Przejdź do treści
Król pustych stadionów

Ligi w Europie Serie A

Król pustych stadionów

Zlatan – wiadomo, wszedł z butą i zrobił w Milanie porządek na błysk, że nawet perfekcyjna pani domu piałaby z zachwytu. Ale że największego pomocnika znajdzie w nieśmiałym Turku, mało kto się spodziewał.


Turecki pomocnik Milanu rozgrywa świetny sezon

TOMASZ LIPIŃSKI

Wiatr zmian hulający na drodze wyjścia z labiryntu, w którym błądził Milan, zdmuchnął niemal wszystkich zaczynających z Hakanem Calhanoglu. Z jego debiutu w Serie A ostali się do dziś jedynie Gianluigi Donnarumma i Franck Kessie, na ławce przesiedzieli Antonio Donnarumma i Davide Calabria. Pozostałych 15 zawodników, których 20 sierpnia 2017 roku wpisał do meczowej kadry z Crotone trener Vincenzo Montella wyparowało i specjalnie nikt by nie chciał, żeby ponownie zmaterializowali się w czerwono-czarnych koszulkach. To, dlaczego przetrwał absolutnie niczym niewyróżniający się z szarej masy Turek, stanowi wielką tajemnicę szatni i dyrektorskich gabinetów. Przechodził z sezonu w sezon i utrzymywał miejsce w składzie bardziej na zasadzie zaciągniętego kredytu, którego spłatę dobrodusznie mu odraczano. Aż w końcu stał się wypłacalny.

Najlepszy z nowych

W 2017 roku miał 23 lata, ponad 100 występów, 28 goli i niemal tyle samo asyst w Bundeslidze plus doświadczenie w Lidze Mistrzów zbudowane w 24 meczach. Wobec tych liczb cena 23 milionów euro nikomu nie wydawała się wygórowana. Przeciwnie – wietrzono świetny interes dla Milanu. Akurat tam po wcześniejszym sezonie powiało optymizmem. Szóste miejsce w lidze dało awans do europejskich pucharów, po trzech latach nieobecności. Apetyty na dużo więcej rozbudziła kampania transferowa, niemal jak za najlepszych czasów Silvio Berlusconiego. 42 miliony za Leonardo Bonucciego, 38 za Andre Silvę, 28 za Francka Kessiego, 25 za Andreę Contiego. Dopiero na piątym miejscu uplasował się transfer Calhanoglu. A jeszcze dokooptowano do drużyny Lucasa Biglię za 19, Matteo Musacchio za 18 i Ricardo Rodrigueza za 18.

Eliminacje Ligi Europy rossoneri przeszli jak burza, od efektownego zwycięstwa rozpoczęli zmagania grupowe, w Serie A po 5 kolejkach mieli 12 punktów. W sumie z pierwszych 10 oficjalnych meczów sezonu 2017-18 wygrali 9, przegrali raz. Kibice bujali w obłokach. Morale sięgnęło scudetto. Szykowano miejsce w klubowym muzeum na kolejne trofea. I nagle bach. Nastąpiło tąpnięcie, które przewróciło Montellę i wyrzuciło na powierzchnię Gennaro Gattuso. Z 6 miejsca na mecie trudno było się cieszyć, klęska w finale Pucharu Włoch z Juventusem dopełniła czarę goryczy. Jak w tym zwariowanym sezonie odnalazł się turecki rozgrywający? Indywidualnie całkiem nieźle, bo krytycznie oceniać 8 goli i 14 asyst w 45 meczach nie wypada. Miał zdecydowanie najlepsze statystki z wszystkich nowych. Dobrze układała się jego współpraca z Giacomo Bonaventurą, nieźle odnajdywał się w systemie 1-4-3-3. Na pewno rozkręcał się w trakcie sezonu. Jednak ciążyły na nim dwa poważne zarzuty. Po pierwsze – trudno przychodziło chwalenie jednostki, kiedy cała drużyna nie spełniła nadziei, po drugie – chował się w przeciętność w meczach wagi cięższej. Swoje liczby wyrobił z przeciętniakami. 

Nie miał charakteru lidera, który w trudnych momentach wziąłby wszystko na siebie lub w pojedynkę wpłynął na wynik. Jak dobrze się układało, Calhanoglu nie odstawał, jak było pod górkę, niknął w tłumie. Pod tym względem upodobnił się do Keisuke Hondy, po którym odziedziczył symboliczny numer. Natomiast jak powinno się go nosić i ile z tego szlachetnego tytułu dawać drużynie pokazywał jeszcze wcześniej Clarence Seedorf.

Wyjątek od reguły

Kontuzje Bonaventury i Biglii zmusiły go w drugim sezonie do przekwalifikowania na typowego środkowego pomocnika. W Bayerze Leverkusen odpowiadał za wciskanie pedału gazu i tym samym przyspieszanie akcji, specjalizował się w prostopadłych podaniach i strzałach z dystansu. Im znajdował się bliżej bramki przeciwnika, tym więcej było z niego pożytku. Cieszył się dużą swobodą, za co umiał się odpłacić. Gdyby nie półroczna dyskwalifikacja nałożona przez UEFA za wycofanie się z kontraktu z Trabzonsporem, który jako 17-latek lekkomyślnie podpisał, jego dorobek w Bundeslidze byłby jeszcze okazalszy.

W Milanie ze względu na wyższą konieczność musiał stać się bardziej rozważny. Wziąć się za konstruowanie, a nie pomaganie w finalizowaniu akcji. Powoli jego wyobrażenia o roli we włoskim klubie zaczęły coraz bardziej mijać się z boiskową rzeczywistością. Z kolei wyobrażenia kibiców o nowej dziesiątce kłóciły się z tym, co widzieli w każdej kolejce. Nijakość i pasywność – te słowa chyba najlepiej oddawały postawę Turka. Jeszcze pasowałaby niemoc.

Na siłę i z racji nowej pozycji na boisku można go było porównywać z Tonim Kroosem. Tym bardziej że mimo tureckiego pochodzenia, więcej w nim było niemieckiego chłodnego temperamentu. Na zewnątrz sprawiał wrażenie, jakby nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Czy działo się dobrze, czy źle, zawsze trzymał fason.
W dokładności podań na duże odległości nawet dorównywał mistrzowi Kroosowi, ale w budowaniu akcji od tyłu nie miał już ani jego cierpliwości, ani staranności, ani odpowiedzialności. Zbyt długo trzymał piłkę, wikłał w dryblingi i prowokował niebezpieczne dla własnej bramki sytuacje. Mimo to Gattuso w niego wierzył, konsekwentnie stawiał na niego i pierwszy sprzeciwiał sprzedaniu do RB Lipsk. Tak minął drugi sezon, po którym Calhanoglu stał się wyjątkiem.

Regułą było przecież to, że po tak długim czasie, w którym rozczarowanie przebijało zachwyty, rezygnowało się z delikwenta i szukało na rynku kupca, żeby odzyskać część zainwestowanych pieniędzy. Turek dostał trzecią szansę.

W jej trakcie jego notowania sięgnęły zera. Do końca 2019 roku, którego smutnym podsumowaniem dla Milanu było 0:5 w Bergamo, uzbierał 2 gole i 1 asystę. Zdesperowani kibice gotowi byli robić zbiórkę i całą sumę wręczyć Turkowi, żeby tylko raczył ich uwolnić od siebie. San Siro dawało mu odczuć, że już go nie chce. I wtedy nastał lockdown.

Jak go zatrzymać?

Po czerwcowym restarcie Calhanoglu momentalnie wszedł na nieoglądany nigdy wcześniej we Włoszech poziom. Z brzydkiego kaczątka zmienił się w łabędzia. W 12 meczach zdobył 6 bramek i jeszcze dorzucił 8 asyst. Świetnie mu służyła współpraca z Ibrahimoviciem, z którym trzymał się także poza boiskiem. Najwyraźniej potrzebował czuć koło siebie tak silną osobowość. Jak ryba w wodzie odnajdywał się w taktyce Stefano Piolego 1-4-2-3-1, w której wreszcie w praktyce, a nie tylko w teorii był dziesiątką. Grał za plecami napastnika, zasypywał pole karne prostopadłymi podaniami, a bramkę – strzałami z dystansu. Nie musiał martwić się tym, co działo się za jego plecami, bo ten teren znakomicie ogarniał też cudownie odrodzony Kessie. Wszystko więc wreszcie się zazębiło, także puste trybuny dopełniły obraz. Brak kibiców, którzy coraz bardziej nerwowo reagowali na złe wybory Turka i wpędzali go w większe kompleksy, wyzwolił go ze sztywnych ram, otworzył, pozwolił grać z większą swobodą i na większym ryzyku. Przed czwartym sezonem już nikt nie myślał, jak się go pozbyć, tylko jak zatrzymać. Kontrakt kończy mu się w połowie 2021, trzeba więc było siadać do stołu i uzgadniać warunki nowego. Pozycję przetargową miał mocną jak nigdy.

Rozmowy ciągle trwają i według dobrze poinformowanych źródeł jest obustronna wola na dalszą współpracę. Mimo kuszących ofert z Premier League. Trzeba tylko porozumieć się w kwestii rozbieżności finansowych sięgających miliona euro. Menedżer piłkarza przystąpił do negocjacji z zamiarem uzyskania stuprocentowej podwyżki pensji, do wysokości 5 milionów euro rocznie. Druga strona proponuje 4.

Calhanoglu nie obniżył lotów. Co więcej – w pierwszej kolejności jego nieobecnością kibice tłumaczyli porażki z Atalantą w Serie A i Interem w Coppa Italia. Powrót po przejściu koronawirusa zaznaczył 2 asystami z Crotone w 21 kolejce. W klasyfikacji ostatnich podań z liczbą 9 góruje zdecydowanie nad wszystkimi. Tylko 1 po stronie goli trochę razi i może budzić wątpliwości w jego trwałą odnowę, ale w tym względzie wiele mógłby zrzucić na zwyczajny brak szczęścia. 5 razy opukiwał słupki lub poprzeczkę. Żaden piłkarz nie robił tego częściej. Jakość prezentowana w Bundeslidze wróciła, a ilość pozostała. Mało kto z Milanu w każdym z ostatnich czterech sezonów miał lepszą frekwencję. Ze 135 meczów do rozegrania opuścił zaledwie 15. Jeśli wytrwa do końca tego sezonu w zdrowiu i formie, przyniesie Milanowi przynajmniej jedno z dwóch trofeów, o które toczy walkę. I tym samym w pełni zrehabilituje się za wszystkie dawne grzechy.


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024