To miał być mecz, który zadecyduje o mistrzostwie Polski. Miał być hit, o którym będzie się mówiło przynajmniej do wtorku i następnej kolejki Ekstraklasy. Jednak zamiast wielkiego widowiska kibice zobaczyli ligową szarówkę…
(fot. Piotr Kucza/400mm.pl)
Piłkarskie święto jednak przerodziło się w trudny do zniesienia spektakl. Legia od początku wydawała się być zadowolona z jednego punktu, a Jagiellonia nie potrafiła wykorzystać tej niechęci mistrzów Polski. Gospodarze dominowali, próbowali ugryźć lidera, ale nie była to ta Jaga, która dwa miesiące temu zdemolowała Wojskowych w stolicy.
Obie drużyny nie miały wystarczająco dużo jakości, aby zadać decydujący cios. Legia przez 90 minut oddała zaledwie jeden celny strzał na bramkę Mariana Kelemena, który spokojnie mógł przedłużyć sobie majówkę i rozłożyć leżak w swoim polu karnym.
Status quo po 34. kolejce został zatem utrzymany. Legia nadal jest liderem, ale nie wykorzystała potknięcia Lecha w Płocku i dzisiaj nie potrafiła odskoczyć Jadze. Punkt wywieziony z Białegostoku trzeba jednak uznać za sukces, bo to gospodarze kilkukrotnie zagrozili Arkadiuszowi Malarzowi, ale w decydujących momentach byli do bólu niedokładni. Bramkarz Legii wielokrotnie ratował zespół w tym sezonie, ale dzisiaj nawet nie musiał się zbytnio wykazywać.
W środę Legia podejmie u siebie Wisłę Płock, a Jaga jedzie do Poznania. Oby oba zespoły zagrały na zdecydowanie wyższym poziomie. A przecież o to nie będzie trudno…
Z Białegostoku,
Paweł Gołaszewski