Królewsko-niebieska szarzyzna, czyli co z tym Schalke?
Ktoś kiedyś w Niemczech powiedział, że nigdzie indziej oczekiwania i rzeczywistość nie rozmijają się ze sobą tak bardzo, jak w Schalke. To jeden z największych klubów w Niemczech, z przepiękną historią i bogatą tradycją. Ma w zasadzie wszystko, czego potrzeba, by święcić triumfy nie tylko w Niemczech, ale i w Europie – doskonałe szkolenie młodzieży, wspaniały stadion, kapitalnych kibiców i duże jak na Bundesligę pieniądze. Nie ma tylko tego, co najważniejsze, czyli drużyny na odpowiednim poziomie, a w Niemczech coraz powszechniejsza staje się opinia, że i trener to jednak nie ta półka.
Co dalej z Schalke? (fot. Wolfgang Rattay / Reuters)
TOMASZ URBAN
Markus Weinzierl przyszedł do klubu w lecie wraz z Christianem Heidelem. Schalke wygrało rywalizację o niego z Borussią Moenchengladbach. Weinzierl miał opinię młodego, bardzo zdolnego coacha, który swoją pracą wprowadził mały FC Augsburg nieoczekiwanie na salony niemieckiej piłki, a nawet zagrał w europejskich pucharach. Ale Schalke to nie Augsburg. Tu wszystko ma zupełnie inny wymiar. Wygrasz jeden lub dwa mecze i już cię widzą w Lidze Mistrzów, przegrasz jeden lub dwa mecze i wszyscy piszą o kryzysie. Trzeba mieć naprawdę grubą skórę i duży dystans do tego, co się dzieje wokół, by poradzić sobie w takim środowisku. Weinzierl to nie jest trener, który jest w stanie porwać za sobą tłumy. To nie jest wybitny mówca. Nie przepada za publicznymi występami, a jeśli już pokazuje się w mediach, to nie można powiedzieć, by biło od niego charyzmą. To raczej milczek,wyznawca sumiennej, codziennej pracy. Często można odnieść wrażenie, że jest wręcz onieśmielony całą otoczką, jaka towarzyszy klubowi. Owszem, potrafi czasem głośno zaznaczyć swoje zdanie, potrafi powalczyć o swoje, ale czyni to zdecydowanie zbyt rzadko i przypomina nieco pod tym względem Macieja Skorżę i jego słynne „- Niech pan mi nie mówi na ‘ty’, dobrze?”. Raczej nikogo nie przestraszy, co najwyżej niektórych rozbawi.
Nie sposób wyzbyć się wrażenia, że Schalke w tym sezonie jest niemalże lustrzanym odbiciem medialnego wizerunku swojego trenera. Czasem pokaże pazurki, ale rzadziej niż częściej, na ogół zaś jest grzeczne, miłe i dobrze wychowane. Ten sezon to jedna wielka emocjonalna huśtawka. Po pięciu ligowych porażkach na początku sezonu, przyszła seria 12 meczów bez porażki na wszystkich frontach, okraszona kilkoma świetnymi wynikami, jak choćby 4:0 z Borussią Moenchengladbach czy 0:0 w Dortmundzie z BVB. Potem przytrafiła się dość pechowa porażka w Lipsku, po wymuszonym przez Timo Wernera rzucie karnym, która zapoczątkowała kolejny dół – z ośmiu następnych meczów ekipa Weinzierla wygrała tylko jeden. Po nim znowu hossa – począwszy od remisu na Allianz z Bayernem, nastąpiło siedem meczów bez porażki, ale nastrój znów popsuły wysokie przegrane z Bayernem i Borussią Moenchengladbach, w których Schalke straciła aż 7 goli. Dalej znowu lekki wzlot i bardzo dobre mecze z Gladbach w LE oraz pewne wygrane z autsajderami z Moguncji i Augsburga i znowu czapa, w postaci fatalnych występów w Amsterdamie i Darmstadt. Nudno na pewno nie jest, ale chyba nie takich atrakcji oczekują kibice.
Stabilizacja. Słowo, które w ostatnich dniach wszyscy w Gelsenkirchen odmieniają przez najróżniejsze przypadki. Rzeczywiście, Schalke brakuje stabilizacji, ale czy to nie trener jest w głównej mierze winny takiego stanu rzeczy? Zakładając, że wszyscy zawodnicy są zdrowi, bardzo łatwo podać podstawowe jedenastki Bayernu, Borussii Dortmund, Hoffenheim czy Lipska. Każda z tych drużyn ma swoją oś, wokół której jest budowana. Bayern to Hummels i Javi Martinez z tyłu, Vidal i Thiago wyżej i Lewandowski na szpicy plus bardzo mocne skrzydła, Dortmund to Sokratis, Piszczek, Weigl i Aubameyang, Hoffenheim to rozdzielający piłki z tyłu Vogt, ubezpieczający dwóch kreatorów – Amiriego i Demirbaya – Rudy i Wagner na szpicy, a Lipsk to nade wszystko Orban, Demme i Keita plus szybkonogi Werner. A Schalke? A Schalke to Höwedes, Goretzka i… ? No właśnie.
Sezon zbliża się ku końcowi, a jednym z największych zarzutów, jakie można by postawić Weinzierlowi jest to, że przez te 9 miesięcy nie wypracował żadnego schematu, do którego w trudnych chwilach mógłby powrócić. Nikt tak na dobrą sprawę nie jest w stanie powiedzieć, jak Schalke grałoby w najważniejszych meczach, gdyby wszyscy zawodnicy byli zdrowi.Trener szuka optymalnego ustawienia niemal przez cały rok i nie tyczy się to jedynie personaliów, ale także systemu taktycznego. Kiedy u progu sezonu zespołowi nie szło w ustawieniu z czterema obrońcami, Weinzierl przestawił zespół na system z trzema defensorami. Kiedy po pewnym czasie i to przestało działać, powrócił do systemu z czterema obrońcami. Oczywiście, to ważne w dzisiejszym futbolu, by zespół był elastyczny pod tym względem i potrafił się dostosować do rywala. Przykładem niech będzie Borussia Dortmund, która pod wodzą Thomasa Tuchela potrafi w trakcie jednego spotkania płynnie przechodzić między systemami. Nieprzypadkowo jednak czołowe ekipy ligi mają z reguły jasno określony plan na grę. Tymczasem Weinzierl grzebie w taktyce nie z myślą o słabych stronach przeciwnika, a z zamiarem przezwyciężenia kryzysu. Trochę intuicyjnie, a więc i trochę „na ślepo”. Clemens Tönnies, szef rady nadzorczej klubu, powiedział ostatnio w „Bildam Sonntag”, że widział w tym sezonie w wykonaniu Schalke mecze, których zupełnie nie rozumiał, nawiązując nie tylko do słabej gry swoich piłkarzy, ale też i niezrozumiałych decyzji podejmowanych przez trenera. Także kadrowych.
Wątpliwości dotyczą zwłaszcza sytuacji Maksa Meyera i Jewhena Konoplanki. Ten pierwszy to ofensywny pomocnik z ogromnym potencjałem – kapitalnie wyszkolony technicznie, szybki, kreatywny, ruchliwy i zwrotny, a mimo to Weinzierl nie potrafi z niego ani w należyty sposób korzystać, ani doprowadzić go do odpowiedniej formy.Meyer przez cały sezon krąży między ławką a boiskiem i nic dziwnego, że chce latem odejść z klubu. Pisze się, że Schalke zarobi na nim około 20 milionów €, ale tak po prawdzie, przedłużenie umowy i doprowadzenie Meyera do formy, pozwoliłoby klubowi zarobić na nim zdecydowanie więcej. Jeszcze ciekawszy jest przypadek Ukraińca. Jego przyjście do Schalke uznano za wielki sukces Heidela. Konoplanka pobudził wyobraźnię kibiców, bo to przecież nietuzinkowy piłkarz. Schalke od dłuższego czasu miało problemy na bokach i wydawało się, że wypożyczony z Sevilli Ukrainiec będzie strzałem w dziesiątkę. Tymczasem Konoplanka niemal nie podnosi się z ławki dla rezerwowych. Początkowo sądzono, że nie sprzyja mu system stosowany przez Weinzierla, bo przy 3-5-2 rzeczywiście nie było dla niego miejsca. Ale nawet po przejściu na 4-2-3-1, w którym Konoplanka czuje się najlepiej, nadal przegrywa on rywalizację o miejsce w składzie z irytującym i nierównym Erikiem Maximem Choupo-Motingiem. Trudno nawet powiedzieć, że zawodzi, skoro od początku sezonu praktycznie nie dostaje prawdziwych szans. Tymczasem w lutym Heidel powiedział w Kickerze, że Schalke wykupi z końcem sezonu Konoplankę z Sevilli na mocy klauzuli, która według jego słów jest powiązana z liczbą meczów, jakie
Ukrainiec rozegra w tym sezonie. Czyżby zatem obniżali cenę? Aż się wierzyć nie chce.
Nie jest jednak tak, że wszystko co złe w Schalke, to Weinzierl. Swoje za uszami ma też Heidel, który wydał w tym sezonie 40 milionów euro na nowych graczy, ale poza najtańszym Guido Burgstallerem, nie ma się za bardzo czym pochwalić. O żadnym z pozostałych nabytków nie można z czystym sumieniem powiedzieć, że się sprawdził. Faktem jest też jednak, że Schalke ma w tym sezonie ogromnego pecha do kontuzji. Aż czterech z dziesięciu nowych zawodników (Naldo, Baba, Coke i Embolo) leczy bądź leczyło przez długie miesięcy ciężkie kontuzje, a są to w komplecie gracze, którzy w normalnej formie mieliby miejsce w podstawowym składzie. Ich brak przez większą cześć sezonu był tym boleśniejszy, że Coke i Naldo zostali sprowadzeniu do klubu także ze względów charakterologicznych. W Schalke brakuje bowiem mentalnych twardzieli, brakuje zawodników pokroju Seada Kolasinaca, bez którego w składzie Schalke nie wygrało w tym sezonie ani jednego meczu, przegrywając aż 7 z 9, czy nawet walczącego do upadłego z obrońcami rywali Guida Burgstallera.
Co dalej z Schalke? Na linii Weinzierl – Heidel zaczyna coraz mocniej zgrzytać. Ten pierwszy domaga się w mediach letnich transferów dających zespołowi więcej jakości, ten drugi mówi po meczu w Darmstadt, że jeśli przegrywa się z ostatnią drużyną w tabeli, to drużyna dotarła do dna. Schalke wciąż walczy o udział w europejskich pucharach w przyszłym sezonie i te 3 punkty stracone w Darmstadt mogą na koniec sezonu bardzo boleć. Po pierwsze dlatego, że ciężko będzie Heidelowi sprowadzić do klubu odpowiedniej klasy zawodników bez perspektywy pokazania się w Europie, a po drugie, ciężko będzie mu utrzymać co lepszych zawodników z bieżącej kadry. Kolasinac jedną noga jest już poza klubem (Arsenal?), Meyera raczej nie da się utrzymać, a Goretzka, któremu kontrakt także kończy się za rok, wzbudza zainteresowanie kilku znacznie mocniejszych niż Schalke klubów i trudno przypuszczać, by w tej sytuacji zechciał przedłużać umowę z klubem, tym bardziej, że w rozmowie ze Sky’em narzeka na to, że zespołowi brakuje odpowiedniej jakości. Do tego dochodzą klauzule wykupu Bentaleba i Konoplanki, które zabiorą kolejne 30 milionów. Jeśli więc jutro nie uda się odrobić strat z Amsterdamu, a będzie o to piekielnie trudno, Weinzierl może chyba powoli rezerwować na koniec maja samochód z firmy zajmującej się przeprowadzkami.