Przejdź do treści
Katar w zimie (8): Francuski styl, polski szyk

Ligi w Europie Świat

Katar w zimie (8): Francuski styl, polski szyk

Koniec, fin. Odpadamy z mundialu po najlepszym naszym meczu. Odpadamy po zderzeniu z jakością mistrzów świata. Czy można było w ten sposób grać od pierwszego występu na mundialu?

Reprezentacja Polski odpadła z mistrzostw świata (Piotr Kucza / 400mm.pl)


Oczywiście, że tak. Tyle że wówczas biało-czerwoni mogliby albo uniknąć w dalszej fazie turnieju konfrontacji z Francuzami, albo zamiast w Katarze, mecze 1/8 finału MŚ oglądać przed telewizorami w swoich domach. Na dwoje babka wróżyła.

Selekcjoner zapowiadał inną grę z Francją niż z Argentyną. Piłkarze też wspominali o zrzuceniu bagażu oczekiwań, wyzwoleniu się spod presji i tym samym odmiennym podejściu do rywalizacji z Les Bleus. Gdzie jednak tak naprawdę szukaliśmy nadziei na dobry wynik? Przecież nie w deklaracjach, nie w tym, że ponoć w kadrze Les Bleus pojawił się jakiś zgrzyt, że Pavard, a za nim Lloris i Giroud skonfliktowali się z resztą drużyny. Również nie w historii i słynnym 3:2 w Alicante, a kilka tygodni później wbitymi czterema golami na Parc des Princes. To było cztery dekady temu. Nie było sensu do tego wracać, tym bardziej, że drugiego Janusza Kupcewicza nie mamy. Również nie posiłkowaliśmy się faktem, że nigdy dotąd na mundialu nie przegraliśmy z obrońcami trofeum, a mierzyliśmy się z nimi dwukrotnie. Ale to było jeszcze dawniej, bo w latach 70. Należało więc dać temu wszystkiemu spokój.

No więc w czym? Po pierwsze: Szczęsny. Po drugie: szczęście. Po trzecie: brak presji. I tyle.

A zmiana naszej taktyki i chęć pokazania innej twarzy na turnieju? Przyznaję, że nie bardzo w to wierzyłem. Nawet jeśli Czesław Michniewicz mówił: – Te drużyny, które nie grały dobrze w defensywie, pojechały już do domu. My obraliśmy swoją strategię na wyjście z grupy i to się powiodło. Teraz chcemy już zagrać inaczej… – i dalej dodawał: – Szukałem bardzo długo słabszych stron u Francuzów, ale ich nie znalazłem. A mówiąc poważnie, każdy zespół ma fazy w meczu, gdy prezentuje się nieco gorzej. Na to trzeba jednak ciężko zapracować. Jeżeli nie nałożymy na przeciwnika odpowiedniej presji, na pewno rywal błędów nie popełni…
Fajnie, ale to jednak tylko słowa, rzeczywistość zdawała się pisać inny scenariusz. Po fazie grupowej okazało się, że – podał statystykę na Twitterze Wojciech Frączek – jesteśmy najgorszą drużyną mistrzostw pod względem liczby strzałów w światło bramki. Trzy mecze i cztery uderzenia. Dramat. Nawet jeśli z tej statystyki wykręciliśmy dwa gole.

No więc w niedzielę miało być inaczej. I było! Początek niepewny, a potem drużyna grała tak, że czuliśmy dumę. To działo się naprawdę. Mateusz Borek zastanawiał się, czy na pewno to powiedział, ale powiedział: zamknęliśmy w pewnym momencie Francuzów na ich połowie. Kapitalny Bereszyński, znakomity Zieliński, aktywne skrzydła, nieulękniony Cash, odpowiedzialni stoperzy i cofnięci pomocnicy. Szczęsny jak zwykle. Zagraliśmy w szyku, czyli bardzo porządnie, bez fajerwerków, lecz w sposób wyrozumowany, no i ewidentnie przeprosiliśmy się z piłką. Jeden błąd sprawił, że wszystko zaczęło się nieco sypać. Musieliśmy się otworzyć, a na to czekał Mbappe. Huknął dwa razy tak, że najlepszy bramkarz fazy grupowej MŚ nie miał nic do powiedzenia.

A zatem koniec. Mundial dla nas został zamknięty. To mecz dał jednak nadzieję. Jeśli Michniewiczowi – bo chyba nie ma sporu co do tego, że to on powinien dalej odpowiadać za wyniki drużyny narodowej – uda się tak dzielną, otwartą, odważną grę jak w meczu z Francją połączyć z wynikami, to taki scenariusz kupujemy.

 

Zbigniew Mucha

 

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024