Lechia podzieliła się punktami z Górnikiem
Pierwszy sobotni mecz 4. kolejki Lotto Ekstraklasy zakończył się podziałem punktów. Lechia Gdańsk zremisowało przed własną publicznością z Górnikiem Zabrze (1:1).
Igor Angulo zdobył kolejnego gola w tym sezonie (fot. Michał Chwieduk / 400mm.pl)
Górnik od początku sezonu spisuje się znakomicie i praktycznie w każdym kolejnym meczu daje pokaz ofensywnego, a co ważniejsze, skutecznego futbolu. Zawodnicy Marcina Brosza odprawili już z kwitkiem Legię Warszawa oraz Wisłę Kraków i naprawdę niewiele brakowało, by wywieźli punkty z Białegostoku. Prym w młodym zespole z Zabrza wiedzie doświadczony hiszpański napastnik Igor Angulo, który w trzech pierwszych kolejkach zdobył sześć goli.
Jeśli zaś chodzi o Lechię, to ta po udanym starcie i wygranej z Wisłą Płock, w kolejnych dwóch spotkaniach nie zdobyła ani jednego punktu. Trener Nowak ma swoje problemy, ponieważ kilku kluczowych graczy uskarża się na kontuzje i ma to swoje wymierne przełożenie na wyniki drużyny. Dobra wiadomością dla gospodarzy był powrót do gry Sławomira Peszki, który pauzował za czerwoną kartkę otrzymaną jeszcze w poprzednim sezonie.
Od pierwszych minut na boisku dominowali gospodarze, którzy raz za razem zapędzali się pod pole karne Górnika. Tomasz Loska nie był jednak zmuszony do wykazania się swoimi umiejętnościami, w przeciwieństwie do Dusana Kuciaka. Bramkarz Lechii musiał interweniować po groźnym uderzenie Angulo, który dość niespodziewanie znalazł się z piłką w „szesnaste” gdańszczan i oddał strzał. Tym razem Lechii się jednak upiekło.
Górnik skupił się na kontratakach i w 20. minucie powinien objąć prowadzenie. Zabrzanie przeprowadzili szybką akcję, Damian Kądzior został obsłużony świetnym prostopadłym podaniem z głębi pola i znalazł się w sytuacji sam na sam Kuciakiem. Piłkarz Górnika nie zdecydował się na strzał, ale odegrał do ustawionego z boku Angulo. Hiszpan mając przed sobą pustą bramkę… nie zdołał w nią trafić. Ależ pudło!
Im dalej w mecz, tym gra coraz bardziej się wyrównywała. Lechia nadal miała niewielką optyczną przewagę, jednak niewiele z tego wynikało. Gospodarze nie potrafili stworzyć sobie choćby jednej stuprocentowej szansy, natomiast przyczajony Górnik czekał na kolejną dobrą okazję… i w końcu się doczekał.
W 39. minucie Łukasz Wolsztyński przedłużył głową piłkę wrzuconą z autu, a ta spadła po nogi Igora Angulo. Lider klasyfikacji najlepszych strzelców ekstraklasy tym razem się nie pomylił i trafił do siatki. Wydaje się, że Dusan Kuciak mógł w tej sytuacji zrobić nieco więcej.
W pierwszej połowie kolejnych bramek już nie zobaczyliśmy, a piłkarze schodzili do szatni przy akompaniamencie huku petard, które zostały odpalone przez kibiców.
Piłkarze Nowaka ruszyli po zmianie stron do odrabiania strat, ale w ich atakach nadal brakowało konkretów. Kiedy już Lechia dochodziła pod pole karne gości, zawsze brakowało ostatniego podania, pomysłu na lepsze, bardziej zaskakujące rozegranie.
Nadeszła w końcu 55. minuta, kiedy to w pole karne Górnika przedarł się Flavio Paixao, który próbował wrzucić piłkę pod bramkę i trafił w rękę sunącego na wślizgu Mateusz Wieteski. Sędzia nie miał wątpliwości i wskazał na „wapno”. Pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Marco Paixao i spotkanie zaczęło się od nowa.
Jak się okazało, kolejnych bramek już w Gdańsku nie obejrzeliśmy. Górnik wywiózł punkt z gorącego terenu, chociaż miał na tyle okazji, że powinien bez problemy sięgnąć po pełną pulę. Jeśli zaś chodzi o Lechię, to ta przełamała złą passę, a jedno „oczko” wywalczone na własnym terenie to na pewno nie jest to, o co chodziło trenerowi Piotrowi Nowakowi.
PiłkaNożna.pl