Jak grają ćwierćfinaliści Ligi Mistrzów? Zmiany patentów
Tym razem naszą doroczną prezentację systemów gry stosowanych przez najlepsze zespoły klubowe Europy zamykamy w jednym numerze. Przed dwoma fascynującymi wieczorami z Champions League z punktu widzenia taktycznego warto jednak zjeść naprawdę porządne śniadanie.
LESZEK ORŁOWSKI
Charakterystyczną rzeczą jest to, że trenerzy większości zespołów, które osiągnęły sukces w Lidze Mistrzów – bo takim jest znalezienie się w ćwierćfinale – przestawiali się w trakcie rozgrywek na całkowicie inne ustawienie. Być może nadchodzą czasy, że nawet jednego sezonu nie da się już przejechać na jednym pomyśle taktycznym, choćby najlepszym, że w trakcie jazdy trzeba zatankować do baku całkiem inną benzynę, bo inaczej rywale będą umieli sprowadzić potentata na ziemię. Patenty na wygrywanie działają znacznie krócej niż jeszcze kilka lat temu. W porę zrozumiał to Luis Enrique i także dlatego jest ze swoją Barcą w elicie. Dobry efekt może też przynieść porzucenie pierwotnego schematu, by powrócić do niego po jakimś czasie.
Borussia – wściekłość i wrzask
18 lutego w meczu z Wolfsburgiem trener Thomas Tuchel po raz ostatni zdecydował się na system z czwórką obrońców. Od tego dnia jest konsekwentny, niezależnie od wyników szlifuje i dopieszcza ustawienie 1-3-4-3. Nawet kontuzje wytypowanych do gry w określony sposób piłkarzy nie powodują przeszeregowania. Trzeba przyznać, że z każdym niemal meczem gra w nowym schemacie wygląda lepiej.
Zacznijmy od przodu. Trójka atakujących charakteryzuje się olbrzymią ruchliwością. Generalnie podział obowiązków między nimi wyglądał pierwotnie tak: Aubameyang starał się wychodzić kolegom na wolne pole i dostawszy piłkę, mknął z nią na bramkę rywala, Marco Reus ustawiał się blisko którejś z linii bocznych i stamtąd atakował, zaś Ousmane Dembele cofał się głęboko, by wspomóc rozgrywających bądź zgoła samemu przejąć rolę playmakera. Nie był to jednak podział sztywny, zawodnicy wymieniali się funkcjami. A kiedy z powodu kontuzji wypadł Reus i jego miejsce zajął Kagawa, Dembele dostał więcej swobody do indywidualnych popisów, zaś pomagał pomocnikom Japończyk. Nie wiadomo jednak, czy Reus zagra z Monaco, a ponieważ z urazem zmaga się też Kagawa, może wystąpić bardzo żywiołowy, podobny do Reusa, Christian Pulisić.
Środek pola trzyma dwóch zawodników. Jest to możliwe, bo jeden z nich – Julian Weigl – świetnie się ustawia i czyta grę, zaś drugi – Raphael Guerreiro bądź Gonzalo Castro – jest niezwykle ruchliwy. Niewielu jest takich trzech jak ich dwóch. Żaden nie pełni roli mózgu zespołu, centrum dowodzenia jest wieloosobowe, co stanowi atut drużyny.
Erik Durm gra bardzo rozważnie, w sposób przemyślany i wyrachowany. Doznał jednak niedawno kontuzji i na prawej flance wystąpi zapewne żywiołowy Felix Passlack. Ten, w odróżnieniu od starszego kolegi, gania do przodu z każdą akcją. Granie za nim wymaga zupełnie innej orientacji Łukasza Piszczka (Matthiasa Gintera). W parze z Durmem Polak ma więcej swobody, częściej przekracza linię środkową. A to wychodzi zespołowi na korzyść, bo ostatnio specjalnością Piszczka są prostopadłe podania w pole karne, między obrońców rywali. Przy Passlacku rzecz jasna musi się miarkować. Natomiast nic nie dolega Marcelowi Schmelzerowi, który nawiązuje ostatnio do życiowej formy, prezentując styl łączący zalety Durma i Passlacka. Lewa strona Borussii dzięki niemu chodzi jak w zegarku. Dwaj pozostali, obok Piszczka, obrońcy także chętnie zaczynają akcje zaczepne, Marca Bartrę stać na zagrania naprawdę niekonwencjonalne.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (15/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”