Kluby La Liga na potęgę kupują defensorów
Zaczął się sezon Primera Division, niebawem zamknie się okno transferowe, można je powoli podsumowywać. Charakteryzowało się ono znacznie większym niż zwykle popytem na obrońców. Można wręcz było odnieść wrażenie, że poprawa gry formacji defensywnej dla wielu dyrektorów sportowych i trenerów była absolutnym priorytetem.
LESZEK ORŁOWSKI
Kiedyś linii obrony się nie ruszało bez wyższej konieczności. Trenerzy starszej daty powtarzają, że defensorzy muszą rozumieć się na pamięć. Dlatego też każdy transfer zawodnika z tej formacji był obarczony pewnym ryzykiem, gdyż nie można było mieć pewności, iż piłkarz świetnie funkcjonujący w jednym układzie personalnym i systemie defensywnym, sprawdzi się także w innym. Sami defensorzy też nie kwapili się ze zmianą klubu, jeśli w aktualnym wiodło im się dobrze. Teraz te przesądy zostały odłożone do lamusa. Obrońca, jeśli jest dobry, to ma być dobry zawsze, wszędzie i od razu!
Kluby Ligi Santander zatrudniły około 50 (około, bo w poniedziałek, po zamknięciu tego numeru „PN” też przecież handlowano) defensorów. Które, jakich i po co? Próba znalezienia odpowiedzi na to pytanie może pomóc w rozwikłaniu innej zagadki: jak się będzie grało na hiszpańskich boiskach w sezonie 2019-20, w którą stronę będzie zmierzał tamtejszy futbol ligowy?
Nitki
Oczywiście, czasami duże ruchy wśród graczy na pewnych pozycjach są warunkowane jednym transferem, który pociąga za sobą inne. Tworzy się swego rodzaju nitka. Najlepszą ilustracją są tu następstwa odejścia Diego Godina z Atletico Madryt. Urugwajczyk, jak wiadomo, postanowił zmienić ligę, wybrał się do Interu Mediolan. Atletico w związku z tym musiało zatrudnić nowego stopera. Kupiło więc z Espanyolu za 25 milionów Mario Hermoso. Espanyol, który zakwalifikował się do europejskich pucharów, potrzebował więc klasowego zawodnika na tę pozycję, a najlepiej do tego młodego, którego da się za jakiś czas korzystnie sprzedać. Wybrał Fernando Calero z Realu Valladolid, którego pozyskał dosyć tanio, bo zaledwie za 8 milionów. Szefowie klubu z Puceli pragnąc mieć korzyść finansową i sportową z odejścia lidera formacji, w jego miejsce zatrudnili dwóch nowych graczy: z Chievo Werona wypożyczyli Federico Barbe, a z rezerw Realu Madryt Javiego Sancheza.
Barcelona zdecydowała, że nie może ryzykować drugiego z rzędu sezonu bez zmiennika dla Jordiego Alby na lewej obronie, bo w wypadku jego kontuzji pojawią się problemy. Junior Firpo okazał się całkiem tani, więc nie ma się co dziwić, że Barca sięgnęła po gracza Betisu. Raczej należy się zastanowić, jakie motywy kierowały samym, świetnym przecież, zawodnikiem? Wszak Alba jest najlepszy na świecie na swej pozycji i trudno liczyć na to, że wygra się z nim rywalizację. Transfer ten utworzył kolejną nitkę. Betis bowiem ściągnął bardzo ofensywnego, niczym Firpo, Alfonso Pedrazę z Villarrealu. Submarinos specjalnie się tym nie przejęli, bo już mieli Alberto Moreno.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (34/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”