerwonych Diabłów byli nastawieni do niego sceptycznie, jednak niedługo potem pokochali go bezgraniczną miłością. Francuski brylant miał szczęście, że trafił na sir Alexa, bowiem ten wiedział jak do niego dotrzeć. Obydwaj panowie dogadywali się perfekcyjnie, co przekładało się na dyspozycję „Le Dieu” na boisku. W pierwszym sezonie w koszulce Red Devils Cantona pomógł drużynie zdobyć pierwsze od 26 lat mistrzostwo Anglii. Rok później Man. Utd sięgnął już po dublet. W ciągu pięciu lat gry Cantony w ekipie Czerwonych Diabłów, czterokrotnie kończyli oni rozgrywki ligowe na szczycie tabeli, także cztery razy zdobywali Tarczę Dobroczynności i dwa razy Puchar Anglii.

Pod koniec stycznia 1995 roku Cantona dostał czerwoną kartkę w meczu z Crystal Palace, i schodząc z boiska nie zdzierżył obelg rzucanych w jego stronę przez kibica – z pełnym impetem kopnął obrażającego go mężczyznę, za co został zawieszony na ponad 8 miesięcy. Ponadto zapłacił 31 tysięcy funtów kary i musiał odbyć 120 godzin prac społecznych. Niewielu kibiców wie, że podobna sytuacja zdarzyła się Ericowi już wcześniej. W 1985, grając na wypożyczeniu w Martigues, również zaatakował kibica, który wypowiadał inwektywy pod jego adresem. Wtedy otrzymał „tylko” czerwoną kartkę od sędziego. Wiele lat po odbytej dyskwalifikacji Eric całkiem poważnie powiedział, że najlepszym co go spotkało w karierze, było kopnięcie chuligana.

Pech reprezentacji

W ekipie Trójkolorowych rozegrał 45 meczów, strzelił 20 goli. Nigdy nie zagrał w finałach mistrzostw świata, tylko raz brał udział w nieudanym dla Francji Euro. Największy zawód przeżył jednak w eliminacjach do mundialu w USA. Drużynie Gerarda Houlliera na dwa mecze przed końcem brakowało punktu do awansu. W dodatku obydwa spotkania rozgrywane były na Parc des Princes. W pierwszej konfrontacji stała się rzecz niebywała – gospodarze nieoczekiwanie przegrali z ostatnim w grupie Izraelem 2:3, i zrobiło się niebezpiecznie. Kiedy do Paryża przyjechała mocna Bułgaria nastroje w reprezentacji Tricolores były bojowe. Wypełniony do ostatniego miejsca stadion czekał na awans. Wszystko szło zgodnie z planem – Cantona strzelił pierwszą bramkę. Jeszcze przed przerwą wyrównał Kostadinow, ale taki wynik cały czas premiował gospodarzy. Druga połowa przyniosła mnóstwo emocji, jednak gole nie chciały paść. Wydawało się, że mecz zakończy się remisem, kibice już bukowali bilety do Stanów Zjednoczonych, a tymczasem na szalony strzał zdecydował się Kostadinow i… zapewnił Bułgarii występ na mistrzostwach kosztem Francji. To był szok dla całego kraju. Cantona po nałożeniu kary za atak na kibica już nigdy nie zagrał w drużynie narodowej. Tak zakończyła się jego przygoda z reprezentacją.

Szybki koniec

Buty na kołku też zawiesił szybko, bo już w wieku 31 lat. Taka decyzja dziwiła i nie był to kolejny kaprys, Cantona chciał odejść w pełni formy. Skończył karierę po swoim najlepszym sezonie i nikt go od tej decyzji nie odwiódł. Widział też, że w drużynie Czerwonych Diabłów coraz większą rolę odgrywają młodzi Giggs, Scholes, czy Beckham. Na wszystkich „Le Dieu” miał olbrzymi wpływ.

Miał szczególnie rozpoznawalny styl – kiedy strój mu na to pozwalał zawsze stawiał kołnierzyk. Podkreślał tym swoją wartość, na boisku był jak artysta wodzący pędzlem po płótnie. W całej karierze nie zdobył wiele bramek jak na napastnika, ale nie był to typowy snajper. Miał niezwykły zmysł dyktowania tempa gry. Mimo że był indywidualistą, potrafił grać altruistycznie. Jego jedno nieszablonowe zagranie potrafiło natychmiast otworzyć drogę do bramki. Miał również nieziemski drybling i grał niezwykle efektownie, posiadał zdolność strzelania pięknych goli. Był despotą i pouczał wszystkich dokoła, a sir Alex Ferguson przygotował mu nawet oddzielne pomieszczenie, w którym przygotowywał się do meczów, spełniając tym samym jego zachciankę. W Manchesterze Cantonie nie brakowało ptasiego mleka, a on odpłacał się zespołowi z nawiązką. W 1996 roku został piłkarzem roku w Anglii, a w 2005 roku w plebiscycie Barclays został wybrany najlepszym zawodnikiem w historii Premier League. Kibice Manchesteru również wybrali go na największego futbolistę swojego klubu i do dziś śpiewają pieśni na jego cześć.

Po zakończeniu kariery w 1997 roku Eric w Monte Carlo zasmakował Beach Soccera i od razu zakochał się w tej dyscyplinie. Został grającym trenerem reprezentacji Francji, sięgając z nią po mistrzostwo świata. Oprócz tego, z różnym skutkiem, próbował swoich sił w roli aktora.

Można pomniejszać rolę Cantony w historii futbolu, bo przecież nie odniósł sukcesu z reprezentacją. Można argumentować, że gdyby nie jego krnąbrny charakter osiągnąłby więcej, zwłaszcza przed przenosinami do Anglii. A może jednak arogancja pomogła „Le Dieu”? Już nigdy się tego nie dowiemy. Jedno jest natomiast pewne – Eric Cantona był wybitnym piłkarzem, o olbrzymich umiejętnościach.

Oto próbka jego możliwości z czasów gry w Manchesterze United – KLIKNIJ!

Adrian KOLIŃSKI,
PilkaNozna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 46/2024

Nr 46/2024