GLOBALIZACJA VS HISPANIZACJA
Chcieliby, ale boją się. Jednak wiedzą, że raczej muszą. Szefowie Realu wciąż myślą i myślą nad zagadnieniem, czy wobec plagi kontuzji w linii defensywy należy zimą zatrudnić nowego zawodnika albo i dwóch, czy spróbować sprawdzoną metodą dobrnąć do końca sezonu. A potem się zobaczy.
Leszek Orłowski
W żadnym innym wielkim klubie, poza jeszcze jednym, w ogóle by się nie zastanawiano. Gdyby z powodu poważnych urazów do końca sezonu wypadli z gry podstawowy prawy obrońca i czołowy stoper, gdyby kontuzji doznał też zmiennik pierwszego, zaś do zdrowia nie mógł wrócić zastępca drugiego, już byliby zaklepani nowi gracze. A w Realu zakończyli rozgrywki Dani Carvajal i Eder Militao, kilkutygodniowa przerwa spadła na Lucasa Vazqueza, z kolei David Alaba wciąż nie wraca do poważnego treningu. I co? I nic. Ściślej – dużo hałasu o na razie nic. O tym hałasie właśnie napiszemy, gdyż pobrzmiewa w nim dużo ciekawych tonów, wiele mówiących nie tylko o sposobie działania najlepszego klubu świata, ale też o okresie pewnych przewartościowań, w jaki wchodzi.
RATUNEK Z FABRYKI
Główny problem leży właśnie w sformułowaniu „poza jeszcze jednym” z poprzedniego akapitu. Chodzi mianowicie o Barcelonę, która ostatnio na kontuzję każdego zawodnika reaguje tak, że wyciąga z rezerw piłkarza nie gorszego, a czasami jeszcze lepszego, który płynnie wchodzi do zespołu i szybko staje się jego ważnym elementem. Casus Marca Bernala, który na początku sezonu objął z doskonałym skutkiem wakującą pozycję defensywnego pomocnika, a gdy doznał ciężkiej kontuzji, Marc Casado zastąpił go tak, że po dwóch miesiącach gry trafił do reprezentacji, musi być dla szefów Realu szczególnie bolesny. Oni też by tak chcieli móc! Rodzi się pytanie, czy może właśnie mogą, ale nie chcą, boją się. Przecież Bernal i Casado byli w Barcelonie już wcześniej, nawet zaliczali debiuty, ale dopiero człowiek z zewnątrz, Hansi Flick, na nich wejrzał i rzekł jednemu oraz drugiemu: ja ci mówię, graj! A oni zagrali.
Najnowsze wydanie tygodnika PN
Nr 48/2024