Jak na dzisiaj wygląda kadra na Euro?
Czy faktycznie październikowe zgrupowanie reprezentacji Polski wywróciło obowiązującą w niej dotychczas hierarchię? Czy piłkarski rezonans wykazał dyskopatię przede wszystkim środkowego odcinka jej kręgosłupa? Czy w związku z tym Jerzy Brzęczek ma już w głowie nowy zarys kadry na finały mistrzostw Europy?
Zacząć warto od tego, że niestety nie ma żadnej gwarancji czy faktycznie w czerwcu przyszłego roku uda się w końcu przeprowadzić sprawnie imprezę, którą epidemia storpedowała już w tym roku. Po drugie: nie ma sensu budować hipotetycznej 23-osobowej kadry, bo przy szalejącym wirusie nie jest wykluczone, że UEFA zgodzi się na powiększenie zgłoszonych kadr finalistów – czy do 25, czy 28 nazwisk, to w tej chwili ma mniejsze znaczenie. Tym samym nie ma też sensu przewidywać, czy obrońców powinno być ośmiu, bramkarzy trzech, etc. Świat, który znaliśmy i do którego się przyzwyczailiśmy, także ten piłkarski, odszedł. I nie wiadomo, kiedy wróci.
Czas to komfort
Adam Nawałka miał w głowie listę 70 nazwisk, którą na bieżąco uaktualniał. Prowadził swój cichy ranking na poszczególnych pozycjach – awansował i degradował. Ta nieformalna lista była płynna, wpływ na nią miały kontuzje, forma, pozycja w klubie bądź subiektywne widzimisię. Być może Brzęczek również prowadzi swój ranking. Tego nie wiemy, bo selekcjoner (prawie) nikomu się nie zwierza. Biorąc pod uwagę jego dotychczasowe wybory, dyspozycję kadrowiczów tu i teraz, ale jednocześnie uciekając niejako do przodu i antycypując co może zdarzyć się za pół roku (powrót do pełni zdrowia Krystiana Bielika, dalsze perturbacje z komunikacją transatlantycką lub choćby pogłębiające się kłopoty niektórych kadrowiczów z występami w drużynach klubowych) stworzyliśmy listę nazwisk będącą wypadkową dotychczasowych powołań i ścisłego, choć jeszcze niezdefiniowanego zaplecza drużyny narodowej.
Osiem miesięcy to kawał czasu i zwłaszcza w futbolu wszystko może stanąć do góry nogami, tym bardziej że po drodze rozpoczynają się kwalifikacje MŚ w Katarze, a więc próba jak najbardziej ogniowa, pewnie nie mniej ważna niż same finały Euro. Czas nominacji i skreśleń dopiero nastąpi, ważne jednak, że selekcjoner nie zamknął się w kręgu tych samych, w sporej mierze zgranych już nazwisk, ale postanowił szukać. Odmładza drużynę nie z obowiązku wpisanego do umowy o pracę, ale z wyraźnej i odczuwalnej potrzeby. Fakt, że dostał od losu rok więcej do namysłu jest dla niego okolicznością korzystną. W czerwcu 2020 reprezentacja nie rokowała. W październiku – już bardziej. Przez kilka miesięcy „starzy weterani” mają szansę dowieść swojej „niezbywalności”, a młodzi potwierdzić to, co zaakcentowali w październiku, czyli: teraz my! Dzięki temu nie będzie terapii szokowej. Ogłaszając w maju swoją listę Brzęczek będzie miał za sobą bagaż tylu meczów, prób i egzaminów, że skreślać/powoływać będzie z pełnym przekonaniem. Nie dojdzie też (prawdopodobnie) do sytuacji jaka miała miejsce, gdy kadrę na mundial powoływał Paweł Janas. Nie dojdzie też do przedwczesnego hasła: selekcja była prosta, jakie obowiązywało przed 18 laty. Na niespodzianki czekamy, szoku nie przewidujemy.
„Te trzy mecze pokazały, że nie może być w kadrze świętych krów, bo źle to wpływa na całą reprezentację. W niej muszą grać zawodnicy najlepsi w danym momencie. Oczywiście w każdej drużynie są i muszą być zawodnicy, którzy nawet grając jedno czy dwa słabsze spotkania wystawiani są w pierwszym składzie”. – pisał Artur Wichniarek w „PS”. Trzeba się z nim zgodzić.
Problem pierwszy czyli jedynka
Pora więc na personalia. Niespodzianki, ani tym bardziej rewolucji nie należy spodziewać się w przypadku bramkarzy. Tu kwestia jest jednak, kto z dwójki bardzo dobrych, okaże się numerem 1. Selekcjoner zważy to obserwując ich po raz kolejny w Lidze Narodów i eliminacjach mundialowych, przypominając sobie zapewne również kilka ostatnich imprez, na których Wojciech Szczęsny i Łukasz Fanbiański ze sobą rywalizowali.
Obaj w każdym razie są traktowani na równi przez obecny sztab, obaj dostają praktycznie tyle samo szans. W dwóch edycjach Ligi Narodów rozegrali po cztery mecze – spisali się bez zarzutów, zebrali podobne noty. W eliminacjach selekcjoner wybierał numer 1 na pół roku, ale jego plany krzyżowały kontuzje. Jeśli spojrzymy na minuty, to częściej bronił Szczęsny, ale wyłącznie ze względu na uraz biodra Fabiańskiego, który wykluczył golkipera West Hamu z czterech spotkań. Obaj są pewniakami do wyjazdu na Euro, a jedyną nierozstrzygniętą kwestią pozostaje, który z nich założy bluzę z numerem 1. Fabiański był z reprezentacją na MŚ 2006, ME 2008, ale w obu turniejach nie grał. Z ME 2012 wykluczyła go kontuzja, bronił natomiast na Euro 2016, po którym zebrał bardzo dobre recenzje i w jednym meczu MŚ 2018, w którym zachował czyste konto (na oba turnieje jechał jako bramkarz numer dwa…).
Golkiper Juventusu nie ma szczęścia do wielkich turniejów. Na Euro 2012 w meczu otwarcia dostał czerwoną kartkę, więc w spotkaniu o wszystko z Rosją musiał pauzować, a w starciu z Czechami usiadł na ławce rezerwowych. Cztery lata później również zagrał tylko w jednym spotkaniu, ale tu przeszkodził mu uraz. Z kolei na mundialu popełnił poważny błąd w spotkaniu z Senegalem, ale zachował pozycję na mecz z Kolumbią. Polacy oba mecze przegrali, a Szczęsny puścił pięć goli. Więc?
– Od sześciu lat, a dokładnie od zwycięstwa nad Niemcami w Warszawie, powtarzam, że dla mnie numerem jeden w bramce reprezentacji Polski jest Wojtek Szczęsny – grzmi Jan Tomaszewski, legendarny bramkarz reprezentacji na MŚ ’74. – Jest w gronie dziesięciu najlepszych golkiperów świata, jest numerem jeden w bramce topowego europejskiego klubu, który co roku zdobywa mistrzostwo Włoch. Wojtek przed każdym meczem w reprezentacji powinien skupiać się na tym, jak strzela ten napastnik, a jak tamten. Tymczasem od kilku lat zajmuję sobie głowę czym innym, czyli rywalizacją z Łukaszem Fabiańskim i zastanawianiem się kto będzie grał w najbliższym meczu. Fabian jest doskonałym bramkarzem, któremu ufają zawodnicy, sztab i kibice, ale jest doskonałym golkiperem rezerwowym. Jesteśmy chyba jedyną drużyną narodową na świecie, która nie ma swojego numeru jeden. Jakby było to dobre, to wiele reprezentacji by tak grało i stosowało rotację. Skoro jednak nikt nie wpadł na taki pomysł, to chyba nie jest to najlepsze rozwiązanie. Selekcjoner reprezentacji Niemiec Juergen Klinsmann na pół roku przed mistrzostwami świata 2006 powiedział, że u niego bramkarzem numer jeden będzie Jens Lehmann, a nie najlepszy zawodnik mundialu 2002 Oliver Kahn. To była tylko i wyłącznie jego decyzja, ale uznał, że trzeba się na kogoś zdecydować. Brzęczek ma prawo wybrać zarówno Fabiańskiego jak i Szczęsnego, on bierze za to odpowiedzialność, ale nie może być tak, że obaj grają do pierwszej skuchy. To nie dodaje pewności siebie. Błędy? Każdy je popełnia. Manuel Neuer zawalił też swoje bramki na ostatnim mundialu, a cały czas jest w reprezentacji Niemiec numerem jeden.
Powołajcie mnie!
Pozostaje pytanie: kto w takim razie będzie numerem trzy? Na dziś spośród kandydatów do trzeciego miejsca (przyjmując wciąż 23-osobową ekipę) najlepiej rysują się szanse Bartłomieja Drągowskiego. Mocna pozycja w Fiorentinie, udany, spokojny debiut (po dwóch latach od pierwszego powołania) przeciw Finlandii. Umiejętności i dokonania na niemieckich boiskach predysponują z pewnością do roli trzeciego Rafała Gikiewicza, tu jednak rodzi się inny problem – czy ambitny i już doświadczony zawodnik w przypadku powołania nie oczekiwałby czegoś więcej niż bluzy trzeciego bramkarza? A atmosfera w kadrze to podstawa sukcesu, już niepewność między „jedynką” i „dwójką” jest wystarczająco elektryzująca.
Szanse Radosława Majeckiego redukuje sytuacja w klubie. Może Łukasz Skorupski? 29-latek jest podstawowym bramkarzem Bolonii, ale nie zbiera tylu pochwał co młodszy kolega z Fiorentiny. Statystyki są też na korzyść Drągowskiego: w poprzednim sezonie 23-latek rozegrał 31 meczów, w których puścił 43 gole i osiem razy zachował czyste konto. Dla porównania Skorupski 37 spotkań, 64 puszczone bramki i tylko dwa czyste konta.
Tomaszewski: – Na turniej powinien jechać ktoś z młodych golkiperów albo… ja. Po co powoływać do reprezentacji 30-letniego bramkarza, który i tak nie ma szans na grę? Lepiej dać szansę młodzieży i nią rotować, aby każdy czuł ten wyjątkowy klimat. Na zgrupowaniu wszystko jest inne niż w klubie, trochę cięższe. Sztab miałby okazję obserwować ewentualnych następców Fabiańskiego i Szczęsnego. Wśród nich widzę Drągowskiego, Grabarę i Majeckiego. Przecież to któryś z nich za kilka lat będzie numerem jeden. Dzisiaj nie mają szans nawet na bycie drugim bramkarzem, dlatego selekcjoner powinien nimi rotować. Ktoś z tej trójki powinien jechać na Euro. Kto dokładnie? Nie ma większej różnicy, bo i tak na boisku się nie pojawi.
Jeden, ale na 100 procent
Zakładając, że w defensywie na każdą pozycję Brzęczek powinien mieć co najmniej dwóch zawodników, to wychodzi ścisła liczba ośmiu defensorów – czterech środkowych i czterech skrajnych. Jak wyglądały powołania obrońców na ostatnie turnieje? Adam Nawałka zabrał na mundial siedmiu nominalnych obrońców, a ósmym był Maciej Rybus, który na liście zgłoszeniowej został wpisany jako pomocnik. Ryba jednak od kilku lat występuje jako lewy obrońca, więc uznajemy, że na mundial pojechało ośmiu defensorów. W 2016 roku na mistrzostwa Europy Rybus nie poleciał z powodu kontuzji, a sztab Nawałki zabrał dokładnie siedmiu obrońców, ale wśród nich byli m.in. Jędrzejczyk i Thiago Cionek, którzy mogli grać w zasadzie w każdym sektorze w obronie.
– Nie przywiązywałbym się do tej liczby ośmiu obrońców – mówi Bartosz Bosacki, uczestnik MŚ 2006, autor dwóch mundialowych goli. – Wszystko jest płynne. W dzisiejszym futbolu boczny obrońca może grać po obu stronach czy nawet zostać przesunięty na skrzydło i też sobie poradzi.
O wszechstronności Bereszyńskiego wiemy doskonale, Rybus z powodzeniem też sobie poradzi jako skrzydłowy, podobnie jak Arkadiusz Reca. Tomasza Kędziorę oglądamy zawsze jako prawego obrońcę, ale piłkarz Dynama Kijów jest eliminacyjnym odkryciem Brzęczka i pewniakiem w pierwszej jedenastce, więc takiego piłkarza nie wolno skreślać. Do tego dochodzi Michał Karbownik, który w Legii z powodzeniem występował po obu stronach defensywy, w środku pola, a sztab reprezentacji Polski widzi go nawet jako alternatywę na skrzydle. Do drzwi drużyny narodowej od kilku tygodni mocno puka Tymoteusz Puchacz, który radzi sobie jako lewy obrońca, a także jako skrzydłowy. Do tego należy doliczyć jeszcze Krystiana Bielika, który niejednokrotnie udowadniał, że może być środkowym pomocnikiem, ale bez problemów radzi sobie także jako stoper.
– Na pewno nie możemy mówić, że powinniśmy mieć 23 mobilnych zawodników. Uważam, że ta wszechstronność może być decydująca przy wyborze piłkarzy numer 21, 22 czy 23. Pierwsza dwudziestka ma raczej stałe pozycje i tu nie należy oczekiwać nagłych zmian miejsc i ról na boisku. Ja pojechałem na mundial w 2006 roku w zastępstwie, bo przecież na początku nie znalazłem się w kadrze. Ze składu wypadł jednak jeden z zawodników ofensywnych i wskoczyłem w jego miejsce, a przecież teoretycznie byłem obrońcą. Radziłem sobie jednak zarówno na środku defensywy, na boku, a były mecze, w których występowałem jako skrzydłowy. Myślę, że był to mój atut i selekcjoner postanowił z tego skorzystać – tłumaczy Bosacki.
– Wolę dobrego jednozadaniowca niż kogoś, kto zabezpieczy mi trzy pozycje na 60 procent – kontruje Kamil Kosowski, również uczestnik niemieckiego mundialu, nie odnosząc się jednak bezpośrednio do casusu Bosackiego.
Gdzie jest Puchacz?
Kto zatem jest pewniakiem w kadrze Brzęczka? Kamil Glik, Jan Bednarek, Sebastian Walukiewicz, Kędziora i Bereszyński – bez wątpliwości. Rybus nie jest pierwszym wyborem selekcjonera na pozycji lewego obrońcy, ale kiedy wychodzi na boisko to się broni. Sztab jednak nie korzysta z niego tak często jak mogłoby się wydawać. Zawodnik Lokomotiwu zagrał u obecnego selekcjonera zaledwie 190 minut. Ostatnio był zarażony koronawirusem, ale nawet wtedy, kiedy był gotowy do gry, JB stawiał na Bereszyńskiego. Reca zawdzięcza Brzęczkowi zmianę miejsca na boisku i jest jego wiernym żołnierzem. W dodatku w Crotone gra praktycznie wszystko, więc jeśli będzie w formie to raczej o powołanie nie powinien się martwić. W naszej hierarchii wyżej jednak jest Rybus, choć w hierarchii selekcjonera prawdopodobnie jest odwrotnie.
Co w takim przypadku zrobić z Karbownikiem, który jest odkryciem ostatnich miesięcy i pierwsze mecze w reprezentacji Polski też może zaliczyć do udanych? Jaki plan selekcjoner ma na Pawła Bochniewicza? Wydaje się, że obrońca Heerenveen będzie walczył o miejsce w kadrze na Euro z Krystianem Bielikiem, który wraca do pełni sił po zerwaniu więzadła i na dzisiaj jego forma jest niewiadomą, ale jeśli wróci do takiej dyspozycji, w jakiej był przed kontuzją, to Brzęczek raczej powinien postawić na piłkarza Derby, który może grać zarówno w pomocy jak i obronie. A może formą eksploduje ktoś inny?
Dziewięciu na dziesięciu ekspertów pytanych o potencjalnego nowego reprezentanta, nie ma wątpliwości, wskazując Puchacza. – Zrobił niesamowity postęp. Gra w Lechu, który w superstylu awansował do grupy Ligi Europy. Tymoteusz znajduje się w naszym kręgu zainteresowania. Obserwujemy go i myślę, że będzie taki moment, że dostanie szansę – zapowiadał niedawno Brzęczek, jednak na najbliższe zgrupowanie powołał nie jego, a Jakuba Kamińskiego.
– Reca do przodu gra dobrze, ale w obronie popełnia błędy. Puchacz to może być lewy obrońca reprezentacji na długie lata – przekonuje Bogusław Kaczmarek, członek sztabu trenerskiego Leo Beenhakkera.
– Puchacz to zdecydowanie ktoś, kogo mi ewidentnie w tej kadrze brakuje. Moim zdaniem to materiał nawet do próbowania w pierwszym składzie – dodaje Kosowski.
Ogień zamiast dymu
Ale największy cyrk może odbyć się w drugiej linii – zwłaszcza w jej centrum, ale także na skrzydłach. Od skrzydłowych więc zacznijmy. Nieźle wprowadza się do drużyny narodowej Kamil Jóźwiak, ale pamiętajmy, że on zaczyna właśnie swój pierwszy sezon za granicą. W Poznaniu był kapitanem Lecha, w Anglii musi udowadniać swoją przydatność do kadry meczowej. Ciężkie zadanie przed Damianem Kądziorem – porwał się na dużą rzecz, mianowicie chce zaistnieć w La Liga. Czy Sebastian Szymański jest skrzydłowym? Można mieć obiekcje, może prędzej na tej pozycji wyrósłby wspomniany Karbownik. Swoje problemy w klubie ma Kamil Grosicki, ale cokolwiek by nie mówić, to absolutny numer 1 wśród skrzydłowych, w kadrze nieodzowny. Poza tym ma potężne doświadczenie turniejowe, choć akurat o Euro 2012 wolałby nie pamiętać, nie cieszył się zaufaniem Franciszka Smudy.
– Kamil był jeszcze na dorobku, a Franek zawsze potrzebował gotowe produkty. Wystarczy popatrzeć jak był budowany jego Widzew. Michalski przyszedł bodaj za milion marek. Pewnie Franek powie, że Citkę wypatrzył, ale Citko i Chańko wcześniej byli u mnie w Olsztynie na testach, tyle że w przeciwieństwie do Widzewa nie było nas stać na nich, więc wziąłem Jurkowskiego i Zajączkowskiego. Cała historia – opowiada Kaczmarek.
– Grosik dał wszystkim fajną odpowiedź w meczu z Finlandią ile jest wart. To nasz skrzydłowy numer 1. Jóźwiak, Szymański i Kądzior robią szum, dym, ale to Grosik przynosi ogień i konkrety – mówi Kosowski. – Poza tym zauważyłem, że podejmuje lepsze, ciekawsze rozwiązania, jeśli na boisku nie ma… Roberta Lewandowskiego. W przeciwnym razie uporczywie szuka kapitana. Pod tym względem światłem w tunelu jest decyzyjność Jakuba Modera. On nie waha się przed niczym.
Gwardia umiera, ale nie poddaje się?
Po wrześniowym meczu w Zenicy, kiedy Grosicki zdobył bramkę po podaniu Rybusa, Grosik rzucił hasło: stara gwardia wciąż jest w grze. Być może, ale jej miejsce przy stole nie jest już takie mocne. Co działo się w październiku – pamiętamy. Grosik faktycznie obronił się dubletowo, ale inni już niekoniecznie. W meczu z Finlandią średnia wieku wyjściowej jedenastki wynosiła 24,6 lat. Debiuty odhaczyli jednocześnie Drągowski, Alan Czerwiński, Walukiewicz, Karbownik i Bochniewicz. Oni napierają na starszych.
W październiku nie zapukali, ale mocno załomotali do kadry Moder i wspomniany Walukiewicz, krzesła na imprezie w końcu i być może na dobre zajęli Jacek Góralski i Karol Linetty. Nagle okazało się, że druga linia, do której byliśmy przyzwyczajeni może wyglądać zgoła inaczej niż dotychczas, a Grzegorz Krychowiak i Piotr Zieliński nie muszą być jej nieodzownymi elementami. Nie brak głosów, że środkowy odcinek reprezentacyjnego kręgosłupa, który wydawał się długo nie do zdarcia, właśnie wymaga zdecydowanej interwencji chirurgicznej.
Krychowiak wypadł słabo, Zielińskiego nie było w ogóle, lecz kiedy bywał, częściej zawodził niż olśniewał, w tej sytuacji za mecz z Bośnią pochwały zebrali Linetty, Góralski i ustawiony wysoko, ofensywnie, Mateusz Klich. Dodając do tego Modera, w środku robi się ciasno. Pamiętajmy jednak, że Moder mógł błyszczeć grając obok doświadczonego zawodnika (podobna uwaga dotyczy się Walukiewicza w parze z Glikiem). Pamiętajmy też łatwo skreślając Krychowiaka, że Moder może wiosną przenieść się do Brighton, a tam… na dwoje babka wróżyła. Pamiętajmy w końcu, że mecz nawet z Włochami w Lidze Narodów (nie mówiąc o rozbitej personalnie i moralnie Bośni bądź eksperymentalnej Finlandii) nie stanowi porównywalnej skali trudności (głównie emocjonalnej) jak zwykły grupowy mecz podczas finałów MŚ lub ME. Tam potrzeba umiejętności i doświadczenia. Krychowiak oczywiście nie jest w formie sprzed czterech lat, przede wszystkim widać niedostatki fizyczne, lecz doświadczenia mu nie brakuje.
Niemniej Moder z Linettym mogą rywalizować o miano największego wygranego październikowego zgrupowania. Zwłaszcza cieszy zmiana optyki jaką postrzega się obecnie tego drugiego. Zawodnik, który nie przepadł w lidze włoskiej, dla którego Sampdoria stała się za ciasna, który odszedł do silniejszego klubu, wreszcie w kadrze zagrał tak, jak w klubie. Sposób w jaki z Góralskim odbierali piłkę, jak wchodzili między piłkę a przeciwnika, jak niekonwencjonalnie zagrywał – wszystko wzbudzało duży respekt dla jego kwalifikacji. Pomocnik Torino ma na koncie 27 meczów w reprezentacji (około 50 razy był powoływany…), ale niespełna 1300 minut na boisku. Wygląda na to, że te proporcje zaczną się zmieniać.
– Na pewno nie powiem, że Krychowiak i Zieliński powinni pójść w odstawkę, ale cieszę się, że zwłaszcza Karol został wydobyty z lodówki, gdzie dotąd jakby był ukryty – mówi Kosowski. – To podkreśla jak ważne jest, by piłkarz dostał szansę w pełni tego słowa znaczeniu. Ile jest przypadków graczy, którzy mają 30 bądź 50 meczów w kadrze, a tak naprawdę nie pamiętamy żadnego z ich występów. Do niedawna tak właśnie było z Karolem. Moder mnie nie zaskoczył, wiedziałem na co go stać. Fajnie, że wszedł bez strachu do reprezentacji. Z drugiej strony, przecież to sama radość mieć możliwość zagrać z Lewandowskim w jednej drużynie. Można tylko zyskać, więc czego niby miał się obawiać.
Za Zielińskim, prócz niebagatelnych umiejętności przemawia też pewna uniwersalność, ponieważ kopiując nieco klubowy schemat można go ustawiać z boku, wówczas w środku gracz Napoli zwalnia jedno miejsce.
Kosowski: – Absolutnie nie, to dziesiątka i nie szukajmy dziury w całym, natomiast nie rozumiem dlaczego w kadrze nie prezentuje tego wszystkiego co w Napoli. Bronię go, bo szanuję jako piłkarza, ale nie rozumiem. Oczywiście w Neapolu ma na skrzydłach innych graczy, ale to nie jest usprawiedliwienie, bo tej przemiany nie da się usprawiedliwić. Presja? Przypuszczam, że w Neapolu też jest nie byle jaka. Tak naprawdę chciałbym w jakimś meczu zobaczyć w środku pola trio Góralski – Zieliński – Moder, żeby przekonać się jak będzie wyglądać współpraca dwóch ostatnich.
10 lat w formie
Wśród napastników sytuacja jest podobna jak u bramkarzy. Trójka wydaje się klarowna, jedyna niepewność dotyczy obsady akurat miejsce numer 2 i 3. Lista musi liczyć przynajmniej trzy nazwiska. Jedno jest zarezerwowane dla kapitana drużyny, dwa wolne też zdają się być obsadzone mocno, nawet jeśli kłopoty w klubach mają Krzysztof Piątek (małe) i Arkadiusz Milik (potężne).
– Ale nawet jeśli Arek spędzi dwa miesiące na trybunach, to zimą zapewne zmieni klub i zdąży przygotować formę na Euro – przekonuje Kosowski. – Jest mocny piłkarsko, a świat futbolu widział nie takie przerwy i udane po nich powroty.
W gronie kilku nazwisk, które mogą naciskać na Piątka i Milika jest przede wszystkim Adam Buksa, którego Brzęczek powołałby już w październiku, gdyby miał gwarancję, że klub pozwoli zawodnikowi na podróż przez ocean. Na piątym miejscu umieszczamy… Kacpra Przybyłkę. To zawodnik tylko dwa lata starszy od Jarosława Niezgody, ale być może najlepiej radzący sobie spośród Polaków w MLS. – Ja natomiast chętnie wypróbowałbym jeszcze Karola Świderskiego – zaznacza Kosowski.
Generalnie przód nie wygląda źle, choć jego wartość podnosi oczywiście Lewandowski. Poza wszystkim jednak mundial bądź Euro potrafią wszystko przedefiniować.
– To jeden czy dwa levele wyżej, naprawdę wiem co mówię. Tam nie ma przebacz, nie ma rewanżu, powtórki, rehabilitacji – zapewnia Kosowski. – Pytanie podstawowe brzmi: w jakiej będą formie wszyscy wybrańcy selekcjonera? Fenomen Nawałki polegał także na tym, że wszyscy jego zawodnicy byli zazwyczaj w formie optymalnej, przynajmniej jeśli mówimy o kwalifikacjach czy turnieju Euro 2016. Dlatego to będzie tak ważne w przyszłym roku. Bo pewnym można być tylko Lewego, ale on jest w optymalnej formie od dziesięciu lat…
PAWEŁ GOŁASZEWSKI, ZBIGNIEW MUCHA
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 43/2020)