Foto: Łukasz Skwiot
Trwająca
kilka tygodni transferowa saga z Kownackim w roli głównej dobiegła
końca. Wychowanka Lecha łączono z klubami angielskimi, szumnie
zapowiadano jego przeprowadzkę do Bundesligi, a w ostatniej chwili
na horyzoncie pojawił się Standard Liege. Piłkarz był nawet w
Belgii, gdzie oglądał obiekty treningowe potencjalnego pracodawcy.
Ostatecznie wybrał jednak Sampdorię, z którą wczoraj podpisał
pięcioletni kontrakt. Zdaniem włoskich mediów klub z Genui
zapłacił za Polaka około cztery miliony euro. Dwa kolejne może
przelać na konto Kolejorza w formie bonusów.
–
Jakiś czas temu rozmawialiśmy z Dawidem o tym, jaki kierunek byłby
dla niego najlepszy. W jego przypadku transfer nie polega przecież
na tym, aby wyjechać byle gdzie i zarobić pieniądze. Chodzi o
szanse na regularne występy. A to zależy od tego, jak styl
preferowany w danej lidze pasuje do umiejętności i sposobu gry
zawodnika – mówi Wojciech Tomaszewski, pierwszy trener Kownackiego
w Lechu. – W naszych rozmowach przewijała się Serie A i wspólnie
stwierdziliśmy, że to chyba jest jedna z tych lig, w których
miałby okazję się wypromować. Włoski styl gry odpowiada
Dawidowi. Dlatego uważam, że to dla niego dobry kierunek. On sam
chyba myśli podobnie.
Wydaje
się, że Kownacki nie powinien mieć problemów z wkomponowaniem się
w drużynę ze Stadio Luigi Ferraris. Sampdoria dobrze czuje się w
grze z kontry, a taki styl pasuje Polakowi: 20-latek lubi być w
pełnym biegu, wtedy może prezentować pełnię swoich sportowych
walorów. W Lechu największe zagrożenie dla rywali stwarzał wtedy,
kiedy miał wokół siebie trochę miejsca. Transfer do zespołu
preferującego błyskawiczne przejście do ataku po odbiorze piłki
to dla takiego zawodnika strzał w dziesiątkę.
–
Dużo będzie zależało od tego, jakie plany ma wobec Dawida sztab
szkoleniowy Sampdorii – zauważa Tomaszewski. – Wiemy doskonale, że
on może grać jako napastnik, skrzydłowy, a także na pozycji numer
dziesięć. Trudno jednak wróżyć, do jakiej roli jest przymierzany
w nowym klubie.
Już
na pierwszym treningu w Sampdorii Dawid Kownacki będzie mógł
porozmawiać o tym, co słychać w Poznaniu. Występujący w klubie z
Genui Karol Linetty i Bartosz Bereszyński to przecież nie tylko
rodacy, ale również byli zawodnicy Lecha. Z Linettym są w podobnym
wieku i znają się doskonale. O pięć lat starszy Bereszyński
odszedł z Kolejorza zanim Kownacki zdążył zadebiutować w
pierwszym zespole. Obcy jednak dla siebie nie są.
–
Myślę, że przy wyborze klubu Dawid wziął pod uwagę obecność
rodaków w Sampdorii – twierdzi pierwszy szkoleniowiec Kownackiego
w Poznaniu. – Karol i Bartek pewne szlaki już tam w Genui przetarli,
dzięki czemu kolejnemu Polakowi może być trochę łatwiej. Dzięki
pomocy kolegów będzie mógł znacznie szybciej zaadoptować się w
nowym miejscu.
W
Sampdorii młody napastnik trafi na Marco Giampaolo – trenera,
który w szatni posługuje się wyłącznie językiem włoskim.
Wychowanka Lecha czeka więc intensywny kurs mowy Leonardo da
Vinciego i Antonio Vivaldiego.
–
Początki mogą okazać się trudne. Dawid jednak zdaje sobie z tego
sprawę i od pewnego czasu uczy się języka włoskiego. Rozumie już
coraz więcej – mówi Tomaszewski. – Z tego, co wiem, to Karol
Linetty tuż po transferze też miał kłopoty z nawiązywaniem
kontaktów z trenerem oraz kolegami. Z czasem jednak zaaklimatyzował
się w nowym otoczeniu. Dawid też da sobie radę: ważne, żeby
szybko nadrabiał zaległości i regularnie przyswajał włoski. W
razie czego może wspomagać się angielskim, bo zna ten język
całkiem nieźle.
Konrad
Witkowski