Grad goli i remis w starciu Sandecji z Koroną
Podziałem punktów zakończył się pierwszy mecz 23. kolejki Lotto Ekstraklasy. Sandecja Nowy Sącz zremisowała przed własną publicznością (spotkanie rozgrywane w Niecieczy – red.) z Koroną Kielce (3:3).
Sandecja stoczyła z Koroną zacięty bój (fot. Łukasz Skwiot)
Faworytem piątkowego spotkania byli podopieczni Gino Lettieriego, którzy udanie zainaugurowali zmagania w 2018 roku. Dużo gorzej zaprezentowali się piłkarze Sandecji, którzy przed tygodniem zostali rozbici przez Pogoń Szczecin i ich przewaga nad strefą spadkową stopniała do zaledwie jednego punktu.
Goście bardzo szybko zaczęli się wywiązywać ze swojej roli i już w ósmej minucie udało się im wyjść na prowadzenie. Bartosz Rymaniak dośrodkował w pole karne Sandecji, a tam odnalazł się Goran Cvijanović, który uderzył głową i jak się okazało, trafił idealnie pod poprzeczkę. Michał Gliwa był zbyt wysunięty, by sięgnąć futbolówki.
Korona przeważała i miała kolejne okazje bramkowe. Z dystansu uderzali Jacek Kiełb i Mateusz Możdżeń, jednak żaden z nich nie zdołał celnie przymierzyć.
Wydawało się, że gol dla gości jest kwestią czasu, a tymczasem w 23. minucie Sandecja doprowadziła do wyrównania. W polu karnym kielczan piłkę otrzymał Filip Piszczek, który mimo asysty dwóch obrońców zdołał się z nią obrócić i strzelić. Uderzenie było na tyle mocne i precyzyjne, że Zlatan Alomerović nie miał żadnych szans na obronę.
Gospodarzom nie udało się pójść za ciosem i na przerwę schodzili… przegrywając. Tuż przed przerwą zamieszanie w polu karnym Sandecji zdołał wykorzystać Nika Kaczarawa i Korona ponownie wyszła na prowadzenie.
Gracze Kazimierza Moskala nie zamierzali składać broni i tuż po zmianie stron ruszyli do ataków. Efekt? Już w 49. minucie wynik ponownie był remisowy. Po niezbyt udanym wybiciu piłki przez jednego z obrońców, ta spadła pod nogi Michala Pitera-Bucko, który mając przed sobą tylko bramkarza nie mógł się pomylić i dał swojej drużynie nadzieję na zgarnięcie pełnej puli.
Goście z Kielc mogli jednak szybko wrócić na prowadzenie, a wszystko za sprawą sytuacji, w której Dawid Szufryn zagrał ręką w polu karnym. Sędzia Krzysztof Jakubik długo analizował materiał wideo, jednak ostatecznie przewinienia piłkarza Sandecji się nie dopatrzył i „jedenastki” dla Korony nie podyktował.
W 71. minucie do kuriozalnej sytuacji doszło przed polem karnym Korony. Z niezrozumiałych powodów na „wycieczkę” daleko od swojej bramki wybrał się Alomerović, którego minęła piłka odbita przed Pape Diawa. Nikt nie zdołał jej już dogonić i goście sami sprezentowali rywalowi gola. Wydaje się, że głównym winowajca w tej sytuacji był wspomniany bramkarz kielczan, który nie miał powodu, by wybiegać tak daleko, tym bardziej, że przy szarżującym przeciwniku było dwóch jego kolegów.
Jeśli ktoś myślał, że to koniec emocji w Niecieczy, gdzie rozgrywany był mecz, ten był w sporym błędzie. W 80. minucie za samobója zrehabilitował się Diaw, który wykorzystał dośrodkowanie Kiełba z rzutu rożnego i głową pokonał bramkarza, tym razem Sandecji.
Kolejnych goli już w tym spotkaniu nie zobaczyliśmy i obie drużyny ostatecznie podzieliły się punktami. Wydaje się, że taki wynik bardziej boli kielczan, którzy tracili bramki po poważnych błędach własnych. Sandecja także nie może być do końca zadowolona, ponieważ od 17 września (wygrana z Bruk-Betem Termalica) nie może odnieść zwycięstwa w ekstraklasie.
gar, PiłkaNożna.pl