Rzadko zdarza się, by Czytelnicy-miłośnicy futbolu otrzymali traktującą o ich pasji książkę stricte naukową. Przed tygodniem trochę się tu ponatrząsałem z ludzi spoza środowiska piszących i rozprawiających o piłce, jednak teraz muszę poczynić istotne zastrzeżenie: nie miałem na myśli profesjonalnych naukowców. Napisana zgodnie z zasadami uniwersyteckiej sztuki pozycja o futbolu to rzecz tak wyjątkowa, że z definicji warta uwagi.
Książka Filipa Kubiaczyka „Historia, nacjonalizm i tożsamość. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii.” to dla fanów hiszpańskiego futbolu, takich jak ja – ale nie tylko dla nich – lektura obowiązkowa. Autor, profesor UAM w Poznaniu, znany wcześniej z pozycji dotyczących historii Hiszpanii oraz jej imperium, tym razem pochylił się nad fenomenem tamtejszej kopanej, gdyż, jego zdaniem, odzwierciedla ona wszystkie problemy polityczne, z jakimi zmaga się ten kraj. Wywód obejmuje reprezentację Hiszpanii, kluby: FC Barcelona, Real Madryt, Espanyol Barcelona i Athletic Bilbao, stadionowy rasizm oraz Puchar Króla, nazwany już w podtytule rozdziału „piłkarską detronizacją Burbonów”. Takich śmiałych a błyskotliwych stwierdzeń, werbalizujących i puentujących to wszystko, co każdy pasjonat hiszpańskiej piłki niby wie, ale nie zawsze potrafi nazwać, jest w tej książce mnóstwo. To jej pierwszy walor: porządkuje materiał, definiuje pojęcia. Po lekturze książki Kubiaczyka każda dyskusja o hiszpańskiej piłce będzie brzmiała inaczej, lepiej.
Dzieło Kubiaczyka to także skarbnica faktów i ciekawostek. Nie każdy wie na przykład, że Athletic Bilbao u zarania swych dziejów zatrudniał bez skrępowania obcokrajowców, w tym przypadku Anglików, a przestał dopiero, gdy stali się oni zbyt drodzy, by dopiero potem zrobić ideologię ze stawiania wyłącznie na Basków. Za to dziś w barach w Bilbao wiszą tabliczki z napisem: „Bóg stworzył tylko jeden perfekcyjny zespół, a pozostałe wypełnił obcokrajowcami”. Strony poświęcone futbolowi w Kraju Basków są zresztą, mam wrażenie, najlepsze z całej książki.
Nie będą tu jej streszczał, wyjmował kolejnych smaczków, niech każdy, dla kogo futbol nie zaczyna się w pierwszej i nie kończy w ostatniej minucie meczu zaszyje się z książką Kubiaczyka w jakimś cichym miejscu i spokojnie ją sobie przeczyta, absolutnie nie pomijając czasami znakomitych przypisów.
Pozwolę sobie tylko wyjaśnić i Czytelnikom, i Autorowi, pewien fenomen. Taki mianowicie, że, wprawdzie w różnych proporcjach, ale i wśród fanów Barcy, i wśród kibiców Espanyolu znajdują się zwolennicy niepodległości Katalonii oraz jej pozostania w Hiszpanii, że między fanami Athleiku można znaleźć ludzi o różnych politycznych poglądach, itp. Otóż, jak zresztą Kubiaczyk zauważa, kibicem danego klubu zostaje się w dzieciństwie, a potem na ogół już się tego nie zmienia. Zaś ośmiolatek nie ma przecież jeszcze pojęcia, czy w przyszłości opowie się za secesją Katalonii, czy za jej związkiem z krajem. A potem budzi się pewnego dnia jako fan Espanyolu – independentysta i nie może z tym już niczego zrobić: nie zmieni ani zapatrywań, ani klubu. Niech będzie mi wolno postawić pewną tezę: futbol sam w sobie, choć związany z polityką, jest dla większości Hiszpanów ważniejszy od niej, co zresztą sam wielokrotnie stwierdziłem, oglądając ich zachowania oraz z nimi rozmawiając. Na stronie 363 mojej książki „Sevilla. Dzieci Monchiego. Opowieść o 20 finałach.”, która właśnie się ukazała nakładem wydawnictwa SQN, piszę: „w Hiszpanii kibice piłkarscy raczej uspokajają, niż eskalują konflikty, futbol jednoczy obywateli tego kraju jak może nic innego”. Muszę kiedyś tę rzecz z F. Kubiaczykiem przedyskutować.
LESZEK ORŁOWSKI
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 41/2020)