Wszyscy pokochaliśmy Tomasa Podstawskiego. Wprawdzie dopiero mniej więcej od trzech miesięcy, ale z każdym meczem coraz mocniej. Już oczami wyobraźni widzimy go w reprezentacji Polski. On w odróżnieniu od kochanych swego czasu równie żarliwie cudzoziemców Vadisa Odjidji-Ofoe czy Konstantina Vassiljeva może, ale jeszcze nie wie, czy chce. W święta podejmie decyzję. Czy to oznacza smutną Gwiazdkę dla Grzegorza Krychowiaka?
(fot. Krzysztof Cichomski/400mm.pl)
Jestem w szoku – to krótkie stwierdzenie pojawia się w ustach wielu ekspertów, trenerów i piłkarzy pytanych o pomocnika Pogoni. Ale w pierwszej kolejności stanowi komentarz do miejsca, które wybrał na dalszy ciąg kariery, niż do tego, co w roli niespodziewanego gościa wyprawia.
TOMAS TOMASZOWI NIERÓWNY
On, wychowanek FC Porto, kapitan juniorskich i młodzieżowej reprezentacji Portugalii, a przy tym stosunkowo jeszcze młody – z takim CV atrakcyjną przystań powinien znaleźć w ojczyźnie matki, tymczasem zdecydował się na kraj rodzinny ojca. Sentyment, a może żądza przygód wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem? Nieważne, gdzie leży prawda. Najważniejsze, że przybył, zobaczył i zwyciężył. A Pogoń razem z nim.
Jej liczby z Podstawskim w składzie rozłożyły całą ligę na łopatki. 9 meczów, 6 zwycięstw, 2 remisy i 1 porażka, która wzięła się nie z nagłej obniżki jakości gry, tylko nieskuteczności Adama Buksy pod bramką Jagiellonii. Gdyby punkty liczyć po siódmej kolejce, to portowcy byliby liderem, a Kostę Runjaica jeszcze wyżej nosiliby na rękach. Oddajmy cesarzowi, co cesarskie, to serbski szkoleniowiec jest ojcem – chciałoby się już napisać – sukcesu, ale na to za wcześnie, niech więc będzie, że – efektownego wyjścia z ostrego wirażu, a pilotem w jego ręce – Portugalczyk.
Tomas Tomaszowi nierówny. Z Hołotą w podstawowym składzie było jakoś bardzo po polsku: przaśnie i siermiężnie. Szóstka biegała, walczyła, starała się odbierać, średnio jej wychodziło przeszkadzanie, a już zupełnie słabo konstruowanie. Szczerze mówiąc, do gry ofensywnej nie wnosił niczego ciekawego. Nad chaosem w pomocy nie miał kto zapanować i wyglądało, że po zakończeniu kariery przez Rafała Murawskiego, który zarówno umiał zadbać o porządek, jak i poderwać do ataku, Pogoń cofnęła się w rozwoju. Aż tu 31 sierpnia objawił się on.
Natychmiast zrobiło się po europejsku. Jego statystyki zamieszczone na EkstraStats są wręcz olśniewające. Do 15 kolejki włącznie w dziewięciu występach zanotował 28 strat, z tym że jego i tak bardzo dobrą średnią wypaczył wynik z meczu z Wisłą Płock, w którym z racji efektownego zwycięstwa mógł sobie pozwolić na więcej, niż sobie normalnie pozwala, wkradła się nonszalancja i dekoncentracja, co przełożyło się na 10 strat. Przeciętnie uzyskał blisko dwucyfrową liczbę odbiorów, grał na poziomie 90-procentowej dokładności podań. Tymi liczbami na głowę bił poprzednika i pozwolił Pogoni prezentować styl taki, jaki lubi i naucza Runjaic: nowoczesny, urozmaicony i oparty na utrzymywaniu się przy piłce.
NIBY TO TAKIE PROSTE
Na razie to mecz z Legią dał Portugalczykowi najwięcej rozgłosu. To, co doceniali wcześniej głównie trenerzy i eksperci, dotarło także do kibiców. W pojedynkę zdominował środek pola. Pokazał, że wojny z najsilniejszym niekoniecznie wygrywa się siłą i agresją. Jego zabójczą bronią okazały się inteligencja i piłkarskie umiejętności. Stracił tylko jedną piłkę, a był tym zawodnikiem, który miał najwięcej z nią kontaktów. Jeszcze lepiej w liczbach wyglądał jego debiut w Ekstraklasie. Na stadionie Górnika nie zaliczył żadnej straty. Z Lechem strzelił efektownego gola. Właściwie w każdym meczu pokazał coś pozytywnego.
Z czego się bierze fenomen Podstawskiego? Po pierwsze – z innej interpretacji roli szóstki. Tego, że powinien tam grać człowiek nie od przeszkadzania i rozbijania, uczył się od dziecka. U nas długo obowiązywał stereotyp, że szóstka to faularz, zabijaka, kartkowicz, wyrobnik, co wymogi nowoczesnego futbolu powoli zmieniały. Kiedy więc inni musieli się przestawiać na obowiązujące trendy, on to miał we krwi. Fauluje równie rzadko, jak zalicza straty. Choć jeśli już, to konkretnie, stąd dwie żółte kartki. W 14 kolejce przewinił raz, na zakończeniu rundy zasadniczej z Legią ani razu. Po drugie – z prostoty. Kiedy na jego grę patrzy się z boku, z trybun, w telewizji, wydaje się to takie proste. Niby każdy potrafi wyjść do podania, czasem przyjąć, czasem nie i odegrać. Wszystko w tempie, bez udziwniania i komplikowania. Jednak wiadomo, że to takie łatwe, jak wygląda, nie jest. Wymaga perfekcyjnej techniki użytkowej, przeglądu pola, spokoju i pewności siebie. Bycie nieustannie pod grą to także koncentracja, którą należy utrzymać przez pełne 90 minut. Po trzecie – z odpowiedzialności za piłkę. U nas panuje beztroska płynąca z przyzwyczajenia, że strata to nie gol, bo zawsze można liczyć na błąd rywala. On wychowany i długo obracający się w lepszym towarzystwie, które błędów raczej nie wybacza, wie, czym grożą straty w pewnych sektorach boiska. Po czwarte – czyni innych lepszymi. Mając taką polisę ubezpieczeniową za plecami lub z boku, na więcej mogą sobie pozwolić Kamil Drygas, Radosław Majewski i Zvonimir Kożulj.
NAJPIERW MYŚLI, PÓŹNIEJ GRA
Niech to wszystko nie zabrzmi jak laudacja dla profesora Podstawskiego. Krytycy wypalą z grubej rury, że to przecież tylko liga polska i wyróżnić się w niej może nawet nieuk. Ale to, co w lipcu, kiedy nasi pucharowicze padają trupem na egzotycznych frontach, wygląda fatalnie, jesienią już nabiera sensownych kształtów. Przecież przedstawiciele głównie Ekstraklasy dopiero co wyeliminowali niewiele młodszych kolegów Podstawskiego z młodzieżówki Portugalii, a w reprezentacji Jerzego Brzeczka „swoi” (patrz Przemysław Frankowski) nie odstawali poziomem od „obcych”. Zatem gra na wysokim poziomie w Ekstraklasie wcale nie wyklucza takiej samej tam, gdzie wymagania są inne.
Maciej Murawski, który w Szczecinie bywa często, zalicza się do wyznawców sztuki trenerskiej Runjaica i o Podstawskim wyrobił sobie jak najlepsze zdanie, pokusił się o dość śmiałe porównania. – On ma coś z Andrei Pirlo. Nie chcę przez to powiedzieć, że to piłkarz tej skali talentu, ale pomocnik, który ma podobne nawyki, podobnie się zachowuje i myśli.
Były reprezentant Polski, a obecnie komentator nc+ zwraca uwagę na zachowanie Podstawskiego przed otrzymaniem piłki. – To jest kluczowy moment dla jego liczb i tym samym naszej oceny jego gry. On, zanim dostanie piłkę, rozejrzy się dookoła i już wtedy wie, gdzie podać. U niego pomysł na akcję nie rodzi się wtedy, kiedy ma piłkę przy nodze, tylko wcześniej. To samo miał Pirlo.
Włoski geniusz należy już do pięknej historii futbolu, natomiast z czynnych ciągle piłkarzy Portugalczykowi z Pogoni najbliżej chyba do Jorginho, który tego lata za Maurizio Sarrim z Napoli zabrał się do Chelsea i niezmiennie utrzymuje miejsce w reprezentacji Włoch. On też nie ma konkretnych liczb w postaci goli i asyst, ale mało kto lepiej łączy formacje, spajając je podaniami. Włosi takich zawodników nazywają mało romantycznie, ale bardzo trafnie: pralka. Wrzucasz brudne piłki, w zamian dostajesz czyste. To znaczy można im zagrać nawet najbardziej niewygodne podanie w sytuacji, kiedy nie wie się, co zrobić, w terminologii piłkarskiej wsadzić na konia, a oni i tak wyjdą z tego cało i bez straty.
ZA MĄCZYŃSKIEGO
Odwlekanie decyzji, z którą reprezentacją związać dalszą karierę, wynika bardziej z zaskoczenia sytuacją, którą zastał w Polsce, niż z rzeczywistych nadziei na grę dla Portugalii. Bo to trochę tak, jakby Carlitos na podstawie goli strzelanych dla Wisły Kraków, a teraz dla Legii, czuł się zawiedziony brakiem powołania do reprezentacji Hiszpanii. Polskie peany na cześć Podstawskiego oraz jego statystyki w Ekstraklasie nikogo w Portugalii nie ruszają ani nie ruszą.
Poza tym selekcjoner Fernando Santos w środku pola ma kłopot bogactwa i zdaje się, że nie pozbędzie się go nawet w dłuższej perspektywie. W spotkaniach z Włochami i Polską zdał egzamin 21-letni Ruben Neves z Middlesbrough, sygnały odrodzenia wysłał Joao Mario z Interu. To pomocnicy mogący grać na kilku pozycjach w pomocy, natomiast konkretnie środek pola opanowali William Carvalho z Danilo Pereirą (razem lub wymiennie). To takie ośmiornice z mackami przyciągającymi piłki i w wieku pozwalającym myśleć o utrzymaniu obecnego poziomu jeszcze przez parę sezonów. Na pewno też już bardzo doświadczeni i świetnie wyglądający fizycznie. Każdy z nich łączy cechy Krychowiaka w dobrej formie z Podstawskim.
Co może dać reprezentacji Polski? Uzupełnić Krychowiaka i dać mu więcej komfortu. Nie musi jeden zastępować drugiego, z powodzeniem mogliby grać razem. Jak w przypadku zawodnika Lokomotiwu Moskwa bywało z Krzysztofem Mączyńskim. Murawski ocenia: – W Pogoni gra na szóstce, ale myślę, że poradziłby sobie na ósemce, kto wie: może nawet lepiej. Tam wymagana jest większa szybkość. Wydawało mi się, że to jest pewien mankament Portugalczyka. Jednak po meczu z Legią pokazały się statystyki wykonanych sprintów i okazało się, że Podstawski z prędkością ponad 32 km/h, przy czym więcej niż 35 to znakomity wynik, był najszybszy w zespole. Zatem może tego często nie ujawnia, więcej jest u niego takiego człapania i przyspieszania gry piłką niż z piłką, ale i w tym elemencie ma duże możliwości.
Mógłby więc być następcą Mączyńskiego, opozycją do zupełnie innej wartości piłkarskiej prezentowanej przez Damiana Szymańskiego i Jacka Góralskiego. Dla drużyny chcącej utrzymywać się przy piłce, stwarzającej sytuacje po własnych akcjach, a nie liczącej tylko na padlinę pozostawioną przez rywala i wymuszającej błędy wysokim pressingiem, to odpowiedni piłkarz. A że kolejny przyszywany Polak, który po wyjeździe z Ekstraklasy zapomni o reprezentacji? Oczywiście wykluczyć tego nie można. Z wcześniej adaptowanych na potrzeby kadry pomocników do głowy przychodzi Eugen Polanski. Jednak nie ma co ich porównywać, ponieważ polski Niemiec bardziej należał do absolwentów enerdowskiej szkoły futbolu niż niemieckiej, a polski Portugalczyk ma wszystkie najlepsze piłkarskie cechy swojej nacji. Już niedługo zobaczymy, co od Podstawskiego znajdziemy pod choinką: rózgę czy prezent.
TOMASZ LIPIŃSKI
TEKST ZNALAZŁ SIĘ TAKŻE W OSTATNIM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”