Jagiellonia zdobyła gdańską twierdzę
Jagiellonia Białystok pokonała 2:1 Lechię Gdańsk w meczu 18. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy.
„Pewne rzeczy muszą być pozmieniane, bo nie wygląda to dobrze” – mówił Ireneusz Mamrot po kompromitującej porażce z Górnikiem Łęczna w poprzedniej kolejce. Szkoleniowiec Jagielloni dotrzymał słowa. Zwycięstwo nad uwikłaną w rywalizację o mistrzowski tytułu Lechią Gdańsk – i to w dodatku na jej stadionie, gdzie po raz ostatni doznała porażki w kwietniu – mówi samo za siebie.
Wygrana „Jagi” bynajmniej nie była dziełem przypadku, ale logiczną konsekwencją przebiegu boiskowych wydarzeń, który wprawdzie miał charakter wyrównany, więc równie dobrze spotkanie mogłoby zakończyć się remisem bądź wygraną Lechii, jednak o przechyleniu szali zwycięstwa na korzyść białostockiego klubu zadecydowała lepsza skuteczność pod bramką rywali.
„Duma Podlasia” objęła prowadzenie w 34. minucie, kiedy to Taras Romańczuk najlepiej odnalazł się w zamieszaniu w polu karnym po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i pewnym strzałem na pustą bramkę wpisał się na listę strzelców. Radość z jednobramkowej przewagi nie trwała jednak długo, bowiem jeszcze przed przerwą gdańszczanie doprowadzili do wyrównania.
W raptem kilka minut Romańczuk z bohatera stał się antybohaterem. Spóźniony kapitan Jagielloni przegrał walkę o pozycję z Flavio Paixao, dał się wyprzedzić i w konsekwencji sfaulował go w obrębie pola karnego, co nie uszło uwadze arbitra, który wskazał na wapno, a do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł sam poszkodowany i pewnie wykorzystał rzut karny.
Ostatnie słowo należało jednak do Mamrota i spółki. Decydujący atak, który przesądził o losach spotkania, miał miejsce w 54. minucie. Wówczas Tomas Prikryl dostrzegł lepiej ustawionego i przez nikogo nie niepokojonego Bartosza Bidę, który efektownym strzałem piętką zmusił do kapitulacji bezradnego w tej sytuacji Dusana Kuciaka.
Lechia nie poddawała się, ale zabrakło jej trochę szczęścia, szczególnie w doliczonym czasie gry, kiedy to Łukasz Zwoliński zagłówkował, lecz trafił tylko w słupek. Tym samym gdańska twierdza padła. Zespół z Trójmiasta poniósł pierwszą porażkę od dokładnie 25 kwietnia.
Nie dość, że passa kolejnych meczów bez porażki na własnym terenie dobiegła końca, to na dodatek podopieczni Tomasza Kaczmarka nie wykorzystali okazji na zmniejszeni dystansu punktowego do liderującego Lecha, który kilka godzin wcześniej nieoczekiwanie musiał uznać wyższość Radomiaka Radom, a jednocześnie mogą stracić miejsce na trzecim stopniu podium, pod warunkiem że czwarty w tabeli Raków w zaległym spotkaniu ogra Górnik Zabrze.
jbro, PilkaNozna.pl