Bundesliga nie jest najlepszą ligą na naszym kontynencie. Nie ma porównania do ekstraklasy hiszpańskiej, której kluby zgarniają najważniejsze trofea w Europie. Nie jest też najciekawsza. W Niemczech z zazdrością patrzy się na Anglię, gdzie walka o mistrzostwo toczy się zazwyczaj do ostatniej kolejki, a na końcowy triumf liczy sześć klubów. Trudno też powiedzieć, by liga niemiecka była najatrakcyjniejsza. Zawsze padało w niej mnóstwo bramek, ale w minionym sezonie pod względem średniej strzelonych goli najlepiej nie było. Więcej trafień zaliczano choćby w utożsamianej z catenaccio Serie A.
TOMASZ URBAN
Ale jest jeden aspekt, którym liga niemiecka bije na głowę całą konkurencję. Ze świecą szukać na całym świecie lig piłkarskich z taką frekwencją na trybunach. Na każdy mecz Bundesligi przychodzi średnio grubo powyżej 40 tysięcy widzów. Wartość, która jest absolutnie nie do pobicia przez inne ligi. Dość powiedzieć, że 2. Bundesliga jest pod tym względem na 10 miejscu na świecie, ze średnią bliską 20 tysięcy. Absolutny ewenement.
(…)
USTAW SIĘ W KOLEJCE…
Nieco ponad 470 tysięcy karnetów udało się w sumie sprzedać wszystkim klubom na nadchodzący sezon. Sporo, ale nie tyle, ile można by było sprzedać, gdyby nie limity, które kluby same sobie narzucają. Gdyby nie one, rekord sprzedaży karnetów z sezonu 2011-12, wynoszący 483 tysiące, zostałby bez żadnych problemów, i to o dobre kilkadziesiąt tysięcy, pobity. Zazwyczaj jest tak, że karnetowcom udostępnia się mniej więcej 50 procent pojemności stadionu. Trzeba też pamiętać o 10-procentowej puli biletów dla kibiców przyjezdnych. Reszta biletów przeznaczona jest do wolnej sprzedaży. Sprawą oczywistą jest, że bilety takie są w końcowym rozrachunku droższe niż te kupowane w pakietach, więc kluby nie mają wielkiego interesu w tym, by na karnety przeznaczać większą pulę niż owe 50 procent. Ponadto dzieje się też i tak, że karnetowcy nie przychodzą na te mniej ciekawsze mecze, na czym cierpi frekwencja na stadionie. A Niemcy nie lubią, jak trybuny świecą pustymi miejscami.
Wyjątkami są w tym względzie Schalke 04, które na karnety dla fanów przeznacza aż 72 procent miejsc na stadionie, oraz Borussia Dortmund, która udostępnia 67 procent pojemności Signal Iduna Park. Spośród blisko 82 tysięcy kibiców, którzy co mecz (ligowy, bo na mecze Ligi Mistrzów wchodzi mniej osób) zasiadają w czarno-żółtych barwach w dortmundzkiej świątyni futbolu, karnetami dysponuje aż 55 tysięcy.
Zalet posiadania karnetu tłumaczyć nikomu nie trzeba, problem zaś polega na tym, że wcale nie tak łatwo abonament nabyć. Z reguły bowiem są one z sezonu na sezon przedłużane przez obecnych posiadaczy. Niemal przez wszystkich, na przykład w tym sezonie z posiadania karnetu, spośród tych 55 tysięcy osób, zrezygnowało ledwie 66. W miejsce tych 66 osób wskakują kolejni – ci, którzy zapisali się w klubie do kolejki oczekujących. Według danych przedstawianych przez BVB, w kolejce czeka obecnie około… 60 tysięcy kibiców. Uprzywilejowaną pozycję mają ci, którzy są przy okazji członkami klubu. Ale tylko trochę uprzywilejowaną, bo członków klubu Borussia ma około 145 tysięcy, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi zsumowana liczba kibiców regularnie odwiedzających Signal Iduna Park, a także tych, którzy wciąż oczekują na karnet.
Jeden z kibiców BVB napisał nawet niedawno na pewnym forum, że jest członkiem klubu, zapisał się do kolejki w 2009 roku i czeka na sygnał ze strony klubu do dziś. W innych klubach sytuacja wygląda bardzo podobnie. We Freiburgu czeka się mniej więcej trzy lata na karnet, w Hamburgu cztery, a w Bremie jeszcze dłużej. Tam bowiem oczekuje około 11 tysięcy fanów.
A propos HSV – mimo sportowej katastrofy w ostatnich latach, karnety na mecze domowe HSV są najdroższe w lidze, zarówno na miejsca stojące, przeznaczone dla najzagorzalszych fanów, jak i te na najlepsze miejsca, wyłączając oczywiście loże i miejsca vipowskie. W Hamburgu prawo do karnetów zachowało 93 procent osób z poprzedniego sezonu, ale także dlatego, że klub sukcesywnie pozbywa takiego prawa osoby, które z 17 meczów domowych opuściły co najmniej 12, mając jednak wzgląd na tych, którzy ciężko chorowali. W ten sposób pierwszeństwo do zakupu karnetu straciło w tym sezonie aż 600 fanów, w kolejce jednak nadal czeka ponad półtora tysiąca kolejnych, będących w komplecie członkami klubu.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (34/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”