Przejdź do treści
Gol w Łęcznej zrobił mi dobrą promocję

Polska Ekstraklasa

Gol w Łęcznej zrobił mi dobrą promocję

Po spektakularnym trafieniu z Górnikiem Łęczna, porównywanym do pięknych goli Jay-Jaya Okochy bądź Leo Messiego, zrobiło się głośno o graczu Wisły Kraków. Ghańczyka, który kiedyś występował w juniorskiej drużynie Manchesteru City docenił też selekcjoner drużyny narodowej i powołał na spotkania eliminacji MŚ z Etiopią i RPA.



Bramka wyjątkowej urody zdobyta w meczu z Górnikiem Łęczna wpłynęła na twoją popularność?
Zauważyłem, że wzbudzam znacznie większe zainteresowanie – mówi Yaw Yeboah. – O strzelaniu takich goli marzy każdy, a gdy w Łęcznej piłka wylądowała w siatce poczułem się jak Leo Messi, Neymar albo Kylian Mbappe, czyli piłkarz ze światowego topu. Słyszałem też, że porównano mnie do mistrza dryblingu z Nigerii, Okochy, legendy afrykańskiego futbolu. To wszystko jest dla mnie niezwykle miłe, ale przez to, że zacznę udzielać więcej wywiadów nie zmienię się. Zawsze wychodzę na boisko by pomóc drużynie w odniesieniu zwycięstwa i cieszyć się grą. W Łęcznej wyszła mi superakcja i fajnie byłoby coś takiego powtórzyć.

To był najpiękniejszy gol w twojej karierze?
Jeśli chodzi o profesjonalną piłkę to na pewno. Bramkę doceniono nie tylko w Polsce, bo pokazywano ją w różnych telewizjach na całym świecie. Zrobiłem sobie dobrą promocję, a przy okazji też polskiej Ekstraklasie, którą uważam za wymagającą i ciekawą ligę.

Jak się znalazłeś w Wiśle?
Dobiegł końca mój kontrakt z Numancią. Po okresie spędzonym w drugiej lidze hiszpańskiej pragnąłem zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej w jakimś kraju. Mój agent poinformował mnie, że pojawiły się oferty z trzech różnych miejsc z Polski. Postanowiłem więc poczytać sobie o historii tych klubów i nie musiałem się długo zastanawiać. Wisła grała o wysokie cele, także w europejskich pucharach i ma swoje ambicje. To duży klub z pięknego miasta mający wspaniałych kibiców. Kiedyś spróbował tu swych sił Kalu Uche, skrzydłowy z Nigerii i został ulubieńcem fanów. Jego przykład działał na mnie budująco. Z Wisły mnóstwo zawodników trafia do reprezentacji swoich krajów, więc uznałem, że są ciekawe perspektywy. Klub na pewno organizacyjnie nie odbiega od tych z Francji, Hiszpanii i Holandii, gdzie grałem. Mamy świetny stadion, mnóstwo kibiców za sobą, w drużynie panuje kapitalna organizacja. Nie mam powodów do narzekań, tym bardziej że w pięknym Krakowie czuję się jak w domu.

Możesz zostać nowym Kalu Uche?
Słyszałem wcześniej o tym zawodniku i wiem, że jestem do niego porównywany. Nie przeszkadza mi to. W wolnej chwili obejrzałem sobie gole i akcje Nigeryjczyka i zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Liczę, że napiszę też swoją historię i z Wisłą zagram w Europie. Tam jest miejsce Białej Gwiazdy, która już za długo czeka na powrót do międzynarodowej rywalizacji. My, piłkarze mamy zapewnione znakomite warunki pod każdym względem i naprawdę nie można mieć kompleksów. Obiekt Wisły Kraków ma swój urok, a jak jest wypełniony i słychać doping kibiców, to chce się pokazać coś ekstra, dać ludziom powody do radości.

Kuba Błaszczykowski jest dla ciebie bardziej kolegą z drużyny czy szefem?
Uwielbiam Kubę za jego osobowość, charakter, podejście do innych ludzi. On chce pomagać młodszym kolegom, robi wszystko byśmy czuli się jak najlepiej. Nie przesadzę, jak powiem, że to najważniejsza osoba dla mnie w Polsce, dzięki niemu szybko u was się zaaklimatyzowałem. Jego uśmiech każdego dnia pomaga wszystkim w szatni, wspólnie czerpiemy radość z piłki, treningów, meczów. Topowy gość, który wiele w futbolu zdziałał, był przecież gwiazdą Borussii Dortmund i Bundesligi. Takie postacie jak Kuba robią świetną wizytówkę Ekstraklasie. Czytając o waszej lidze, przeglądając różne portale byłem lekko zaskoczony liczbą wspaniałych stadionów. Wiem, że Polska współorganizowała finały Euro 2012, ale nie wiedziałem, że macie tak świetną infrastrukturę w wielu ośrodkach, nie tylko najwyższej ligi. Na pięknie przygotowanych płytach piłka daje większą przyjemność, ale sama Ekstraklasa nie należy do łatwych. Pierwszy sezon poświęciłem na adaptację, zapoznanie się z polskimi realiami, kulturą. Już dużo wiem i uważam, że powinienem prezentować się coraz lepiej.

Koledzy z Wisły wiedzą, że masz w CV Manchester City?
Na pewno. Partnerem akademii, w której trenowałem i grałem jest Manchester City. Polecono mnie do słynnego klubu z Anglii i pojechałem tam jako reprezentant Ghany juniorów. To był piękny czas, ale też wielki przeskok dla mnie. Trenowałem często z drużyną seniorów. Yaya Toure, Sergio Aguero, Vincent Kompany, Raheem Sterling, Mario Balotelli, Emmanuel Adebayor dużo mi pomogli, traktowali jak młodszego kumpla. Sławy motywowały mnie do treningów, cieszyłem się z każdych zajęć, zespół Manchesteru City był dla mnie jak rodzina. Bardzo się tam rozwinąłem, ale nie udało mi się przebić do pierwszego zespołu. Po mundialu U-20 w Nowej Zelandii trafiłem do francuskiego Lille, gdzie przeszedłem kolejną porządną szkołę futbolu.

W Lille grałeś z Pavardem, późniejszym mistrzem świata z reprezentacją Francji. Spodziewałeś się, że on tak daleko zajdzie?
Benjamin ciężko walczył o swoje miejsce w futbolu. Wtedy był w drugiej drużynie Lille, bo stracił miejsce w pierwszej, ale się nie poddał. Na treningach nie odpuszczał, nie marudził. Przeżył trochę rozczarowań, lecz nie było widać, że się tym przejmuje. Profesjonalista, który powinien być przykładem dla wielu młodych zawodników. Pavard świadomie odszedł z Lille do VfB Stuttgart, z niemieckim zespołem walczył w drugiej Bundeslidze, miał udział w awansie do najwyższej klasy i został tam gwiazdą. Jako mistrz świata przeniósł się potem do Bayernu Monachium i też osiąga spektakularne sukcesy. Jestem szczęśliwy, że mojemu kumplowi się wiedzie.

Potrzebujesz więcej szczęścia w swojej piłkarskiej wędrówce?
Nie podchodzę tak do tego. Nie mogę też narzekać, bo mam dopiero 24 lata i czeka mnie jeszcze 10-15 lat gry. Wybiłem się z ojczyzny do Europy, poznałem różne ligi, wielu wspaniałych piłkarzy. Ciężko trenuje z wiarą, że pójdę jeszcze wyżej. Pozostaję skromnym człowiekiem, który potrafi cieszyć się z życia. Wiele osób ma problem każdego dnia jak wstaje, bo nie wie co robić, brakuje perspektyw. Ja robię to co kocham, walczę z Wisłą o ambitne cele, znowu zostałem zauważony przez selekcjonera reprezentacji Ghany. Mam nadzieję, że będę jeszcze lepszym piłkarzem.

Brakuje ci występów w najważniejszej drużynie narodowej?
Każdy zawodnik marzy o reprezentowaniu swojego kraju. Zaliczyłem wszystkie szczeble kariery w kadrach juniorskich i młodzieżowych, do pierwszej też byłem powoływany, występowałem w meczach nieoficjalnych. Cieszę się z powołania na mecze eliminacji mundialu w Katarze. To oznacza, że selekcjoner Ghany śledzi ligę polską.

Wspominasz czasami mundial U-20 w Nowej Zelandii z 2015 roku?
Pewnie i cały czas odczuwam niedosyt. Zdobywałem gole w spotkaniach z Austrią i Argentyną. Wygraliśmy silną grupę, ale w 1/8 finału nie poradziliśmy sobie z dobrze nam znanym przeciwnikiem z Afryki – Mali. Łatwiej grało nam się z zespołami z Europy, obu Ameryk, niż z Malijczykami, którzy nie dali nam szans. To spotkanie nam nie wyszło, ale cały mundial oceniam pozytywnie. Ghana opierała się na zawodnikach z krajowej ligi, troszkę zabrakło nam doświadczenia, może też zimnej krwi w niektórych momentach. Nie trenowaliśmy długo ze sobą przed mundialem, a i tak poradziliśmy sobie w niezwykle silnej grupie i wygraliśmy ją. Tamten turniej był dla nas świetną lekcją, która procentuje cały czas. Na mundialu w Nowej Zelandii, swoją drogą przepięknym kraju, ze znakomitej strony pokazał się Angel Correa, mistrz Hiszpanii z Atletico Madryt i mistrz Copa America z Argentyną. Mam satysfakcję, że wygraliśmy z jego drużyną.

Masz coś wspólnego z Anthony Yeboahem, gwiazdą takich klubów jak Eintracht Frankfurt, Leeds United, Hamburger SV?
Tylko nazwisko, choć pisano, że jest moim tatą, wujkiem… Dementuję to, ale szanuję Anthony’ego Yeboaha, zasłużonego piłkarza dla reprezentacji Ghany. On był wicemistrzem Afryki, królem strzelców Bundesligi, gwiazdą światowego futbolu. Jestem dumny, że noszę takie nazwisko. Jestem na bieżąco z tym co się dzieje w piłce, interesuje mnie też historia futbolu, także afrykańskiego. Ostatnio po moim trafieniu z Górnikiem Łęczna oglądałem akcje Jay-Jaya Okochy i zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Technika, szybkość, on miał to wszystko na najwyższym poziomie i stawiałbym go w jednym szeregu z artystami pokroju Diego Maradony i Leo Messiego. Okocha to symbol klasy i możliwości afrykańskiej piłki.

Ty miałeś przyjemność spotkać Messiego.
Skorzystałem z faktu, że Argentyna miała zgrupowanie na obiektach Manchesteru City i trenowała zaraz po mojej drugiej drużynie. Messi okazał się miłym człowiekiem, pozował do fotki ze mną i zamienił parę zdań. To cały czas stanowi dla mnie bodziec, tym bardziej że było mi dane obejrzeć zajęcia z udziałem Leo, a jego lewa noga to istna magia. On jest geniuszem. Bardzo ucieszyłem się ze zwycięstwa Argentyny w Copa America w tym roku. Kibicowałem Messiemu, uważam go za najlepszego piłkarza wszech czasów. Może zmierzę się z nim na mundialu w Katarze w przyszłym roku, marzenia się przecież spełniają.

JAROMIR KRUK

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024