Kraj Basków i Katalonia – jak silne byłyby reprezentacje?
Dlaczego Szkocja może, a my nie? To odwieczne już nieomal pytanie wybrzmiewa ostatnio w Kraju Basków coraz głośniej. Mało tego, wielu mieszkańców Euskadii ma nadzieję, że wkrótce także ich ojczyzna będzie mogła wystawić swoją drużynę narodową w oficjalnych imprezach FIFA i UEFA. Tyle że jest to nadzieja złudna.
Przez lata marzenia Basków o posiadaniu własnej, oficjalnej reprezentacji piłkarskiej, występującej w imprezach FIFA i UEFA tak jak występują reprezentacje Szkocji czy Walii, wyglądały na nierealne. Uchwała Baskijskiej Federacji Piłkarskiej z dnia 12 grudnia 2018 roku o rozpoczęciu starań o realizację tych planów została przyjęta z politowaniem. Ale oto 19 listopada, przed nieoficjalnym meczem Euskal Selekzioa z Kostaryką, prezydent wspomnianej Euskadiko Futbol Federakundea (EFF) Luis Mari Elustondo oświadczył, że rozmowy między jego organizacją a hiszpańskim rządem są zaawansowane i Madryt wydał wstępną zgodę na utworzenie baskijskich reprezentacji w różnych dyscyplinach sportowych oraz ich udział w imprezach międzynarodowych jako niezależnych podmiotów.
Sprowadzanie na ziemie
Wybuchła burza. Jak się wkrótce okazało – w szklance wody. To, co wydawało się bliskie, jest jednak w istocie rzeczy bardzo dalekie.
Od razu stanowcze: „nie” pomysłowi Elustondo powiedziała RFEF, a jej prezydent Luis Rubiales znany jest z nieustępliwego charakteru i wiadomo, że będzie rzucał wszelkie możliwe kłody realizacji śmiałego pomysłu. Na przykład jeszcze mocniej niż dotychczas pojątrzy w baskijskim środowisku piłkarskim. Przede wszystkim bowiem Baskowie muszą dogadać się sami z sobą. A idea Elustondo nie ma powszechnego poparcia. Trzeba wiedzieć, że w strukturze hiszpańskiego futbolu EFF jest tylko organem koordynującym dla trzech regionalnych związków piłkarskich obejmujących Kraj Basków, z prowincji: Vizcaya, Guipozkoa i Alava. Szef tego pierwszego, z siedzibą także w Bilbao, Jose Ignacio Gomez Mardones, to wierny żołnierz Rubialesa i nigdy pomysłu secesji nie poprze. Stanowisko władz związków z Guipozkoi (San Sebastian) i Alavy (Vitoria) też nie jest jasne, wstrzymują się oni z wydaniem jakichkolwiek deklaracji czekając na rozwój sytuacji, ale wiadomo od dawna, że przynajmniej ci z Alavy mają z Elustondo na pieńku. Ich działacze zasiadają w licznych komisjach RFEF, pobierają za to pensje, diety, więc Rubiales ma na nich wszystkich bat finansowy. Poparcie idei Elustondo oznaczałoby utratę przez tych ludzi znacznych dochodów. Gdy przyjdzie co do czego, szef EFF może więc zostać sam. A w zasadzie to nawet nie on, lecz jego następca, gdyż kadencja obecnego sternika upływa wraz z końcem 2020 roku i dziś nie wiadomo, czy nowym przywódcą organizacji zostanie „independenstysta” czy raczej zwolennik pozostania baskijskiego futbolu w Hiszpanii.
Na Elustondo i Basków chcących mieć własną drużynę narodową rzuciła się też oczywiście hiszpańska prawica i nie tylko. Szefowa liberalnej i unionistycznej partii Ciudadanos Ines Arrimadas zapowiedziała obronę futbolowej jedności kraju za wszelką cenę. Jej zdanie jest jasne: obywateli Hiszpanii na arenie międzynarodowej mogą reprezentować tylko reprezentacje Hiszpanii i ta kwestia nie polega dyskusji ani negocjacjom. – Nacjonalizmy są nienasycone, teraz przenoszą się na pole futbolowe. Oni wiedzą, że żeby zniszczyć Hiszpanię najpierw trzeba zniszczyć jej reprezentacje sportowe – powiedziała polityczka. Rząd Pedro Sancheza postawiony pod ścianą zmusił Elustondo do korekty swojego stwierdzenia. – Źle się wyraziłem, nie ma żadnego wstępnego porozumienia z rządem by reprezentacje Kraju Basków brały udział w imprezach międzynarodowych. Nie jesteśmy podmiotem mogącym negocjować z jakimkolwiek rządem – powiedział.
Co ciekawe, całe zamieszanie wywołane zostało przez pana Elustondo w czasie, kiedy baskijskim kibicom jakby przestało zależeć na posiadaniu własnej drużyny piłkarskiej. Złotymi czasami dla Euskal Selekzioa były lata 90. i początek obecnego stulecia, kiedy na jej mecze na San Mames przychodziły tłumy, a spotkania te przeradzały się w radosne festyny. Od roku 2005 widzów zaczęło ubywać, obywatele przestawali się interesować zespołem, koncentrowali na kibicowaniu swoim klubom: Athletikowi, Realowi Sociedad. Może „afera Elustondo” przynajmniej spowoduje, oczywiście po wygaśnięciu pandemii, powrót do nie tak dawnych czasów?
Ekipa na ćwierćfinał
To tyle jeśli chodzi o sferę faktów. Jednak na łamach gazety możemy też pobawić się w rozważania z gatunku s-f dotyczące tego, ile mogłaby zwojować reprezentacja Kraju Basków, gdyby powstała. Musimy tu założyć, że mogliby w niej grać (czy by chcieli, to zupełnie inna historia), zawodnicy z prowincji Nawarra i La Rioja, uwzględniani jako kandydaci do występów w Athletiku Bilbao. Javier Clemente, obecny selekcjoner grającej co jakiś czas nieoficjalny mecz Euskal Selekzioa powiedział, że byłoby pięknie zmierzyć się na mundialu z reprezentacją Hiszpanii, a jego zespół nie byłby bez szans w takiej konfrontacji. Zwycięstwo 2:1 nad silną Kostaryką, w meczu rozegranym po półtorarocznej przerwie od poprzedniego spotkania, zremisowanego 1:1 z Panamą, rzeczywiście może napawać umiarkowanym, optymizmem. Oto skład, w jakim Baskowie zagrali w listopadowym meczu: Herrerin – Capa, Yeray, Nunez, Yuri (Aihen Munoz) – Guevara (Manu Garcia), Roberto Torres (Balenziaga) – Williams, Muniain (Oier), Morcillo (Arbilla) – Villalibre (Bautista). Gole strzelili: Muniain i Nunez. Z siedemnastu graczy, którzy pojawili się na boisku, dziesięciu to zawodnicy Athletiku Bilbao. Inne kluby reprezentowali: Aihen, Guevara i Bautista (Sociedad), R. Torres i Oier (Osasuna), Manu Garcia (Alaves) oraz Arbilla (Eibar).
Był to oczywiście skład dalece odbiegający od optymalnego. Ten, także z wersją B, prezentujemy w ramce (litera N oznacza, że dany zawodnik jest z Nawarry, często podkreślającej swoją historyczną odrębność od Kraju Basków).
Jak widać, byłaby to całkiem mocna ekipa. W obecnej reprezentacji Hiszpanii jest pięciu Basków oraz Nawarczyków: Unai Simon, Kepa, Inigo Martinez, Mikel Merino, Mikel Oyarzabal. Jednak dochodzi do nich grupa byłych kadrowiczów, mających za sobą występy w znakomitych klubach: Cezar Azpilicueta, Javi Martinez, Ander Herrera, Nacho Monreal, Fernando Llorente. Yeray Alvarez i Inaki Williams mają wciąż nadzieję na powrót do La Roji. Dochodzą członkowie młodzieżówki: Martin Zubimendi, Jon Moncayola i Ander Barrenetxea, niedawni młodzieżowcy: Alex Remiro (byłby trzecim bramkarzem) i Martin Agirregabiria, nieśmiertelni Iker Muniain oraz Raul Garcia i powstaje całkiem niezła paka, która mogłaby, rozsądnie prowadzona, z powodzeniem powalczyć nawet o ćwierćfinał wielkiej imprezy. A Javier Clemente po kilku treningach ze swoją drużyną udzielił publicznie cennych rad trenerowi Athletiku Bilbao Gaizce Garitano, których wcielenie w życie przyniosło punkty w meczach z Betisem Sewilla oraz Getafe.
A Katalonia?
Przez całe dekady walka Basków o uzyskanie własnego państwa, często zbrojna, usuwała w cień zmierzające do tego starania Katalończyków. W ostatnich latach jest inaczej, to Katalonia mocniej prze do secesji, co ma swoje konsekwencje polityczne. Jednak w krainie nad Morzem Śródziemnym mniej się dziś mówi o potrzebie stworzenia reprezentacji narodowej, która zostałaby przyjęta do FIFA – na tym froncie walka się nie toczyła, nie objawił się tam odpowiednik Elustondo. Oczywiście istnieje reprezentacja Katalonii gotowa rozgrywać mecze nieoficjalne, ale od wielu lat pozostaje w stanie hibernacji. Między 2013 a 2019 rokiem nie rozegrała żadnego meczu, 25 marca 2019 zmierzyła się na Montlivi w Gironie z Wenezuelą, po czym życie znów z niej uleciało.
A o ile Baskowie mogliby przy dobrych wiatrach pomarzyć na wielkiej imprezie o najlepszej szesnastce, ewentualnie ósemce, o tyle Katalonia śmiało mogłaby aspirować do największych zaszczytów, zwłaszcza gdyby zechcieli w niej zagrać wychowankowie Barcelony urodzeni gdzie indziej, ale silnie skatalonizowani, z samym Leo Messim na czele. W ramce pokazujemy drużynę A i B z nimi (nazwiska tych graczy wyróżniamy kursywą) w składzie. Kto chce usunąć „farbowane lisy”, których jest czterech (Rafinha i Bojan Krkić nie zmieścili się w składzie), z tej teoretycznej kadry Katalonii na finały wielkiej imprezy, podrzucamy jeszcze kilku zawodników z tamtejszym rodowodem i niezłym CV bądź talentem: Oriol Romeu (Southampton), Aleix Vidal (Sevilla), Riqui Puig (Barcelona), Didac Vila i Oscar Melendo (Espanyol).
Jedno jest pewne: dzisiejsza Hiszpania ma tylu znakomitych futbolistów, że nie da się ich zmieścić w jednym zespole, który możemy określać jako reprezentacja państwowa. Gdyby zamiast niej powstały trzy drużyny narodowe: hiszpańska, katalońska i baskijska światowy futbol uległby istotnemu ubogaceniu, zyskałby znacznie więcej, niż zyskuje na egzystencji reprezentacji Szkocji, Walii i Irlandii Północnej.
LESZEK ORŁOWSKI
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 49/2020)