Goniąc za ostatnią piłką w życiu
Sezon bez Virgila van Dijka oznacza bezkrólewie i walkę od nowa o tytuł najlepszego obrońcy w Premier League. Wybór tego, który zajął jego pozycję, wcale nie jest oczywisty.
MICHAŁ ZACHODNY
Istnieje wiele statystyk, którymi można określić skuteczność działań środkowych obrońców, ale jedną z najlepiej wyrażających timing, determinację i skuteczność pozostaje liczba zablokowanych strzałów. Fakt, że w obecnym sezonie najlepszym w tej klasyfikacji jest Eric Dier może być nieco mylący. Zwłaszcza że chodzi o obrońcę, którego forma pikuje. – Piłkarze mają momenty, w których potrafią być bardzo dobrzy, pokazywać mocną osobowość, bazować na doświadczeniu, radzić sobie z błędami, ale, koniec końców, są tylko ludźmi. Jeszcze bardziej odbijają się na nich kryzysy pewności siebie – mówił ostatnio Jose Mourinho, szkoleniowiec Tottenhamu. – Ostatnio, gdy zespół popełniał istotne błędy, które kosztowały nas ważne wyniki, Eric był w nie zamieszany. Zawodnicy to czują i widzę, jak ich pewność siebie spada. On nadal ma wspaniałą osobowość, gra dla zespołu, uwielbia grać dla Tottenhamu i jest w nim uwielbiany. Ufam mu i wiem, że wróci do normalnej formy, do standardowej solidności.
Chcąc być bohaterem
Trzymając się przykładu Diera, można dostrzec, w jak niewdzięcznej znalazł się sytuacji – jego menedżer z pewnością chciał dobrze, gdy go bronił, ale jednocześnie wystawił zawodnika na kolejną próbę. Jeśli popełni następne błędy, słowa Mourinho zostaną użyte przeciwko obu.
Przypadek reprezentanta Anglii jest ciekawy, ponieważ pokazuje, jak trudny jest to sezon dla środkowych obrońców. Mecze grane co trzy, cztery dni na wymagającym poziomie to przede wszystkim oczekiwanie koncentracji i nieomylności, o które w nawarstwieniu spotkań jest ciężko. Pomyłki Diera były eksponowane podobnie jak innych obrońców, a statystyki, które normalnie działałyby na ich plus, są odstawiane na boczny tor. Przecież podobnie uciążliwy był ostatni okres dla Jana Bednarka, którego liczby również są niezłe (znajduje się pośród dziesięciu najczęściej przechwytujących piłkę i wybijających ją z pola karnego), ale wobec pomyłek z Manchesterem United oraz Newcastle tracą na wadze.
Specyficzny okres przeżywa inny kandydat do przejęcia tytułu najlepszego obrońcy Premier League po Holendrze z Liverpoolu. Harry Maguire najczęściej pojawia się we wszelkich rankingach, co nie powinno dziwić, gdy weźmie się pod uwagę poprawę pozycji Manchesteru United w tym sezonie. Jego możliwości – jak na obrońcę kupionego za niemal 90 milionów euro – są ogromne, zresztą nieprzypadkowo znajduje się w czołówce dystansu pokonanego z piłką w kierunku bramki przeciwnika (siódme miejsce), podań w strefę ataku (dziewiąte), wybić (dziewiąte) wygranych pojedynków główkowych (piąte) i przechwytów (drugie).
– Wiem, że niektórzy nie uważają go za najlepszego obrońcę w lidze, że nie spisuje się na miarę kwoty, za którą został sprowadzony, ale jest ogromną postacią defensywy United. Każdy zauważyłby jego nieobecność, drużynie bardzo by go brakowało. Jest dobry przy piłce, spokojny i skuteczny w powietrzu. Nie popełnia zbyt wielu błędów, choć czasem można go złapać na pomyłce – zauważał Gary Neville.
Jednak United w 25 meczach stracili już 32 gole, ponad dwa razy więcej niż Manchester City, tylko o dwa mniej od Liverpoolu zmagającego się z ogromnym kryzysem na środku defensywy. Ostatnio, gdy tej osobowości United wymagali w ostatniej minucie meczu z Evertonem – wynik brzmiał 3:2 dla gospodarzy i goście wykonywali stały fragment – Maguire zechciał być bohaterem, zablokować kolejny strzał lub wybić dośrodkowywaną piłkę. Zamiast tego sprawił rywalom prezent: wszyscy jego koledzy zrobili krok do przodu, on wykonał bieg w przeciwnym kierunku, a z braku pozycji spalonej skorzystał Dominic Calvert-Lewin. W statystykach próżno szukać tego zachowania w klasyfikacjach błędów, choć była to oczywista pomyłka, która kosztowała United cenny punkt.
Zwrócił na to uwagę kolega-ekspert Neville’a, Jamie Carragher. – On jest liderem, on jest kapitanem, on musi zadecydować, gdzie jest linia spalonego i wziął na siebie aż za dużo odpowiedzialności. Znam to, bo też tak robiłem: wydawało mi się, że ja muszę wybić piłkę, że sytuacja jest zbyt nerwowa. Dlatego zamiast zostać w miejscu, zrobił kilka kroków w tył. Nie zagrał zbyt odważnie – mówił analityk SkySports i były obrońca Liverpoolu.
Doświadczenie na wagę złota
Gdyby nie porażki i fatalny grudniowy okres Chelsea, kandydatem nieoczywistym mógłby być Thiago Silva. Brazylijczyk sprowadzony na roczny kontrakt okazał się elementem spokoju przekładającego się na innych obrońców – różnicę doskonale było widać już w pierwszych meczach pod wodzą Thomasa Tuchela. Przeciwko Tottenhamowi przez trzydzieści minut Chelsea dominowała, miała piłkę i szukała okazji, ale i tak jej środkowy obrońca był najlepszym zawodnikiem na boisku. Jego opanowanie hamowało wszelkie zapędy rywali, a interwencja, którą wybił podanie wydawało się poza jego zasięgiem – i która okazała się wykluczającą go z dalszej gry – należy do jednej z najlepszych w sezonie. Jednak zaczęło się od tego, że popełnił fatalny błąd z West Bromwich Albion, gdy stracił piłkę i pozwolił przeciwnikowi na strzelenie gola.
Istnieją statystyczne argumenty, które przemawiają za tym, jak 36-latek poprawił organizację defensywy. Zachwycony był nim jeszcze Frank Lampard, który takiej postaci nie mógł znaleźć w swoim pierwszym sezonie w Chelsea, a pewne miejsce dla Brazylijczyka w systemie z trójką stoperów widzi również Tuchel, który zna Silvę jeszcze ze współpracy w Paris-Saint Germain. Chelsea zaliczyła 11 czystych kont w 25 kolejkach, czyli już więcej, niż w całych poprzednich rozgrywkach ligowych. Pod względem goli oczekiwanych przeciwko – sumy jakości stworzonych szans przez przeciwnika – ustępuje wyłącznie Manchesterowi City. Rok temu kończyła sezon na czwartej pozycji w tej klasyfikacji.
Są też oczywiście inni, którzy w sposób rozsądniejszy kompletują linię obrony, niekoniecznie sięgając po weteranów europejskich boisk, a efekty mają nad wyraz dobre. Leicester City zaskoczyło tym, jak świetnie Brendanowi Rodgersowi udało się w tym sezonie wprowadzić do zespołu 20-letniego Wesleya Fofanę, który latem trafił do Anglii z piętnastego w tabeli ligi francuskiej Saint-Etienne. – Jest kolosalną postacią jak na tak młodego obrońcę. Ma ogromny talent, jesteśmy w nim zakochani. Jemu również podoba się ten początek w Premier League – mówił zachwycony Rodgers w listopadzie.
Umiejętnością tego szkoleniowca jest zachowanie odpowiedniej równowagi, ponieważ w odwodzie ma jeszcze Jonny’ego Evansa oraz Caglara Soyuncu, który zagrał w tym sezonie zaskakująco mało, jak na poprzednie, udane dla niego rozgrywki. Jest to sygnał rosnącej konkurencji i wzrastających wymagań w walce o podium, w której Leicester uczestniczy. Interesujący jest również kierunek, w jakim Rodgers chce rozwinąć zespół, sprowadzając latem Jamesa Tarkowskiego z Burnley. Ocenianie reprezentanta Anglii nie jest łatwe, bo gra w jednej ze słabszych ekip Premier League, ale też prezentującej futbol defensywny, który środkowych obrońców często eksponuje. Tarkowski musi bronić inaczej, niż bronią zespoły na szczycie tabeli: bliżej własnej bramki, częściej bazując na ustawieniu w polu karnym i przy dośrodkowaniach, z mniejszym naciskiem na odpowiednie wprowadzenie piłki.
Grając jak Van Dijk
Jak więc wybrać najlepszego obrońcę w lidze, gdy statystyki nie wyrażają tej jakości? Z pewnością kandydatów należy szukać w Manchesterze City, którego obrona jest ciekawym przypadkiem. Ostatnio popełniony przez Rubena Diasa błąd – pozwolił Liverpoolowi wyrównać w meczu na Anfield, Portugalczyk faulował napastnika po złym przyjęciu piłki – był jego pierwszym i do tej pory jedynym w sezonie. Zwykle obrońcy nie wpasowywali się tak udanie w zespoły Pepa Guardioli, o czym on sam zresztą mówił. – Kupując nowego zawodnika, znasz jego jakość, ale nigdy nie wiesz, co może się zdarzyć. Jednak Ruben może grać co trzy dni, błyskawicznie się regeneruje, a jego warunki są niesamowite, podobnie jak umiejętność czytania gry. Bardzo byliśmy zaskoczeni tym, jak dba o ciało, że rano dzień po meczu już jest w siłowni, jaką ma rutynę działania, jak i co je… Zatrudniliśmy niesamowitego obrońcę na następnych sześć, siedem lat – mówił Guardiola.
Ruben Dias jest więc zdecydowanie kandydatem do takiego wyróżnienia, zwłaszcza gdy spojrzy się na pewność, z jaką porusza się po boisku. Ona w zasadzie jest najbliższa temu, co stanowiło o dotychczasowej dominacji Van Dijka – pewność siebie i zdecydowanie w interwencjach, wręcz machinalne działanie bez zauważalnego wysiłku. Defensywa z udziałem Rubena Diasa jest zdecydowanie najlepsza w tym sezonie. Piętnaście czystych kont i ledwie piętnaście goli straconych – dziesięć mniej od następnej w tej klasyfikacji drużyny – wynikają z tego, że City najdłużej w Premier League utrzymuje się przy piłce, ale przede wszystkim nie popełnia indywidualnych błędów. Nawiasem mówiąc, jest blisko poprawienia najlepszego wyniku meczów bez straconej bramki – w sezonie 2018-19 Liverpool uzbierał ich aż 21, oczywiście mając w obronie Van Dijka.
Rywalizacja
Według statystyk FBRef w poprzednim sezonie piłkarzom Guardioli zdarzyło się czternaście błędów prowadzących do strzału drużyny przeciwnej. Był to średni wynik na tle Premier League, ale też taki, który nie pozwalał im na rozwinięcie skrzydeł. W tym roku są już najlepsi w tej klasyfikacji, dali rywalom tylko jedną taką okazję.
Szukając zrozumienia lepszej postawy City w defensywie, sprawdzałem różne statystyki, od pressingów przez odbiory, a nawet blokowanie strzałów. I faktycznie, w tej ostatniej rubryce zespół wypada znacznie lepiej. Jednak bardziej wytłumaczalnym kluczem jest zdaniem Hiszpana coś, co on nazywa chemią i czego liczby nie oddają. Efekty współpracy Johna Stonesa i Rubena Diasa są widoczne w tym, jak zarządzają zespołem i jak cały zespół reaguje po stracie. Ostatnio Guardiola mówił, że wreszcie wszyscy wracają do obrony, jakby gonili za ostatnią piłką w życiu. Stones przy Diasie znów wygląda na klasowego defensora, prawdopodobnie wróci do reprezentacji Anglii, a nade wszystko utrzymuje na ławce rezerwowych Aymerica Laporte’a.
Ten duet to naturalne wybory, ale przegapienie tych, którzy najbardziej się poprawili byłoby błędem. Mowa przecież o drugiej drużynie w klasyfikacji czystych kont – Aston Villi. Przyuczani przez Johna Terry’ego dwaj Anglicy, Ezri Konsa i Tyrone Mings, do stycznia brylowali solidnością, ale wciąż mowa bardziej o efektach funkcjonowania całości. Podobny jest przypadek West Ham United, ale o żadnym z tych obrońców nie można powiedzieć, że jest to wielka, porównywalna z Diasem jakość. Ostatecznie należy wyboru dokonać w zgodzie z powiedzeniem, że atak wygrywa mecze, a defensywa – zdobywa mistrzostwo. Obrona Manchesteru City jest najskuteczniejsza, dopuszcza do najmniejszej liczby okazji i nie popełnia błędów, a jedna wpadka Diasa z Liverpoolem nie przekreśla 90 procent świetnych spotkań. Jeśli sprawdzą się zapowiedzi Guardioli, że przed Portugalczykiem jeszcze niemal dekada gry na najwyższym poziomie, po powrocie Van Dijka ich rywalizacja tylko doda rumieńców ekscytującej lidze.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 7/2021)