Wszyscy pokochaliśmy Tomasa Podstawskiego. Wprawdzie dopiero mniej więcej od trzech miesięcy, ale z każdym meczem coraz mocniej. Już oczami wyobraźni widzimy go w reprezentacji Polski. On w odróżnieniu od kochanych swego czasu równie żarliwie cudzoziemców Vadisa Odjidji-Ofoe czy Konstantina Vassiljeva może, ale jeszcze nie wie, czy chce. W święta podejmie decyzję. Czy to oznacza smutną Gwiazdkę dla Grzegorza Krychowiaka?
TOMASZ LIPIŃSKI
Jestem w szoku – to krótkie stwierdzenie pojawia się w ustach wielu ekspertów, trenerów i piłkarzy pytanych o pomocnika Pogoni. Ale w pierwszej kolejności stanowi komentarz do miejsca, które wybrał na dalszy ciąg kariery, niż do tego, co w roli niespodziewanego gościa wyprawia.
TOMAS TOMASZOWI NIERÓWNY
On, wychowanek FC Porto, kapitan juniorskich i młodzieżowej reprezentacji Portugalii, a przy tym stosunkowo jeszcze młody – z takim CV atrakcyjną przystań powinien znaleźć w ojczyźnie matki, tymczasem zdecydował się na kraj rodzinny ojca. Sentyment, a może żądza przygód wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem? Nieważne, gdzie leży prawda. Najważniejsze, że przybył, zobaczył i zwyciężył. A Pogoń razem z nim.
Jej liczby z Podstawskim w składzie rozłożyły całą ligę na łopatki. 9 meczów, 6 zwycięstw, 2 remisy i 1 porażka, która wzięła się nie z nagłej obniżki jakości gry, tylko nieskuteczności Adama Buksy pod bramką Jagiellonii. Gdyby punkty liczyć po siódmej kolejce, to portowcy byliby liderem, a Kostę Runjaica jeszcze wyżej nosiliby na rękach. Oddajmy cesarzowi, co cesarskie, to serbski szkoleniowiec jest ojcem – chciałoby się już napisać – sukcesu, ale na to za wcześnie, niech więc będzie, że – efektownego wyjścia z ostrego wirażu, a pilotem w jego ręce – Portugalczyk.
Tomas Tomaszowi nierówny. Z Hołotą w podstawowym składzie było jakoś bardzo po polsku: przaśnie i siermiężnie. Szóstka biegała, walczyła, starała się odbierać, średnio jej wychodziło przeszkadzanie, a już zupełnie słabo konstruowanie. Szczerze mówiąc, do gry ofensywnej nie wnosił niczego ciekawego. Nad chaosem w pomocy nie miał kto zapanować i wyglądało, że po zakończeniu kariery przez Rafała Murawskiego, który zarówno umiał zadbać o porządek, jak i poderwać do ataku, Pogoń cofnęła się w rozwoju. Aż tu 31 sierpnia objawił się on.
Natychmiast zrobiło się po europejsku. Jego statystyki zamieszczone na EkstraStats są wręcz olśniewające. Do 15 kolejki włącznie w dziewięciu występach zanotował 28 strat, z tym że jego i tak bardzo dobrą średnią wypaczył wynik z meczu z Wisłą Płock, w którym z racji efektownego zwycięstwa mógł sobie pozwolić na więcej, niż sobie normalnie pozwala, wkradła się nonszalancja i dekoncentracja, co przełożyło się na 10 strat. Przeciętnie uzyskał blisko dwucyfrową liczbę odbiorów, grał na poziomie 90-procentowej dokładności podań. Tymi liczbami na głowę bił poprzednika i pozwolił Pogoni prezentować styl taki, jaki lubi i naucza Runjaic: nowoczesny, urozmaicony i oparty na utrzymywaniu się przy piłce.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (48/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”