Robert Lewandowski (Bayern Monachium)
To nie był łatwy sezon dla Roberta. Właściwie od czasu słynnego wywiadu dla Spiegla był w Niemczech na cenzurowanym, ale to, co działo się wokół niego w ostatnich tygodniach, przekraczało już granicę dobrego smaku.Niemieckie media waliły w niego jak w bęben, obarczając go winą za niepowodzenie w półfinałowym starciu z Realem. Nie oszczędzali go także eksperci – DidiHamann, SeppMaier czy Paul Breitner. Czasami można było odnieść wrażenie, że krytyka Lewego – tak nienaturalnie ostra i zajadła – ma za zadanie przykryć całą masę problemów klubu, które uwidoczniły się podczas półfinałowych bojów, takich jak choćby kolejna fala kontuzji w zespole, która przytrafiła się w najmniej odpowiednim momencie, wydłużony o ponad miesiąc proces powrotu do zdrowia Manuela Neuera, brak alternatyw na skrzydłach, czy wreszcie absurdalne błędy Rafinhii i Ulreicha.
Jesienią eksploatowany ponad stan, za to wiosną nienaturalnie często siedział na ławce rezerwowych. Poniekąd na własne życzenie, bo przecież w wywiadach prasowych częstokroć domagał się zmiennika, aby czasem móc zwolnić obroty i odsapnąć choć na chwilę. No i takiego zmiennika dostał. Sandro Wagner spełnił pokładane w nim nadzieje i w wielu mniej ważnych meczach wyręczał Roberta w strzelaniu goli. Pytanie tylko, czy nie zbyt często, bo jedna z teorii słabszej dyspozycji Lewandowskiegow końcówce sezonu (zwłaszcza w dwumeczu z Realem) głosiła, że rotacja wybiła supersnajpera Bayernu z uderzenia, a tezę tę poparli m.in. Mario Basler czy Stefan Kiessling. Aż strach pomyśleć, ile goli mógłby uzbierać na koniec sezonu w Bundeslidze, gdyby wiosną grał w takim samym rytmie, co jesienią. Trzydziestka pękłaby i to z dużą nawiązką.
Łukasz Piszczek (Borussia Dortmund)
Nie miał w zasadzie rywala do gry w podstawowym składzie, bo Erik Durm od listopada ciągle się na coś leczy, FelixaPasslacka wypożyczono do Hoffenheim, gdzie zupełnie sobie nie poradził, a Jeremy Toljan okazał się być bombą z opóźnionym zapłonem. Jeśli już grał względnie przyzwoicie, to raczej po lewej stronie boiska, a nie po prawej. Piszczek, kiedy tylko był zdrowy, musiał więc grać niemal wszystko. Tym razem nie wymyślano mu pozycji. Zarówno Bosz jak i Stoeger preferowali ustawienie z czterema obrońcami, co sprawiło, że Łukasz przez cały sezon grał na pozycji prawego obrońcy. I trzeba powiedzieć, że był to przeciętny rok w jego wykonaniu. Nie zdobył gola, zaliczył tylko 3 asysty, a i w defensywie coraz częściej dawał się częściej mijać swoim przeciwnikom, jak choćby Franckowi Ribery’emu w monachijskim Klassikerze. Mimo wszystko, to jednak wciąż ogromna klasa i bardzo ważna postać w BVB, także w szatni. Czy w nowym sezonie będzie grał tak samo często? Chyba nie. Klub na pewno poszuka dla niego konkurenta. Powodów do obaw wielkich jednak nie ma, bo LucienFavre zna go doskonale i wie, na co Łukasza stać. To w końcu jego „piłkarski” ojciec.
Marcin Kamiński (VfB Stuttgart)
Jego rola w zespole zmieniła się wraz z odejściem Hannesa Wolfa. O ile u niego Kamiński grywał regularnie i to najczęściej w podstawowym składzie, o tyle u TayfunaKorkuta został zepchnięty na bocznicę i jeśli już wchodził na boisko, to w końcowych fragmentach meczów, kiedy Stuttgartowi zależało na tym, by utrzymać wynik. Związane było to też ze zmianą ustawienia i przejściem na grę z dwoma środkowymi obrońcami. O jego bieżącej roli w zespole wiele powiedział kończący sezon mecz z Bayernem Monachium. Mimo iż z zespołu wypadło dwóch środkowych pomocników i naturalnym posunięciem wydawało się przesunięcie do środka pola HolgeraBadstubera i wpuszczenie do składu naszego reprezentanta, Korkut zdecydował się na zupełnie inne rozwiązania, wystawiając do gry trzymanych w ostatnim czasie „w zamrażarce” ChadracaAkolo i AnastasiosaDonisa oraz przesuwając na prawą stronę defensywy nominalnego środkowego obrońcę – TimoBaumgartla. Trudno się też spodziewać, by w kolejnym sezonie jego pozycja znacząco się poprawiła. Co prawda Badstuber chciałby transferu do zespołu grającego w Lidze Mistrzów, ale póki co ofert nie ma i jego odejście wcale nie jest przesądzone, a na dodatek pojawił się w zespole kolejny konkurent w osobie Marca Olivera Kempfa. To lewonożny środkowy obrońca, który potrafi znakomicie wprowadzić piłkę do środkowej strefy, ma więc te same atuty, co Kamyk.
Jakub Błaszczykowski (VfL Wolfsburg)
Po transferze wydawało się, że będzie odgrywał w Wolfsburgu większą rolę. Niestety, to już nie ten Kuba, co w Borussii. Nie ta szybkość, nie ta dynamika, nie ta zadziorność. Mimo problemów ze skrzydłowymi, nie potrafił ugruntować swojej pozycji w drużynie, a na domiar złego, przez 3/4 sezonu zmagał się z kontuzją pleców, której zresztą Niemcy nie potrafili wyleczyć. Jaka czeka go przyszłość w klubie? Mglista, o ile w ogóle jakakolwiek. W końcówce sezonu ze znakomitej strony pokazywał się Josip Brekalo, który wyrósł na skrzydłowego numer 1 w klubie. Można się spodziewać, że latem Wilki poszukają mu kogoś do pary na drugą stronę. Hamburski Morgenpost pisze choćby o zainteresowaniu Filipem Kosticiem. A przecież są jeszcze w kadrze Renato Steffen i AdmirMehmedi, są YunusMalli i Daniel Didavi, którzy wymiennie są spychani z pozycji numer 10 pod linię boczną…
Rafał Gikiewicz (SC Freiburg)
Więcej Rafał oczekiwał po pobycie w urokliwym Schwarzwaldzie, zdecydowanie więcej. Przychodził do Freiburga z nadzieją, że będzie w stanie podjąć rywalizację z Alexandrem Schwolowem, bramkarzem bardzo solidnym, ale nic ponadto. Mówiło się też, że Schwolow może odejść z klubu. Pisało się o zainteresowaniu choćby Bayeru Leverkusen, ostatecznie jednak Bernd Leno nigdzie nie odszedł, więc i rywal Gikiego do miejsca w bramce pozostał na dłużej w klubie. Prawdziwej rywalizacji między nimi nigdy jednak nie było. Schwolow bronił niemal w każdym meczu, kiedy tylko był zdrowy. Rafał wszedł do bramki w meczu przeciwko Borussii Dortmund, potem zagrał bardzo dobry mecz z Lipskiem, pomógł wydatnie zespołowi zdobyć w tych dwóch arcytrudnych meczach 4 punkty i… wrócił na ławkę, bo jego konkurent wyzdrowiał. Ponieważ Freiburg zakontraktował już na nowym sezon Marka Flekkena z Duisburga, to Rafał dostanie zapewne wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Gdzie wyląduje? Być może znowu w 2. Bundeslidze. Poważne zainteresowanie nim zgłasza choćby Union Berlin. Ma też pewne zapytania z Belgii i z Polski.
Bartosz Kapustka (SC Freiburg)
Kiedy przychodził do Freiburga, napisałem, że będzie to dla niego makeorbreak. Wydawało się, że trafia do idealnego środowiska, w którym bardzo chętnie stawia się na młodych piłkarzy, także z racji braku pieniędzy. Bartek jednak kompletnie nie poradził sobie w bundesligowych realiach. Grał bardzo mało, przegrywał rywalizację nawet z chłopakiem, którego Freiburg oddał na wypożyczenie do 3. ligi i który poza bieganiem i walką niewiele ma do zaoferowania pod względem czysto piłkarskim. Pod koniec sezonu zaś, kiedy było już pewne, że klub nie wykupi go z Leicester, nie łapał się nawet do kadry meczowej. Przegrywał rywalizację nawet z Christian Streich miał dużo uwag do jego gry defensywnej, także taktycznej. Mówił, że to świetnie wyszkolony piłkarz, który potrafi kapitalnie wyjść spod pressingu rywala, by za chwilę, w najprostszej sytuacji, oddać mu piłkę za darmo. I widać to niestety choćby w procencie celnych podań.
Paweł Olkowski (1. FC Koeln)
Kompletnie nieudany sezon. Paweł zupełnie wypadł z rotacji drużyny. Ledwie 5 razy pojawił się w tym roku na boisku. Po przyjściu Stefana Ruthenbecka dostał jeszcze dwie szanse – z Freiburgiem i Bayernem, ale obie koncertowo spartolił i na dobre wypadł z koncepcji trenera. Kolonia przebudowuje drużynę na 2. Bundesligę, ale dla Olkowskiego nie będzie w niej miejsca. Szkoda, bo początki pobytu w klubie miał naprawdę znakomite.
Eugen Polanski (TSG Hoffenheim)
JuergenKlopp powiedział kiedyś o Matthiasie Sammerze, pełniącym wówczas funkcję dyrektora sportowego w Bayernie, że bez niego Bayern nie byłby uboższy ani o jeden zdobyty na boisku punkt. O Polanskim można by w zasadzie powiedzieć to samo. Tylko dwa razy wybiegł na boisko w podstawowym składzie i choć Julian Nagelsmann mówi o nim tylko dobre rzeczy, to jednak w klubie postanowiono nie przedłużać z nim wygasającej tego lata umowy.
Waldemar Sobota (St. Pauli)
Do momentu odniesienia kontuzji na początku marca podstawowy, a może nawet i najlepszy piłkarz klubu z Hamburga. Przeważnie grywał na prawej stronie pomocy, z rzadka przesuwano go jednak też i na lewą flankę. Jeden z ulubieńców trybun stadion przy Millerntor. Cenią go za solidność i nieustępliwość. Statystyk może nie ma oszałamiających, ale i tak z 4 golami należy do najskuteczniejszych piłkarzy w klubie, co też wiele mówi o napastnikach hamburskiego klubu. Sobota dojrzał piłkarsko w Hamburgu, jest dziś o wiele lepszym piłkarzem, niż był nim wyjeżdżając ze Śląska do Belgii. W dowód zaufania do Soboty, klub przedłużył z nim umowę do 2020 roku i można być w zasadzie pewnym, że w następnym sezonie status Waldka w klubie nie ulegnie zmianie.
Adam Bodzek (Fortuna Duesseldorf)
Można powiedzieć, że Bodzek był w minionym sezonie podstawowym piłkarzem Fortuny i wraca z nią tam, gdzie był w 2013 roku, czyli do 1. Bundesligi. Grywał na dwóch pozycjach – albo jako defensywny pomocnik, albo jako środkowy obrońca. Piłkarz stricte defensywny, solidny, ale nic ponadto. Pewny z piłką przy nodze, notuje bardzo wysoki procent podań, ale prochu już nie wymyśli. Nie ma się też raczej co spodziewać, że w 1. Bundeslidze będziegrał tak często, jak minionym sezonie, co nie zmienia faktu, że za ubiegły sezon należą mu się bardzo przyzwoite oceny.
Artur Sobiech (SV Darmstadt)
Drugi zupełnie nieudany sezon w wykonaniu Artura. W poprzednim sezonie, jeszcze w barwach Hannoveru, zdobył w lidze zaledwie dwa gole (oba w pierwszym meczu sezonu przeciwko Kaiserslautern), w bieżących rozgrywkach tyle samo. nie tego się po nim spodziewano. U TorstenaFringsa jeszcze grywał w miarę regularnie, ale kiedy zespół przejął Dirk Schuster, wylądował na ławce i jeśli się z niej w ogóle podnosił, to na ostatnie sekundy. Artura obowiązuje jeszcze roczny kontrakt z Liliami, ale trudno sobie wyobrazić, by klub był zainteresowany kontynuowaniem współpracy z naszym piłkarzem po tak słabym roku.
Kacper Przybyłko (1. FC Kaiserslautern)
Zmarnowany cały sezon. Co się wyleczył, to łapał następną kontuzję. W 2. Bundeslidze zagrał tylko raz, a pod koniec sezonu zaliczył jeszcze dwa występy w rezerwach Lautern. Latem będzie szukał nowego klubu. Być może w Polsce? Pytanie tylko, kto zaufa Kacprowi, bo tych urazów było w ostatnich latach zdecydowanie za dużo.