Lechia remisuje w Kielcach
W meczu kończącym sobotnie zmagania w Ekstraklasie Korona podejmowała na stadionie w Kielcach lidera tabeli – Lechię. Ostatecznie mecz zakończył bezbramkowym remisem.
fot. Łukasz Skwiot
Faworytem była oczywiście drużyna przyjezdnych. Lechia ostatni raz punkty w lidze straciła jeszcze we wrześniu, kiedy musiała uznać wyższość Wisły w Płocku. Od tego czasu notowała wyłącznie remisy i zwycięstwa, ze wskazaniem na te ostatnie. Za Koroną przed meczem stał jedynie własny obiekt. Co prawda w poprzednim sezonie udało jej się dwukrotnie wygrać z Lechią (1:0 w Kielcach i 5:0 w Gdańsku), ale wtedy drużyna gości była zupełnie inna.
Pierwsze minuty były „szarpane”, brakowało płynności w poczynaniach zarówno jednej, jak i drugiej drużyny. Bardziej skupiały się one na przeszkadzaniu rywalom niż na kreowaniu własnych okazji.
W 17 minucie pierwszą świetną sytuację stworzyli sobie goście. Flavio Paixao zagrał delikatnie w pole karne do wychodzącego sam na sam Jarosława Kubickiego. Świetnie w tej sytuacji zachował się jednak Michał Miśkiewicz, który wyszedł do rywala i powstrzymał go przed strzeleniem gola. Chwilę później przyjezdni mieli kolejną okazję, ale błędu bramkarza Korony nie udało się wykorzystać.
Po pierwszych, trochę chaotycznie przeprowadzanych akcjach, poczynania obu zespołów nabrały płynności i tylko nieznacznie w rozgrywaniu przeszkadzała im śliska murawa. W 23 minucie okazję mieli gospodarze. Po wykonywanym rzucie rożnych piłka trafiła do stojącego przed polem karnym Marcina Cebuli. Piłkarz Korony uderzył, ale piłka niestety minimalnie minęła bramkę gości.
Tuż przed 30 minutą Lechia miała kolejne dwie okazje do strzelenia gola w Kielcach. W pierwszej Filip Mladenović uderzał na bramkę po tym, jak piłkę klatką piersiową zgrał mu Artur Sobiech. W tej sytuacji górą był Miśkiewicz. Chwilę później po zagraniu z rzutu rożnego uderzał Michał Nalepa, ale w tym przypadku piłka poleciała wysoko nad poprzeczką. Lechia była zdecydowanie lepiej zorganizowaną drużyną. Oprócz tego, że sama stwarzała zagrożenie, to umiejętnie blokowała Michaela Gardawskiego i Bartosza Rymaniaka, co skutecznie utrudniało w pierwszej połowie meczu grę Korony.
Już na początku drugiej części Lechia miała idealną okazję do objęcia prowadzenia. Sobiecha na linii własnego pola karnego faulował Joonas Tamm, a sędzia nie wahał się przy podyktowaniu rzutu karnego. Do piłki podszedł Paixao, ale uderzenie Portugalczyka minęło bramkę Miśkiewicza.
10 minut później przed dobrą okazją do strzelenia gola stanął Felicio Brown Forbes, ale uderzenie piłkarza Korony minimalnie minęło bramkę Lechii. To był jednak tylko jeden ze zrywów gospodarzy. Lechia wciąż miała przewagę w meczu i jedyne, czego jej brakowało, to wykończenia jednej ze stwarzanych sytuacji.
Kolejne okazje należały do gości z Gdańska. W 67 minucie Mladenović dograł do Sobiecha, którego jednak asekurował Gnjatić. Piłkę po raz kolejny złapał Miśkiewicz. 15 minut przed końcem spotkania była powtórka sytuacji: Mladenović do Sobiecha i skuteczne interwencja Miśkiewicza, który mimo popełnianych raz na jakiś czas błędów, był chyba najlepszym piłkarzem swojej drużyny w sobotnim meczu.
Ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem, a taki rezultat z pewnością najbardziej ucieszył wszystkich fanów Legii. Drużyna z Warszawy ma szansę odrobić kolejne punkty do lidera.
RK, PilkaNozna.pl