Awansują, albo i nie. Mielec na razie tylko walczy o Ekstraklasę, ale to i tak dużo. W drugiej połowie lat 90. Stal właściwie już przestała istnieć. To co się wówczas zdarzyło, czyli spadek z najwyższej klasy rozgrywkowej, a później kolejny i w końcu decyzja o praktycznym zamknięciu na klucz seniorskiej piłki, zdarzyło się niemal równo w 20 rocznicę rywalizacji z Realem Madryt w Pucharze Mistrzów.
ZBIGNIEW MUCHA
Bo był taki mecz. Najsłynniejszy klub świata, ludzie w popielatych garniturach, które przed wyjściem na boisko zamienili na białe, bawełniane koszulki, w większości pierwszy raz w życiu trafili do Polski. O Mielcu nigdy wcześniej nie słyszeli. O Stali prawdopodobnie również nie.
Tam, gdzie hartowała się Stal
Podkarpackie miasto zamieszkuje dziś około 60 tysięcy ludzi, cztery dekady temu – połowa tego. To, że nagle wyrósł tam potężny klub z najlepszą w Polsce drużyną, było niespodzianką. W dodatku drużyną prawdziwie eksportową, bo niewiele brakło, by wiosną ’76 Stal awansowała do półfinału Pucharu UEFA. Niemiecki HSV okazał się co prawda mocniejszy, ale nieznacznie. Nieżyjący już bramkarz Zygmunt Kukla, lata temu w wywiadzie dla portalu nowiny24.pl, wspominał: – Obroniłem wtedy rzut karny. Po meczu mówiono, że mam człowieka na sumieniu. Ponoć po obronie tego karnego jeden z widzów doznał zawału…
Remis 1:1, a potem przegrany rewanż, i znów Kukla: – Wyszedłem do dośrodkowania, ale nie sięgnąłem piłki i ta praktycznie spadła Niemcowi na głowę. Błąd popełniłem chyba nie tylko ja, ale też trener Edmund Zientara. Ustawił nas zbyt ofensywnie. Przekonywał, że grając z Hamburgiem, nie można się bronić. Nie skończyło się to jednak najlepiej.
Pierwsze mistrzostwo Polski w 1973 zespół zdobył jeszcze pod wodzą Węgra Karoly’ego Konthy, potem dwa medale poszły na konto Zenona Książka i wreszcie przyszedł drugi tytuł, ale już pod kierunkiem sprowadzonego z Warszawy Edmunda Zientary. Co w ogóle legło u podstaw wieloletniego powodzenia Stali?
Po pierwsze ekonomia, bo klub to był fabryczny, a fabryka nie byle jaka, tylko miejscowe zakłady lotnicze. Piłkarze mieli etaty w PZL, wówczas WSK, czyli Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego, zarabiali bardzo dobrze, żyli jak pączki w maśle, a pracownicy fabryki – czasem od serca, częściej pewnie z musu – oddawali 1 procent zarobków na sportową działalność.
– W ostatnich latach zaczęło w polskim futbolu funkcjonować prześmiewcze hasło: „Organizacja – Stal Mielec”, tyle że z tamtą Stalą nie miałoby nic wspólnego – zauważa Leszek Śledziona, klubowy kronikarz, współautor serii książek „Historia Sportu” (rocznikpiłkarski.pl). – Taki Andrzej Szarmach przenosząc się z Zabrza, wspominał, że w Stali nawet skarpety były zawsze wyprasowane.
Bo też faktycznie nie brakowało opinii, że klub zorganizowany był na poziomie europejskim, a ekonomiczno-organizacyjne eldorado choć z czasem wygasało, zakończyło się dopiero po przemianach ustrojowych w Polsce.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W (13/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”