Koeman z listkiem, Marcelino z niczym
Wysokie zwycięstwo Barcelony we wczorajszym finale Copa del Rey nad Athletikiem (4:0, gole Griezmann 60, De Jong 63, Messi 68 i 72) ma olbrzymie znaczenie dla trenera ekipy z Katalonii Ronalda Koemana. Da się je porównać do listka figowego, którym będzie można przysłonić klęskę w Lidze Mistrzów i ewentualne niepowodzenie w walce o mistrzostwo Hiszpanii.
Ronald Koeman sięgnął po pierwsze trofeum z Barceloną (fot. Michał Chwieduk)
Oczywiście Barca ma szanse na tytuł, a jego zdobycie przekształci wtedy wczorajszy triumf w Copa del w element wspaniałego dubletu. Tak czy owak jednak, nikt nie powie po rozbiciu Athletiku, że pierwszy sezon Holendra zakończył się klęską. I nikt nie będzie też przekonywał Joana Laportę, że trzeba go zwolnić. – Zdobycie pierwszego tytułu z Barceloną to fantastyczne uczucie dla mnie i szczęśliwy dzień dla wszystkich cules. Nasz sukces jest zasłużony, moja drużyna udowodniła, jak bardzo chce tego pucharu, trzy razy wygrywając w dogrywce – powiedział Koeman.
Dla Marcelino druga w odstępie dwóch tygodni porażka w finale Cop del Rey to ciężki cios wizerunkowy, tym bardziej, że po raz wtóry jego zespół w zasadzenie podjął walki, przeszedł obok meczu. – Musiałem wiele rzeczy zrobić źle, bo przecież trzy miesiące temu mój zespół zdobył po pięknej walce z gigantami Superpuchar Hiszpanii. Do piłkarzy nie mam pretensji, jestem z nich dumny, Uważam, też, że w historii klubu bywały gorsze kwietnie, kiedy zespół w żadnym finale w ogóle nie wystąpił – powiedział.
Fani Lwów mogą zastanawiać się dziś jednak, czy zwolnienie Gaizki Garitano i zatrudnienie Marcelino na początku roku było dobrym ruchem. Ze starym trenerem drużyna może nie grała ładnie w piłkę, ale w każdym razie miała charakter. Teraz został z tamtych czasów tylko słaby futbol.
Leszek Orłowski
„Piłka Nożna”