Glika powrót do Turynu. Zraniony Byk
Forza Barcelona słychać było w Turynie w dniu ćwierćfinału. Nie, nie za sprawą gości z Katalonii, tylko kibiców Torino, którzy Monaco przywitają znacznie gorętszym: Forza Glik.
TOMASZ LIPIŃSKI
Przyszedł szeregowiec, odszedł kapitan. Pierwszy w dziejach Torino cudzoziemiec w tej zaszczytnej randze. Zasług miał bez liku, ale liczyć je można od pierwszych derbów Turynu. Natomiast kiedy w bordowej koszulce rozgrywał ostatnie z datą 20 marca 2016 roku, nie spodziewał się, że następne nadejdą tak szybko. I to na zupełnie innym poziomie.
Początek legendy
Jego historia meczów z Juventusem rozłożyła się na dziewięć rozdziałów i rozpoczęła od trzęsienia ziemi. Do 1 grudnia 2012 roku zdążył się już utożsamić z Bykami z Turynu. Grał cały drugoligowy sezon, wywalczył awans i wypożyczenie zamienił na stały kontrakt. Nasiąkł opowieściami o derbach Piemontu, o rachunkach krzywd, o kompleksach, o 1995 roku, kiedy Starą Damę po raz ostatni udało się rzucić na kolana. Musiał kipieć od emocji i żądzy wzięcia jej na rogi. Tak bardzo chciał, że przeszarżował i już w 36 minucie bezceremonialnie wpakował się w Emanuele Giaccheriniego. Za faul zobaczył zasłużoną czerwoną kartkę, poziom agresji przy tym wślizgu wywołał oburzenie bezstronnych komentatorów.
Co miał w głowie w tamtym momencie i po meczu? Musiał czuć, że zawalił, że na jego konto spadnie gros winy za bezdyskusyjne 0:3. Być może rozważał w głębi ducha, że jego lekko wznosząca się kariera znów spikuje. Prawdopodobnie spodziewał się najgorszego, a tymczasem zza chmur wyjrzało słońce. Kibicom Torino takiego właśnie piłkarza było trzeba. Zobaczyli, że mają na boisku swojego prawdziwego przedstawiciela. To jeden z nich. Ile każdy fan Granaty by dał, żeby wcielić się w skórę Polaka i skopać juventino. Od tamtego dnia już nic nie było takie jak dawniej. Glik stał się kimś – To oczywiście miało znaczenie, ale sporym nadużyciem byłoby stwierdzenie, że wszystko zawdzięczam tamtemu wydarzeniu – oceniał. – Ciężko pracowałem na swoją pozycję w klubie i to zostało docenione.
Jakiś czas później zainspirowany tamtym faulem raper Willy Peyote napisał piosenkę, w której z Polaka uczynił symbol twardej i bezkompromisowej walki o przetrwanie, walki proletariatu z bogaczami. Raper normalność i naturalność Glika przeciwstawił metroseksualności Alessandro Matriego i Marco Borriello (w przeszłości piłkarze Juventusu). A my zasłuchani w utwór odtwarzany na YouTubie, poczuliśmy dumę, że naszym rodakiem zainteresował się zagraniczny artysta.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (18/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”