Kylian Mbappe. Chłopiec zwany pożądaniem
Ledwie kilka miesięcy temu zyskał pełnoletniość, a za chwilę może zostać najdroższym piłkarzem świata. Jest jak ulepieni w jedną całość Thierry Henry i Pele. Wciąż pragnie go Madryt, ale to w Paryżu mają więcej pieniędzy i wiedzą, kto to jest Willy.
ZBIGNIEW MUCHA
Wilfried Mbappe, ojciec Kyliana, to człowiek, który prowadzi syna za rękę od lat. Trenował go osobiście w podparyskim AS Bondy, potem pojechał z nim do Monaco, w międzyczasie z satysfakcją przyjmując co ciekawsze propozycje odbycia przez syna stażu, ale i grzecznie odmawiając ludziom przekonanym o tym, że mogą wszystko tylko dlatego, że stoi za nimi herb oraz księgowy Realu Madryt lub Chelsea Londyn. Tymczasem wiele wskazuje na to, że wszystko może dopiero Nasser Al-Khelaifi, a doświadczenie w negocjacjach z rodzicami piłkarzy Katarczyk zyskał już tego lata bogate.
Kto go chce?
Na niewiele ponad tydzień do zamknięcia okna transferowego w sprawie przeprowadzki Kyliana Mbappe wiadomo bardzo dużo i nic. Przede wszystkim cudowny dzieciak z Monaco związany jest kontraktem z klubem do 30 czerwca 2019 roku. Można przypuszczać, że sportowo wciąż będzie się rozwijał, ale w Monaco osiągnął już chyba sufit. Po oszałamiającym sezonie cena za jego kartę wydaje się niebotyczna, nawet jeśli jest mocno przesadzona, i zdają sobie z tego sprawę także zarządzający Monaco. Więc skoro jest szaleńcze zapotrzebowanie ocierające się niebezpiecznie o pożądanie, oni prawdopodobnie je zaspokoją, wykorzystując nadarzającą się koniunkturę.
Czerwcowa oferta PSG, w wysokości 130 milionów euro, zaledwie 60 dni temu wydawała się górą złota. Transfer Neymara zmienił optykę i kąt postrzegania, zatem dziś to nie góra, a zaledwie kopczyk. W Paryżu wiedzą, że ostatnią rzeczą, jaką chce zrobić wiceprezydent Monaco Wadim Wasiljew, byłoby osłabienie zespołu kosztem podrażnionego lwa ze stolicy, dlatego Rosjanin zawsze wybierze ofertę Manchesteru City lub Realu Madryt, no chyba że PSG da dużo więcej. A może dać, bo szejkowie dysponują praktycznie nieograniczonymi środkami i im akurat żaden krach nie grozi.
Zawodnik wydaje się zdecydowany na odejście. Już dawno co prawda zadeklarował, że najchętniej z koszulki usunąłby czerwoną połówkę i przywdział cały, idealnie biały trykot Realu, wygląda jednak na to, że granatowego i szykownego stroju paryżan również by się nie brzydził. Tym bardziej że Real ponoć nie był skłonny spełnić jego wymagań finansowych, natomiast Paryż uczynił to bez zbędnych targów, zaś ustne porozumienie z familią Mbappe jest już tajemnicą poliszynela.
Trener Monaco Leonardo Jardim wyznał niedawno na konferencji prasowej, że otrzymał jasne polecenie z góry, by posadzić Pełzaka (ksywka wymyślona przez Benjamina Mendy’ego, a wzięta z serialu animowanego) na ławce w wygranym 4:1 meczu z Dijon. Czyżby jawne przygotowywanie gruntu pod spodziewany transfer? Pewnie tak, z drugiej jednak strony mógł to być sygnał ostrzegawczy z klubu, który od pewnego czasu negocjuje z francuskim nastolatkiem przedłużenie umowy, podczas gdy ten jednocześnie swawolnie zerka w kierunku Pól Elizejskich, a nawet publicznie wypowiada się o chęci gry u boku takich gwiazd jak Neymar czy Edinson Cavani. Niby ostatnio opublikował swoje zdjęcie na tle flagi Monako, ale i tak kluczowe miały być zaplanowane na drugą połowę sierpnia rozmowy ojca z Wasiljewem. Monaco wcale nie wykluczało scenariusza z prolongatą umowy i zgodą na transfer, ale dopiero za rok. W przypadku oporu i niechęci ze strony przedstawicieli zawodnika może dojść do kolejnej próby sił (ławka) lub ostatecznego zakończenia sprawy – także dla dobra drużyny, która jest już zmęczona niepewnością – czyli transferu last minute.
Jeżeli wygra opcja numer 2, to w tej chwili oferta oscyluje wokół 190 milionów plus 33 z ewentualnych, acz bardzo prawdopodobnych bonusów. Nie przypadkiem właśnie tyle. Po zsumowaniu wychodzi 223, czyli o milion więcej niż kosztował Neymar. Bo to Francuz musi być przecież znów – jak swego czasu Zinedine Zidane i jeszcze miesiąc temu Paul Pogba – najdroższym piłkarzem globu. Pytanie tylko, jak na takie dictum zareaguje niewolny od narcyzmu Neymar.
Dlaczego go chcą?
Różnica między sposobem zarządzania i dochodzenia zaszczytów między Monaco i PSG jest oczywista, a wynosi plus minus miliard euro. Jeżeli bowiem przeprowadzka Kyliana dojdzie do skutku, PSG na nowych graczy tego lata wyda prawie pół miliarda (nie licząc pensji), natomiast Monaco na sprzedaży kilku ważnych elementów zespołu, który sięgnął po sensacyjne mistrzostwo Ligue 1, zarobi – z grubsza licząc – 400 milionów (plus zejdzie z kosztów związanych z pensjami). Jedni i drudzy doskonale wiedzą, co robią, obu stronom będzie się to opłacać. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego wszyscy tak bardzo pragną chłopca o kameruńsko-algierskich korzeniach.
Otóż mówimy o kimś, kto w wieku 18 lat poprowadził klub do mistrzostwa Francji, półfinału Champions League, wkroczył do drużyny narodowej, został najlepszym młodym graczem ligi francuskiej i wybrano go do jedenastki minionej edycji LM, a w całym sezonie rozegrał 44 mecze, zdobył 26 bramek i dołożył 14 asyst.
Mówimy także o kimś, kto z równą swobodą wypada w grze na skrzydle, jak i środku ataku, który kocha drybling i szybkość, ale odnajduje się w najbardziej zaawansowanych kombinacjach, stojąc tyłem do bramki, mocując się ze stoperami. I wie, gdzie lubi w polu karnym spadać piłka. O kimś, kto posługuje się obiema nogami, a głową również potrafi, ma technikę, szybkość i dynamikę, a powoli zyskuje siłę. O kimś, o kim Jeremy Toulalan powiedział, że ma umiejętności nieadekwatne do wieku, i o kim mówi się jako o nowym Thierrym Henrym.
Faktycznie przypomina byłego snajpera Kanonierów, ale ma w sobie również coś z Pelego. Nie tylko oczy, technikę, miękkość ruchów i młodzieńczy entuzjazm, identyczny z tym, dzięki któremu Król został mistrzem świata w wieku 17 lat. – W jego grze jest coś wyjątkowego – nie ma wątpliwości Bernardo Silva.
– Pod wieloma względami przypomina mi jednak Henry’ego – mówi Arsene Wenger.
– Ale technicznie jest lepszy – protestuje Jean Petit.
– Poznałem go w końcu – napisał przywołany do tablicy Henry w felietonie na łamach „The Sun”. – Widać, że ma głowę na karku. Jest pełen szacunku dla innych i bardzo cichy, ale podajcie mu piłkę, a wtedy przemówi i już nie będzie cichutki.
Nie uniknie porównań do Henry’ego. Obaj urodzili się pod Paryżem, obaj zostali przepuszczeni przez sito łowców PSG, obaj poszli do Clairefontaine i obaj pierwsze kroki w dorosłym futbolu stawiali w Monaco. Tyle że TH, zanim w końcu wyjechał do Juventusu, przez pięć sezonów w Monte Carlo zdobył w sumie 20 ligowych bramek, zaś Mbappe 15 tylko w poprzedniej edycji.
Jako jedyny w kadrze nieletni sięgnął po mistrzostwo Europy do lat 19 i strzelił pięć goli na turnieju. Didier Deschamps, obecny selekcjoner dorosłej reprezentacji Francji, zakochał się w nim natychmiast i wraz z pierwszym powołaniem oznajmił, że będą następne. Uczynił Mbappe pierwszym reprezentantem urodzonym już po tym, jak Dede, Zizou i spółka zdobyli dla Francji mistrzostwo świata w 1998 roku. – Bo jakość nie ma wieku, jego siłą jest spokój i opanowanie w sytuacjach jeden na jeden, jakże rzadkie u tak młodych zawodników – mówi.
Kim on jest?
Cudowny dzieciak zdobył Monaco z marszu. Dostał się do zespołu w sezonie 2015-16, gdy kilku graczy rozjechało się po reprezentacjach, a trener Jardim bawił na obserwacjach w Ameryce Południowej. Gdy wrócił, dowiedział się od asystentów, że ma w klubie perłę, chłopczyka, który zaproszony na trening wziął się za zakładanie siatek szkoleniowcom. W efekcie w wieku 16 lat i 347 dni został najmłodszym debiutantem w historii ASM, wyrzucając na śmietnik dokonania Henry’ego, a dwa miesiące później identyczną przykrość czyniąc Titiemu, kiedy zdobył swoją premierową bramkę. A mimo to wciąż grał na kontrakcie juniorskim. Ojciec, domagając się nowej umowy, twardo negocjował jedynie zapis o szansach, jakie syn będzie otrzymywał na boisku.
– Gdyby miał być piątym czy szóstym wyborem na swojej pozycji, mógłby być nim równie dobrze w największych klubach Europy – wypalił papa w rozmowie z „L’Equipe”.
Wasiljew irytował się, bo wokół chłopaka zaczęli się kręcić ludzie z Arsenalu i PSG, zagroził nawet cofnięciem znów do drużyny juniorów. Pieniądze stały początkowo jakby z boku, choć gdy w końcu młodzieniec parafował wszystkie papierki, stał się bogatszy o 1,5 miliona euro (tyle wart był sam podpis) i 80 tysięcy euro przelewanych każdego miesiąca. Wówczas wydawało się to zawrotną kwotą, zwłaszcza że zwyczajowo pierwszy kontrakt w ASM wynosi około 5 tysięcy euro.
Przed ukończeniem 15 roku życia ćwiczył w Clairefontaine, razem z tatą zwiedził akademię Chelsea Londyn, a w końcu poleciał do Madrytu. Nie po to, by zrobić sobie fotkę z Cristiano Ronaldo – choć po to również, więc dziś zdjęcie malca z CR7 krąży po sieci – ale zaproszony został przez Zidane’a. Wielki Francuz nie był jeszcze panem trenerem, ale jako pracownik klubu gorąco namawiał Kyliana do dalszego rozwoju właśnie w królewskich barwach. Ten jednak zdecydował się wrócić do Monaco, wychodząc z założenia, że na Real ma jeszcze czas. Nikt wtedy nie przypuszczał, na czele z samym Zizou, że tego czasu tak naprawdę nie ma… Gdyby wówczas Florentino Perez bardziej zaufał Zidane’owi, zaświecił przed oczami banknotami i obietnicami, dziś miałby gwiazdę. Chłopiec okazał się odporny na wszystko, a mógł zwariować. Trafił do klubu, którego był fanem, uściskał go sam Cristiano – bohater jego 20 plakatów z dziecinnego pokoju, a mimo to musiał spakować plecaczek i wrócić do Francji. Bo tak zadecydował papa.
Senior wytłumaczył synowi, że lepiej mu będzie w szkółce Monaco, nawet jeśli nigdy malcowi nie przyszło do głowy ustroić ścian pokoju plakatami Radamela Falcao czy Joao Moutinho. Zaufał ojcu, a Wilfried ma zimną głowę: potrafi się zdystansować, przy okazji odseparować syna od menedżerów i złych doradców. Rozmawia osobiście z tymi, którzy chcą rozmawiać z Kylianem, ewentualnie odsyła do specjalistycznej kancelarii prawnej, która dba o rodzinny interes. Dzięki temu w przypadku Mbappe mamy do czynienia z gwiazdą ułożoną, przygotowaną na starcie z futbolowo-marketingową maszyną, wciąż jeszcze zawodnikiem, który darzy szacunkiem starszych i nie wstydzi się, że po treningu zabiera go mama; nawiasem – była szczypiornistka.
Sport zresztą zawsze był obecny w rodzinie Mbappe. Dziesięć lat starszy Jires Kembo Ekoko, wieloletni napastnik Rennes, został jako dziecko wysłany z Kinszasy w Zairze do Francji, by wyszkolił się jako piłkarz. Trafił do Bondy, pod skrzydła Wilfrieda Mbappe, ten szybko stworzył rodzinę zastępczą i został jego prawnym opiekunem, a Jires (imię na część Alaina Giresse’a – wybitnego francuskiego pomocnika) starszym, przybranym bratem i zarazem pierwszym, prawdziwym idolem małego Kyliana. Tyle że sam dziś gra w Dubaju, natomiast młodszy brat za tydzień lub najdalej za rok zapisze się w historii futbolu.