Przejdź do treści
Kto za kim nie przepada w Ekstraklasie

Polska Ekstraklasa

Kto za kim nie przepada w Ekstraklasie

Przyjęło się, że w polskiej lidze każdy może wygrać z każdym. To spore uproszczenie. Wszystkie drużyny – bez wyjątku – mają bowiem takich rywali, z którymi radzić sobie nie potrafią. Niezależnie od okoliczności, etapu rozgrywek oraz miejsca w tabeli.



To temat trudny do wyjaśnienia. Nie chodzi wyłącznie o to, że dany klub ma lepszych piłkarzy, bystrzejszego trenera czy głośniejszych kibiców. Te kwestie podlegają przecież na przestrzeni lat większym bądź mniejszym zmianom. Tak po prostu jest, często wbrew logice, że kiedy zespół wychodzi na boisko przeciwko swemu ligowemu prześladowcy, ogarnia go niewytłumaczalna niemoc. Może to w jakimś stopniu kwestia mentalna: z jednej strony wspomnienie licznych niepowodzeń w starciach z danym oponentem, które może być paraliżujące, z drugiej przemożna wola rewanżu i przełamania złej serii – a kiedy chce się za bardzo, efekt zwykle bywa odwrotny.

AWERSJA DO SŁONI

20 – tyle razy w ciągu ostatnich sześciu lat (a nawet nieco dłużej, ponieważ bierzemy pod uwagę okres od początku sezonu 2015-16) dochodziło do konfrontacji Lecha z Pogonią. Uwzględniając PKO Bank Polski Ekstraklasę oraz Puchar Polski. To para rywalizująca w tym okresie najczęściej, z minimalną przewagą nad Lechią i Piastem. Starcia poznańsko-szczecińskie bywają bardzo wyrównane, jednak zazwyczaj kończą się po myśli Kolejorza. Lech wygrał połowę z 20 potyczek, przy czym pozytywny bilans zawdzięcza głównie sezonowi 2016-17, gdy rozstrzygnął na swoją korzyść wszystkie pięć(!) spotkań. Aktualnie zespołowi ze stolicy Wielkopolski wiedzie się przeciwko Portowcom gorzej, na ostatnie cztery próby udało mu się odnieść tylko jedno zwycięstwo. Pogoń ogrywa Kolejorza rzadko, średnio raz na cztery mecze, ale kiedy już to robi, to efektownie: 3:0, 3:0 i 4:0 – to rozmiary ostatnich triumfów drużyny ze Szczecina.

Lech nie ma ulubionego rywala. Poza Pogonią, poznańskiemu zespołowi dobrze gra się z Wisłą. Jedną i drugą. Tę z Płocka pokonał siedmiokrotnie w ostatnich 11 konfrontacjach, z krakowską przegrał zaledwie trzy razy na 17 spotkań. Łatwo natomiast wskazać drużyny, przeciwko którym Kolejorz grać nie znosi. To w pierwszej kolejności Jagiellonia Białystok, z którą ma nie tyle niekorzystny, co wręcz wstydliwy bilans. Ogromne problemy wielkopolskiemu zespołowi sprawia także Zagłębie Lubin – Lech nie umie z nim wygrać od przeszło trzech lat. Po raz ostatni dokonał tego w kwietniu 2018 roku, jeszcze pod wodzą Nenada Bjelicy. W niebiesko-białej kadrze nie ma już żadnego uczestnika tamtego spotkania. I wreszcie Legia. W bezpośredniej rywalizacji dwóch największych klubów w kraju Kolejorz radzi sobie gorzej niż przeciętnie. W ciągu sześciu lat zdołał pokonać oponenta z Warszawy tylko pięciokrotnie (nie licząc traktowanych po części sparingowo meczów o Superpuchar Polski). Potyczek Lecha z Legią odbyło się w tym czasie 18, aż w 12 przypadkach po końcowym gwizdku ręce w górę wznosili Wojskowi.

Wywołana do tablicy Legia to przypadek szczególny. Stołeczna drużyna w takim stopniu zdominowała ligę, że mianem niewygodnych dla niej przeciwników należy określić tych, z którymi wygrała nie więcej niż połowę spotkań. Licząc od sezonu 15-16, tymi zespołami są Jagiellonia, Piast, Pogoń oraz Wisła Kraków. Ale nie tylko. Prawdziwym utrapieniem aktualnego mistrza jest bowiem skromny klub z Niecieczy. To zjawisko niepojęte, ale właśnie przeciwko Bruk-Bet Termalice zespołowi z Łazienkowskiej gra się najtrudniej. Co prawda ostatnio mierzyli się ze sobą w grudniu 2017 roku, jednak nie zmienia to faktu, że liczby są dla Legii upokarzające – z siedmiu meczów przegrała trzy, ponadto dwa razy zremisowała na swoim stadionie. Termalica to obecnie jedyna drużyna w Ekstraklasie, z którą Wojskowi mają ujemny bilans.

Jeżeli na potyczki z Legią ekipa z Niecieczy mobilizuje się nadzwyczajnie, to na spotkania przeciwko Wiśle Płock musi wychodzić wyjątkowo rozkojarzona. Bruk-Bet jeszcze nigdy nie pokonał Nafciarzy na szczeblu Ekstraklasy, przegrywając trzy z czterech meczów. Niewiele lepsze statystyki Słonie mają w konfrontacjach z Wisłą z Krakowa, którą przechytrzyły ledwie w jednym z dziewięciu podejść.

POMIĘDZY SKRAJNOŚCIAMI

Kiedy przy Roosevelta w Zabrzu ktoś spogląda w terminarz i widzi zbliżające się starcie z Cracovią, momentalnie pogarsza mu się nastrój. Górnik dobrze radzi sobie z Jagiellonią, potrafi nawet od czasu do czasu odprawić z kwitkiem Legię, ale na Pasy sposobu nie ma. Na 11 ostatnich prób śląska drużyna odniosła tylko jedno zwycięstwo. Bezsilność Górnika wobec Cracovii zdążyła objawić się w bieżącym sezonie: mimo że ekipa Jana Urbana po pierwszej połowie prowadziła już 2:0, ostatecznie i tak musiała zadowolić się punktem. Zespół z Zabrza nie ma łatwego życia, gdyż regularnie dręczy go również Lechia. Chociaż jest trochę łagodniejsza, bo częściej z Górnikiem remisuje (prawie zawsze 1:1); wygrać pozwoliła mu jedynie we wrześniu ubiegłego roku.

Lechia to w ogóle niewygodny przeciwnik. Raz po raz przekonuje się o tym Śląsk Wrocław, który w ostatnich 15 konfrontacjach poradził sobie z gdańskim zespołem tylko dwukrotnie – i to dawno, bo w sezonie 2017-18. Coś na ten temat wiedzą też w Płocku oraz Białymstoku. Przedstawiciele tych miast zwyciężyli Lechię odpowiednio trzy razy w 11 i cztery razy w 18 starciach. Drużyna z Trójmiasta albo uwielbia, albo nienawidzi swoich ligowych konkurentów. Do pierwszej grupy trzeba dopisać jeszcze Piasta i krakowską Wisłę. Liderem drugiej jest Legia, przeciwko której Lechia najzwyczajniej w świecie grać nie umie. Przez sześć lat spotkały się 17 razy i tylko dwa mecze przebiegły według pomyślnego dla Gdańska scenariusza. Także z Lechem idzie jej jak po grudzie (cztery triumfy na 18 spotkań), choć to akurat przypadki, w których słaby dorobek da się racjonalnie uzasadnić. Zdrowemu rozsądkowi wymyka się natomiast bezsilność Lechii w bataliach z Cracovią. 11 z 18 potyczek rozstrzygnęły na swoją korzyść Pasy, w tym tę najistotniejszą, wyłaniającą zdobywcę Pucharu Polski w roku 2020. Ta sama Cracovia okazuje się bezradna, gdy staje w szranki z Legią: na 16 meczów zaledwie pięciokrotnie nie opuszczała murawy pokonana. Cichy gnębiciel drużyny z Krakowa czai się na Lubelszczyźnie. Dla niektórych może to być zdumiewające, ale Pasy nie wygrały żadnego z ostatnich sześciu spotkań przeciwko Górnikowi Łęczna.

Chociaż w stawce jest stosunkowo od niedawna, zdążył już zajść za skórę znacznej części towarzystwa. Z Rakowem generalnie gra się nieprzyjemnie, a najchętniej pod tym zdaniem podpisałyby się Jagiellonia, Piast, Wisła Kraków oraz Zagłębie. W Ekstraklasie są aktualnie tylko dwie drużyny, które od awansu częstochowskiego klubu w 2019 roku wypracowały przeciwko niemu korzystny bilans. Ekskluzywne grono tworzą Legia i Cracovia.

Zagłębie to zespół dryfujący pomiędzy skrajnościami. Dla paru klubów jest zmorą, podczas gdy dla kilku innych rywalem niemal wymarzonym. Kolor miedziany kojarzy się jednoznacznie negatywnie w Poznaniu oraz Łęcznej, ale przede wszystkim w Białymstoku. Jagiellonia nie znalazła sposobu na Zagłębie od sierpnia 2018, w sześciu rozegranych od tamtej pory spotkaniach uciułała zaledwie punkcik, strzelając tylko dwa gole. To sytuacja trudna do zrozumienia dla Wisły Płock, która od pewnego czasu regularnie daje lubińskiej drużynie po głowie. Ich dwa ostatnie starcia kończyły się rezultatem 4:0. Równie niemiło Zagłębiu rywalizuje się z Lechią. W ciągu sześciu lat Miedziowym udało się sforsować gdańską przeszkodę jedynie trzy razy.

Są w Ekstraklasie kluby, które w określonych konfrontacjach lubią pójść na kompromis. Najlepszy przykład stanowi Śląsk, systematycznie dzielący się punktami z Górnikiem Zabrze, Pogonią i Lechią. Remisu można się także spodziewać, gdy dochodzi do potyczki Jagiellonii z Legią (aż połowa ich spotkań w analizowanym okresie zakończyła się takim rezultatem) oraz Pogoni z Zagłębiem.

DYCHA PAIXAO

Piłkarze często mówią, że jest im wszystko jedno, przeciwko komu grają. To nie do końca prawda. Na niektórych zawodników widok konkretnej koszulki po przeciwnej stronie boiska działa szczególnie pobudzająco. Taki Erik Exposito pewnie chciałby co tydzień rywalizować z Zagłębiem, bo wówczas koronę króla strzelców miałby w zasięgu ręki. Napastnik Śląska w pięciu konfrontacjach z drużyną z Lubina zdobył aż sześć bramek. Miedziowi są ulubioną ofiarą także dla Tomasa Pekharta, który do strzelenia im sześciu goli potrzebował zaledwie dwóch spotkań. Czechowi odpowiadają również Jagiellonia, Raków i krakowska Wisła – jego średnia w potyczkach z tymi przeciwnikami to bramka na mecz. Jesus Imaz upodobał sobie Cracovię, której zadał siedem ciosów w dziesięciu starciach. Jego rodak i imiennik – Jimenez – czuje się najbardziej komfortowo, grając przeciwko Jagiellonii. W ośmiu meczach z podlaskim zespołem nie tylko zaliczył pięć trafień, dołożył do nich jeszcze cztery asysty. Dla Iviego Lopeza wyjątkowo przyjemne są spotkania ze Stalą Mielec oraz Górnikiem Zabrze: bilans Hiszpana z tymi rywalami to więcej bramek niż występów (4-3).

Nie wiedzieć czemu, spora grupa piłkarzy ma skłonność do seryjnego strzelania goli Lechii. Na przykład Vladislavs Gutkovskis w siedmiu potyczkach z nią uzbierał sześć trafień. Tyle, ile Michał Kucharczyk, jednak Polak potrzebował do tego aż 23 meczów. Filip Starzyński jak dotąd zdobył przeciwko Lechii siedem bramek (podobnie jak w rywalizacji z Cracovią), Pelle van Amersfoort cztery, zaś Mikael Ishak – trzy.

Niejeden klub ma powody, by nie przepadać za Flavio Paixao, lecz żaden tak wielu, jak Arka. Ze strzelania goli gdyńskiej drużynie Portugalczyk uczynił hobby. Doświadczonemu napastnikowi tak przypadła do gustu atmosfera trójmiejskich derbów, że na dziewięć prób uzyskał aż dziesięć trafień. Kolega Paixao z szatni, Łukasz Zwoliński, preferuje natomiast Jagę. Potwierdził to w Pucharze Polski, zdobywając przeciwko niej bramki numer sześć i siedem.

KONRAD WITKOWSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024