Przejdź do treści
Karabach – klub z miasta, którego nie ma

Ligi w Europie Liga Mistrzów

Karabach – klub z miasta, którego nie ma

Karabach Agdam eliminował dotąd wszystkich polskich rywali jacy stawali na jego drodze w europejskich pucharach – Wisłę Kraków, Piasta Gliwice i Legię Warszawa. Ale i dla Lecha Poznań statystyki są optymistyczne. Kolejorz także wygrał wszystkie trzy konfrontacje pucharowe z zespołami z Azerbejdżanu. Teraz czyjaś seria zostanie przerwana.



26 lat temu, latem 1996 roku polski zespół po raz pierwszy w historii trafił w europejskich pucharach na drużynę z Azerbejdżanu. Tym zespołem był Hutnik Kraków, który w rundzie wstępnej Pucharu UEFA zmierzył się z nieistniejącym już dzisiaj Chazri Buzowna Baku. W umiejętnościach między rywalami nie było różnicy. Była przepaść. W pierwszym meczu u siebie, na Suchych Stawach, Hutnik wygrał 9:0! Ku uciesze widowni, bramkę, ostatnią, z rzutu karnego, zdobył nawet bramkarz Siergiej Szypowski. W upalnym rewanżu w Baku krakowianie wprawdzie tylko zremisowali 2:2, ale dla losów rywalizacji nie miało to żadnego znaczenia.

14 lat później na tym samym stadionie Hutnika pojawił się inny zespół z Azerbejdżanu, Karabach Agdam. Jego przeciwnikiem w III rundzie kwalifikacji Ligi Europy była krakowska Wisła, korzystająca z boiska na Suchych Stawach w związku z przebudową swojego stadionu przy Reymonta. Podopieczni Henryka Kasperczaka mieli wypracować sobie solidną zaliczkę, by ze spokojem jechać na rewanż. Tymczasem cała piłkarska Polska przeżyła szok. Beznadziejnie grający krakowianie przegrali 0:1, a na domiar złego w doliczonym czasie gry Maciej Żurawski zmarnował karnego. Ci, którzy liczyli, że Biała Gwiazda zmaże plamę w rewanżu srodze się zawiedli. Już do przerwy Karabach prowadził 3:0, zdobywając trzy gole w 7 minut. Po przerwie Wisła zmniejszyła straty, skończyło się 3:2, ale w ostatecznym rozrachunku nic to nie zmieniło. W siódmej pucharowej konfrontacji polsko – azerskiej po raz pierwszy awans wywalczył zespół z Azerbejdżanu, a Kasperczak stracił pracę.



Jeszcze latem 2012 roku w drugiej rundzie kwalifikacji Ligi Europy, Lech Poznań zdołał po ciężkich bojach wyeliminować Chazar Lenkoran, który cztery lata wcześniej ograł z łatwością. Wszystkie późniejsze konfrontacje z zespołami azerskimi kończyły się odpadnięciem polskich drużyn. W kwalifikacjach Ligi Europy Karabach wyeliminował Piasta i Legię, a Qabala Jagiellonię. Co więcej, nasze zespoły nie wygrały ani jednego meczu na pięć! Dwa lata temu, gdy z racji pandemii w kwalifikacjach nie było rewanżów, Legia, choć grała u siebie, poległa z Karabachem gładko, aż 0:3! Na przestrzeni ćwierć wieku polskie zespoły z bijących stały się dla azerskich chłopcami do bicia.

AGDAM TO NIE KARABACH

Nie sposób zrozumieć jakiego przeciwnika los przydzielił Lechowi Poznań na starcie kwalifikacji Ligi Mistrzów bez odniesienia do historii i polityki.

– Karabach to od wieków były ziemie zamieszkane przez Ormian – tłumaczy Maciej Falkowski, były sekretarz Ambasady RP w Erywaniu. – Po powstaniu Związku Radzieckiego, wytyczając granice tworzonych republik, wbrew protestom Ormian, obszar ten przypisano do Republiki Azerbejdżańskiej nadając mu w jej obrębie pewną autonomię. Kiedy ZSRR się rozpadał i powstawały niepodległe państwa, Ormianie zażądali przyłączenia Karabachu do Armenii. Azerbejdżan ani myślał się zgodzić i tak zrodził się konflikt, w wyniku którego w 1992 roku między Armenią i Azerbejdżanem wybuchała trwająca dwa lata wojna. Wygrali ją Ormianie. Opanowali nie tylko Karabach, ale i wiele terenów wokół niego. M. in. także Agdam, azerskie miasto, położone najbliżej Karabachu, ale – co trzeba podkreślić – nie w Karabachu. Formalnie włączyli je jednak w skład Republiki Karabaskiej, a dominującą ludność azerską wypędzili. W ciągu kilkunastu lat, niezamieszkałe przez ludzi, kontrolowane przez siły ormiańskie miasto, zostało zburzone i praktycznie jest to obecnie teren bezludny.

– Nie mam pojęcia dlaczego Ormianie zburzyli Agdam, ich trzeba pytać – mówi Eldar Salahov, szef działu współpracy międzynarodowej w państwowym komitecie planowania miejskiego i architektury, którego spotykamy w Katowicach na odbywającym się tam Światowym Forum Urbanistycznym. – Proszę spojrzeć na te zdjęcia. Z miasta nie został praktycznie kamień na kamieniu, nie ma elektryczności, mediów, nic. Fotografie zburzonego, położonego u podnóża pięknych szczytów Agdamu robią rzeczywiście wstrząsające wrażenie. Miasto wygląda na nich jak nie przymierzając Mariupol czy Warszawa po powstaniu w 1944. Na swoim stanowisku Azerowie prezentują zdjęcia na dużych ekranach, co jeszcze bardziej potęguje efekt.

W 2020 roku wybuchła druga wojna karabaska. Azerowie zajęli część Karabachu i odzyskali utracone tereny wokół niego. Przejęli także kontrolę nad Agdamem.

– Mamy już gotowy generalny plan odbudowy całego terenu wyzwolonego spod okupacji, a na jego bazie plan odbudowy poszczególnych miast, w tym Agdamu – informuje Salahov. – W 2040 roku Agdam będzie pięknym, stutysięcznym miastem, największym na oswobodzonych terenach. Ponad dwa razy większym niż był przed zniszczeniem przez wroga. Na razie jednak każdego dnia, 24 godziny na dobę trwa rozminowywanie terenu. Dzięki mediacjom Rosji i Turcji Ormianie przekazali nam mapy zaminowania, ale ufamy im tylko w 25 procentach. Po rozminowaniu od razu przystąpimy do odbudowy.

– Większa część samego Karabachu ciągle jest kontrolowana przez Ormian, którzy tam mieszkają – wyjaśnia Falkowski. – Jak się popatrzy na globus to Karabach jest taką ormiańską wysepką na mapie Azerbejdżanu. De facto nieuznawaną przez nikogo samodzielną republiką, połączoną z Armenią korytarzem laczyńskim czyli jedyną drogą, którą Ormianie mogą jeździć z Armenii do Karabachu.

PRZYPADEK? NIE SĄDZĘ

Od 1951 roku w mieście Agdam istniał klub piłkarski Mehsuł. Rok później powstał też Stadion Miejski, na którym rozgrywał swoje mecze. W 1968 roku Mehsuł zdobył wicemistrzostwo republiki po czym zawiesił działalność. Reaktywowany został w roku 1977, ale już pod nową nazwą Szefeg. Gdy Azerbejdżan zyskał niepodległość i utworzono ligę azerską klub z Agdamu zdobył mistrzostwo, wicemistrzostwo i Puchar Azerbejdżanu, ale gdy miasto zajęli Ormianie też musiał się ze swojej siedziby wynosić i podupadł finansowo.

– Gdy ja grałem w Karabachu klub funkcjonował wyłącznie w Baku, w Agdam nie byłem nigdy – mówi Jakub Rzeźniczak, obrońca płockiej Wisły, który od 2017 roku przez dwa sezony reprezentował Karabach, także w fazie grupowej Ligi Mistrzów. – Część ludzi w klubie pamiętała Agdam sprzed wojny. Zawodnicy, którzy byli dłużej w drużynie wspominali, że wcześniej organizowano im wyjazdy w tamte okolice. Pokazywali zdjęcia, byli na nich w kaskach wojskowych. Prezentowały przygnębiający obraz wojny, nic przyjemnego.


Już w Baku, w 2001 roku klub zyskał potężnego sponsora Azersun, największego producenta i eksportera żywności w Azerbejdżanie. Wówczas zmienił nazwę na Karabach. Zmiana była zabiegiem propagandowym azerskich władz, by w ten sposób promować w świecie tezę o przynależności tego regionu do Azerbejdżanu, czego zresztą zgodnie z prawem międzynarodowym nikt nie kwestionuje.

– O ile przeciętnego Ormianina azerski klub reprezentujący Agdam specjalnie nie razi, o tyle używanie dla niego nazwy Karabach, regionu który uważa za swój, doprowadza już do szewskiej pasji – wyjaśnia Falkowski. – Drużyna świetnie reprezentuje nas w Europie, jest rozpoznawalna i jest naszym wielkim powodem do dumy, regularnie z dobrej strony prezentuje się w rozgrywkach międzynarodowych, chłopcy mają silną motywację patriotyczną – mówi z kolei z satysfakcją Salahov.

Mając potężne zaplecze finansowe i misję propagandową do wypełnienia Karabach musiał rosnąć w siłę. W 2010 roku w Krakowie prawdopodobnie nie obserwowano uważnie co tak naprawdę dzieje się na Kaukazie. Nie dostrzeżono, że w kwalifikacjach Ligi Mistrzów Lech dopiero po karnych wyeliminował Inter Baku. Fakt, że rok wcześniej Karabach odprawił z kwitkiem w kwalifikacjach Ligi Europy uznany Rosenborg Trondheim uznano najwyraźniej za wypadek przy pracy norweskiej ekipy. Tymczasem był to pierwszy sygnał, że w Baku powstaje firma, z którą bez mała każdy będzie musiał się liczyć. Wprawdzie po wyeliminowaniu Wisły Karabach zlała Borussia Dortmund, ale zespół z roku na rok robił postęp i w roku 2014 po raz pierwszy zameldował się w fazie grupowej Ligi Europy. Powtórzył to w sezonie kolejnym i kolejnym, a w jeszcze następnym 2017-18, po wyeliminowaniu FC Kopenhaga, zameldował się w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Tu już nie mogło być mowy o jakimkolwiek przypadku. W rywalizacji z Chelsea, Romą i Atletico Madryt udało się mistrzom Azerbejdżanu zdobyć tylko dwa punkty za dwa remisy z tym ostatnim, ale przecież przed rozpoczęciem rywalizacji i na to nie dawano im zbyt wielkich szans. W historii w Baku nie potrafiło jednak wygrać nie tylko Atletico Madryt, ale też takie firmy jak Inter Mediolan, Celtic Glasgow czy AS Monaco. Przegrywały m.in. Club Brugge, Salzburg, Anderlecht Bruksela i IFK Goeteborg.

NIE MA MOCNYCH

Gdy Karabach rywalizował w Lidze Mistrzów na krajowym podwórku był już absolutnym dominantem. Pierwsze od 1993 roku mistrzostwo zdobył w roku 2014. Kolejne trzy sezony kończył z dubletem. Mistrzem był nieprzerwanie do roku 2020. W następnym, w ostatniej kolejce dał się zdystansować Neftchi Baku, by w tym zdobyć tytuł z przewagą aż 19 punktów nad zespołem, który „ośmielił” się przerwać jego mistrzowską serię. Do tego dorzucił krajowy puchar pokonując w finale, acz dopiero po rzutach karnych, Zirę Baku.

– W lidze w ostatnim sezonie nikt nie był w stanie nawiązać z nimi rywalizacji i nie sądzę by w nowym było inaczej – mówi Aleksiej Baga, białoruski trener prowadzący azerski zespół Sumgait FK – Różnica między nimi a innymi klubami jest i w budżecie i na boisku. Regularnie grają w fazie grupowej europejskich pucharów co daje olbrzymie doświadczenie. W lidze mają dzięki temu wielką pewność siebie. Ciężko przeciw nim grać, są jak maszyna. Pewnie, zdarza się im przegrać, ale to niczego nie narusza w obrazie całości. Karabach to zespół bardzo dobrze zbilansowany, mający liderów w każdej formacji. Doświadczonych, ogranych zawodników. W obronie wyróżnia się kapitan Maksym Miedwiediew, wychowanek, który zagrał dla Karabachu kilkaset meczów. Ważną rolę odgrywa defensywny pomocnik Gara Garajew. No i do tego dochodzi bardzo silny atak, zawodnicy którzy zarabiają świetne pieniądze, na które bardzo profesjonalnie pracują strzelając dużo goli. Potrafią grać na ścianę, potrafią się uwolnić, wyjść na pozycję. Podoba mi się szczególnie Brazylijczyk Kady, który w zeszłym sezonie w 43 meczach Karabachu strzelił 20 goli i zaliczył 17 asyst. Teraz jeszcze dołączył środkowy pomocnik, Marko Janković, reprezentant Czarnogóry, a z Jagiellonii wykupili bardzo dobrego, gruzińskiego bramkarza Lukę Gugeshashviliego (w polskiej lidze nie zaistniał – przyp. JT.), który bardzo dobrze gra na przedpolu.

Kadra zespołu oparta jest co ciekawe na reprezentantach Azerbejdżanu. Spośród obcokrajowców polskim kibicom lepiej znany jest chyba tylko czarnogórski obrońca Marko Vesović, były gracz Legii. – Większość azerskich zawodników, z którymi grałem wciąż tam występuje – mówi Rzeźniczak. – Z ważniejszych odszedł chyba tylko Mahir Madatov, w Polsce znany z Legii już pod zmienionym nazwiskiem Emreli. Utrzymuję kontakt z chłopakami, najbliższy mam z Ricardem Almeydą, ale wymieniam się też wiadomościami z innymi. Zespół od moich czasów bardzo się nie zmienił co pokazuje jak stabilizacja może wpłynąć na sukces. A Karabach to najbardziej stabilny klub jaki w życiu widziałem.

Spotkania ligowe Karabach rozgrywa na stadionie Azersun Arena, niewielkim i ładnym przy bazie treningowej. – Na standardy Azerbejdżanu jest w zupełności wystarczający, często wrzucałem zdjęcia z niego na swojego Instagrama – kontynuuje Rzeźniczak. – Czasem tylko, przed meczami pucharowymi, mecz ligowy grywaliśmy na jednym z dwóch stadionów, na którym Karabach występuje w pucharach, czyli stadionie im. słynnego Tofika Bachramowa, albo większym i nowszym Stadionie Olimpijskim gdzie był finał Ligi Europy Arsenalu z Chelsea i rozgrywano mecze w ramach Euro 2020. Zainteresowanie meczami ligowymi Karabachu jest bardzo małe. Drużyna przyzwyczaiła kibiców do wygrywania, traktują to jako oczywistość. Nawet dzień po meczu ligowym, kiedy zaczepiają na ulicach to pytają o puchary, bo tymi meczami żyją wszyscy. Wtedy stadiony się wypełniają i jest żywiołowy doping. Na Lidze Mistrzów były zawsze komplety.

SKUTECZNY TRENER

Osobą, której wpływ na sportowy rozwój Karabachu jest nie do przecenienia jest trener Gurban Gurbanow. Najskuteczniejszy napastnik w historii azerskiej reprezentacji, który 13 kwietnia skończył 50 lat. Jako piłkarz Neftchi zaliczył bolesną klęskę 0:8 z łódzkim Widzewem w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów w 1997 roku. 11 lat później jako trener przejął Karabach, prowadzi go do dziś (14 lat!), i jak wspominaliśmy na polskich klubach odegrał się już trzykrotnie. – Bardzo otwarty trener, komunikatywny – mówi o nim Baga. – Wiem, że często jeździ na staże do najlepszych klubów na świecie. Lubi dyscyplinę, tak na bazie, jak i w drużynie. W pracy u niego czarne jest czarne, a białe białe.

Rzeźniczak nie uważa jednak, żeby Gurbanow był typem zamordysty: – Ma szacunek i budzi duży respekt. Trzyma dystans, ale zawodnik zawsze może przyjść do niego z problemem. Wysłucha, stara się pomóc by zawodnik był zadowolony. Ma swój pomysł na zespół i według niego go buduje. Szuka bardziej zawodników technicznych, do grania w piłkę. Mało skupia się na przeciwniku. Nawet z silnymi rywalami w Lidze Mistrzów wymagał byśmy starali się grać swój futbol. Rywali oczywiście analizowaliśmy, ale trener bardziej skupiał się na naszej drużynie.

Na arenie europejskiej awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów Gurbanow póki co ze swoim zespołem nie powtórzył, ale od 2014 roku w każdym sezonie melduje się w etapie grupowym którychś z rozgrywek. W poprzednim była to Liga Konferencji. Z rywalizacji z FC Basel, Omonią Nikozja i Kajratem Ałmaty wyszedł na drugim miejscu. Odpadł dopiero w 1/16 finału z Olympique Marsylia po dwóch porażkach 1:3 i 0:3 (dwa gole Arkadiusza Milika w pierwszym meczu we Francji).

W rywalizacji z Lechem to Karabach będzie faworytem. Rzeźniczak jego szanse ocenia na 65 do 35. Baga nie chce typować, zaznacza jednak, że Lechowi nie będzie łatwo. Najbardziej pewni rozstrzygnięcia są nasi rozmówcy na azerskim stoisku katowickiego Forum Urbanistycznego. – Postaw 100 złotych na 2:0 w pierwszym meczu dla Karabachu – mówi jeden z nich. – Zobaczysz, że ci się opłaci.

JAROSŁAW TOMCZYK

TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (27/2022)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024