Stało się. Górnik Łęczna wygrał drugi mecz z rzędu, co w bieżącym sezonie PKO Bank Polski Ekstraklasy jest wydarzeniem bez precedensu, dzięki czemu wreszcie wydostał się ze strefy spadkowej. To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie dublet Bartosza Śpiączki w spotkaniu z Cracovią.
Z pewnością inaczej Cracovia wyobrażała sobie ten mecz. Po ograniu Legii i Rakowa, a więc kolejno aktualnego mistrza i wicemistrza kraju, konfrontacja z Górnikiem Łęczna, czyli jednym z głównych kandydatów do spadku, miała być dla „Pasów” tylko i wyłącznie formalnością.
Tak się jednak nie stało. Skazywanie na porażkę podopieczni Kamila Kieresia udowodnili, że seria dwóch zwycięstw z rzędu (w tym awans do ćwierćfinału Pucharu Polski) bynajmniej nie była dziełem przypadku, ale logiczną i naturalną konsekwencją ich zwyżkującej formy.
Trener Jacek Zieliński przestrzegał swój zespół przed zbyt daleko idącą pewnością siebie, a co za tym idzie, zdeprecjonowaniem beniaminka. „Nie może być tak, że będzie u nas mniejszy poziom motywacji. Czasem takie mecze są jak pułapka. Dlaczego mamy ich lekceważyć?” – przekonywał.
Bezskutecznie. Mimo nawoływań szkoleniowca, piłkarze Cracovii nie byli równie zmotywowani jak w zwycięskich dla nich spotkaniach z faworyzowanymi rywalami. Dla Górnika w roli outsidera była to dogodna pozycja wyjściowa dla sprawienia przy Kałuży niespodzianki.
Wszystko za sprawą Bartosza Śpiączki. Napastnik zespołu z Lubelszczyzny dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, przesądzając o losach spotkania na korzyść. Najpierw w 27. minucie strzałem z ostrego kąta, a następnie kwadrans później, gdy barkiem skierował futbolówkę do siatki.
Zielono-czarni wcale nie zagrali wielkiego meczu. Byli po prostu solidni. A to wystarczyło by pokonać słabo prezentującą się Cracovię, którą było stać w ofensywnie tylko na zmarnowanie stuprocentowej okazji przez Sergiu Hankę i anulowany gol ze spalonego autorstwa Otara Kakabadze.
W taki oto sposób Górnik wreszcie wydostał się ze strefy spadkowej. Wprawdzie już za kilka godzin może ponownie znaleźć się pod kreskę, jednak nie zmienia to faktu, że Kiereś i spółka zmniejszyli dystans punktowy do reszty zespołów walczących o utrzymanie i że podejmują walkę o zachowanie ekstraklasowego bytu.
jbro, PilkaNozna.pl