Kulisy chorwackiego sukcesu
Drużyna Zlatko Dalicia zachwyciła na mundialu w Rosji, kradnąc serca milionów kibiców na całym świecie. Reprezentacja na kilka tygodni wykreowała dla chorwackiego futbolu alternatywną, lepszą rzeczywistość.
KONRAD WITKOWSKI
Zwykle po latach wspomina się tylko zwycięzców, ale nie w tym przypadku. Choć Chorwacja przegrała finał mundialu, styl i okoliczności, w jakich dotarła do najważniejszego meczu czterolecia w światowej piłce, zapewniły tej drużynie nieśmiertelność. Tym razem o drugich będzie pamiętać się bardzo długo, bo na turnieju w Rosji przeciwstawili się logice, wygrywając więcej, niż tak naprawdę mogli.
Świat pokochał zespół prowadzony przez Dalicia, a w ojczyźnie reprezentanci Chorwacji stali się herosami. Tłumy zbierały się na placach i rynkach, by wspólnie oglądać spotkanie z Francją, również słynny amfiteatr w Puli 15 lipca zapełnił się do ostatniego miejsca. Po końcowym gwizdku nie było rozpaczy, raczej niewielkie rozczarowanie, które szybko przerodziło się w święto. Fiesta na ulicach trwała kilka dni. Tuż po powrocie z Moskwy do imprezy przyłączyli się zawodnicy, których w Zagrzebiu przywitało ponad pół miliona ludzi – to ponad 10 procent całej populacji państwa. Zabawa była tak spektakularna, że Danijel Subasić musiał ratować Domagoja Vidę przed wypadnięciem z otwartego autobusu. Po trzech dniach oblewania wicemistrzostwa świata bohaterowie podzielili się na podzespoły i rozjechali po kraju. Grupa zadarska, w składzie Luka Modrić, Sime Vrsaljko oraz Subasić, odwiedziła rodzinne strony, podobnie jak Ivan Perisić i Ante Rebić, którzy obrali kurs na Split. Chorwaci efektownie świętowali sukces, nie było widać po nich żalu czy złości. Pomimo że porażka w finale musiała być dla nich trudna do przełknięcia: w końcu przedstawiciele tej generacji stracili ostatnią szansę na zapisanie się na złotych kartach kronik futbolu.
Na miesiąc reprezentacja przeniosła Chorwatów do lepszego świata. Pozwoliła zapomnieć o trudnej do zniesienia codzienności. O sporach na szczytach polityki, silnych podziałach ideologicznych w społeczeństwie czy szybko rosnących wskaźnikach emigracji. Zwykły obywatel mógł poczuć się w pełni szczęśliwy i dowartościowany. Posmakował narodowej dumy, tak ważnej dla tego boleśnie doświadczonego przez historię kraju. „Dziękujemy, bohaterowie! Daliście nam wszystko” – brzmiał tytuł na okładce „Sportske Novosti”, z kolei dziennik „Jutarnji List” pisał: „Sprawiliście, że jesteśmy dumni”.
Pokolenie ludzi wychowanych na zgliszczach krwawego konfliktu zbrojnego na Bałkanach poprawiło osiągnięcie starszych kolegów, którzy 20 lat wcześniej sensacyjnie zajęli trzecie miejsce na świecie. Tamten sukces miał dla Chorwacji jeszcze bardziej patriotyczny wymiar: dla państwa odradzającego się po wojnie o niepodległość był to powód do chwały, coś znacznie więcej niż wyczyn sportowy. Wtedy piłka nożna stała się dla Chorwatów podstawą do optymizmu na przyszłość, medal na francuskich boiskach postrzegano jako przepustkę do wielowymiarowego rozwoju całego kraju. Dziś startują z zupełnie innego pułapu, jednak analogii do roku 1998 trudno nie zauważyć.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (30/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”