– Z założenia jest to zabawa, ale da się odczuć, że towarzyszą jej spore emocje – mówi Władysław Żmuda. Nie może być inaczej, skoro futbol to ponoć najważniejsza z rzeczy nieważnych.
Emocji przy wyborze Reprezentacji Stulecia było mnóstwo. Kto ostatecznie znajdzie się w jedenastce? Odpowiedź poznamy w najbliższy piątek podczas uroczystej Gali (fot. Reuters)
Plebiscyt polegający na wyborze Reprezentacji 100-lecia rozwijał się dynamicznie. Do ogłoszenia wyników pozostało kilkadziesiąt godzin. W zabawę dał się wciągnąć nawet premier RP, Mateusz Morawiecki, typując: Tomaszewski – Piszczek, Wałdoch, Glik, Żmuda – Błaszczykowski, Deyna, Boniek – Cieślik, Lubański, Lewandowski. „Nawet nie przypuszczałem, że będzie to zadanie prawie tak trudne jak sformowanie nowego rządu” – poinformował na Facebooku.
Każdy „juror” wie lepiej, każdy zapamiętał coś, czego nie jest w stanie wyrzucić z pamięci i to wspomnienie jest dla niego najświętsze. I niech większość się śmieje, że Kupcewicz czy Dziekanowski nie mają prawa myśleć o miejscu w Reprezentacji 100-lecia, mniejszość znajdzie argumenty także za nimi. A na przykład Euzebiusz Smolarek w „prywatnej” drużynie znalazł miejsce dla dwóch Lewandowskich i dwóch Smolarków, pominął zaś Deynę i Lubańskiego. Wolno mu, bo racja – zgodnie z definicją Józefa Piłsudskiego – jest jak dupa: każdy ma swoją.
Patrząc na setkę nominowanych, chciałoby się stworzyć całą mundialową kadrę, a najlepiej od razu ze trzy jedenastki. Pytanie jakie należało wybrać kryterium? Subiektywne, oparte na sympatiach i antypatiach? To byłoby niepoważne. Medalowe? To z kolei za łatwe. A może liczbowe, sumujące mecze i gole? Mylące. Poza tym pamiętajmy jaki postęp zrobiła medycyna. Dziś futboliści to atleci, którzy w wieku ponad 30 lat (Robert Lewandowski) osiągają maksimum, wchodzą w swój najlepszy okres. Lato i Szarmach odbierani byli jako weterani na hiszpańskim mundialu, mimo raptem 32 lat na karku. Żmuda był kapitanem i jednym z nestorów tamtej kadry, choć od nich cztery lata młodszy, a w Meksyku uchodził już za emeryta.
Współcześni futboliści grają co trzy dni, mają możliwość śrubowania indywidualnych statystyk. Są mierzeni, analizowani, każdy ich krok na boisku, kopnięcie piłki czy oddech bywa rejestrowany. Jak więc porównywać dzisiejszych gladiatorów, do tych z lat pięćdziesiątych?
– Ale talentów wówczas nie brakowało – zapewnia Hubert Kostka, bramkarz wielkiego Górnika Zabrze i złoty medalista olimpijski z 1972 roku. – Na przykład Ernest Pol to najlepszy piłkarz z jakim grałem. Świetny Edward Szymkowiak jest nominowany wśród bramkarzy, ale kto go pamięta? Tamte pokolenia po prostu nie miały sukcesów. A nie miały, bo kulała organizacja. Kolarskie buty przerabialiśmy na korki. Jeśli połowę swoich reprezentacyjnych meczów rozegrałem w kraju, to zapewniam, że nigdy okrągłą piłką. Kiedy przed meczem rzucano nam 20 piłek, kazano po prostu wybrać najbardziej okrągłą. Nasi trenerzy dopiero sześć lat po MŚ ’58 zaczęli próbować grać Brasilianą. Już kilka lat broniłem w Górniku, kiedy przyjechał Węgier Geza Kalocsay i otworzył mi oczy na to, jak w ogóle powinien wyglądać piłkarski trening. Takie były czasy…
– A mimo to i mimo szczerych chęci ciężko, jest mi któregoś ze współczesnych piłkarzy umieścić w jedenastce stulecia – mówi Bogusław Kaczmarek. – Lewy jak najbardziej, bo bez niego nie byłoby nas na trzech ostatnich imprezach, ale kto jeszcze? Piszczek, Błaszczykowski? Ciężko. Do bramki też kandydatów nie widzę, choć moja czwórka najlepszych wygląda następująco: Tomaszewski, Młynarczyk, Dudek, Kostka. Mają w rękach konkretne puchary i medale, trudno z tym dyskutować. A na marginesie, powiem tyle – najlepszy obecnie piłkarz Ekstraklasy nie miałby szans zbliżyć się do setki najlepszych ligowców w latach powiedzmy 1972-86. Taki Zdzichu Puszkarz z jego lewą nogą, to była poezja. Mógł grać wszędzie, ale serce miał biało-zielone i Lechii nie chciał zostawić.
W idealnym momencie działalność zainaugurowała multimedialna biblioteka PZPN (LaczyNasPilka.pl/Biblioteka), pozwalająca młodszym poznać, a starszym przypomnieć sobie dawnych herosów. Na pewno ułatwiła zadanie, ale przecież nie opowie wszystkiego o Banasiu, Anczoku czy Brychczym. Współcześni pod tym względem mają przewagę – są na wyciągnięcie kibicowskiej ręki. Rozwój telewizji, internetu i social mediów sprawia, że Lewandowski czy Milik są niemal naszymi domownikami. O Krychowiaku kibic wie wszystko, a ile wie o Maszczyku? Czy owa „znajomość” mogła mieć wpływ na głosowanie? A rozwój technologii, gdy mecze pokazywane są przez 30 kamer?
– To akurat bez znaczenia, bo nikt na boisku nie myśli o kamerach i nie kalkuluje: zrobić wślizg czy nie – uważa Władysław Żmuda. – Całe sztaby analityków dziś pracują, a futbol jak był, tak jest nieprzewidywalny. Jest szybszy, to prawda, ale taki Maradona dziś byłby jeszcze szybszy, niż był kiedyś i niczego by obrońcom nie ułatwiał.
Pierwszy krok przy elekcji Reprezentacji 100-lecia i od razu poważny problem: dziewięciu znakomitych bramkarzy! Nawet jeśli dwóch z medalami MŚ wydaje się wyrastać ponad konkurencję, to i tak łatwo nie jest. Młynarczyk dorzuca na szalę jeszcze Puchar Mistrzów, ale przecież bez Wembley Tomaszewskiego nie byłoby nic, historia naszego futbolu wyglądałaby inaczej. – Pele powiedział, że byłem najlepszy na świecie – mówi Tomek. Mówi też, że można rozegrać tysiąc meczów, z których nic nie wynika, a można jednym występem zatrzymać Anglię. Zgoda, ale przecież dziś jest inny futbol, inne są też piłki – szybsze, bardziej nieprzewidywalne, więc łapaczom musi być trudniej.
– Oglądam sporo meczów od Ekstraklasy po Ligę Mistrzów – zapewnia Kostka. – Jest różnica poziomów, ale właściwie wszyscy grają w ten sam sposób: akcja od bramkarza, sto podań, sytuacji podbramkowych jak na lekarstwo, mnóstwo fauli i przerw w grze. Zdarza się, że są dwa, trzy celne strzały w meczu. Zdarza się, że bramkarz przez 90 minut nie ma okazji się rzucić, więc nie przesadzajmy z tą narastającą trudnością. Kiedyś poziom był wyższy, a w trakcie jednej połowy trzeba było bronić 15-20 strzałów. Wydaje mi się, że zarówno Tomaszewski jak i Młynarczyk zasługują na miejsce w jedenastce stulecia. Pierwszego trenowałem, drugiego już jako trener chciałem ściągnąć z Bielska do Górnika. Obaj nie byli doskonali, ale doskonałych bramkarzy nie ma. Natomiast wszystkie cechy mieli jednak na światowym poziomie. Słynny Gyula Grosics mówił mi, że jak zawodnik z pola czegoś nie ma, to sobie da radę, natomiast bramkarz musi mieć wszystko. Oni mieli. Szczęście Janka na Wembley? Kto go nie ma, niech lepiej zmieni zawód.
Tym bardziej że takiego właśnie szczęścia zabrakło być może Borucowi – fantastycznemu na mundialu w 2006 i Euro 2008. Ale zostawmy bramkarzy, może dalej będzie nieco lżej. Nie jest. 27 obrońców, nie każdy równy klasą i osiągnięciami, ale gigantów nie brakuje. Na lidera prawej flanki, tak na oko, wyrasta niby Piszczek, ale i tak jedynym pewniakiem wydaje się Żmuda, dwukrotny medalista MŚ, 21 meczów rozegranych na czterech mundialach. Załóżmy, że będzie bezkonkurencyjny, no to jakiego mu wybrać partnera? Starsi fani wskażą pewnie Oślizłę, młodsi upierać się będą przy Michale Żewłakowie albo Gliku, doceniając jaką rolę odgrywa w reprezentacji i jaką pozycję zdobył w Ligue 1. Ci starsi szybko jednak skontrują, że Janas był swego czasu najlepszym obcokrajowcem we Francji! A może jednak czarnym koniem okaże się Szymanowski, o którym swego czasu Roman Hurkowski z Pawłem Grabowskim pisali: „Prawy obrońca, ale dobry i na lewej, a jako libero: re-we-la-cja!”, a całkiem niedawno Leszek Orłowski zawyrokował, że wyprzedzający swoje czasy Szymanowski nie musiałby w swej grze zmieniać literalnie niczego, by dziś być gwiazdą Realu, Barcelony, Bayernu.
Czy Łukasz Piszczek znajdzie się w Reprezentacji Stulecia? (fot. Grzegorz Radtke/400mm.pl)
Jeżeli jednak grono zawęzić tylko do rasowych środkowych obrońców i w dodatku medalistów mundialu, pozostałby dylemat: Gorgoń czy Janas? Nie przypadkiem Górski żartował (a może nie?), że woli pijanego Gorgonia od trzeźwego Ostafińskiego. Z kolei Johan Cruyff powiedział: „Włosi nie umieją z tobą wygrywać‚ ale ty umiesz z nimi przegrywać.” Janas przegrał półfinał z Italią, przegrał z Paolo Rossim. Gorgoń na swoim mundialu z Włochami sobie poradził. Spór rozstrzygnięty? Za prosto. Więc może jednak pogodzi ich ktoś inny, albo… niech „pewniak” pomoże.
– Nie pomogę – śmieje się Żmuda. – Inaczej się poruszali i ustawiali, obaj w swoim fachu znakomici. Z którym lepiej mi się grało? W RFN byłem młody, grałem stopera wysuniętego, przy Gorgoniu byłem uczniem. Osiem lat później to ja pełniłem funkcję cofniętego stopera i byłem bardziej doświadczony od Pawła. Nie rozstrzygnę. Natomiast całkiem niedawno Jurek powiedział mi: – Ależ z tobą dobrze się grało, wszystko czyściłeś…
Zasady głosowania były znane. Została stworzona lista stu nazwisk, podzielonych na pozycje. Drużynę można było zmontować w dwóch systemach: 1-4-3-3 lub 1-4-4-2. O ile od biedy można zgodzić się ze sztucznym ustawieniem obrony składającej się z czterech stoperów, to już nie przechodziły (elektroniczny system głosowania na witrynie LaczyNasPilka.pl/Od100Lat nie dawał takiej możliwości) próby wstawienia do jedenastki na przykład pięciu napastników, a na taki oryginalny zabieg zdecydował się na przykład prezes PZPN Zbigniew Boniek. Oto jego wybór wraz twitterowym komentarzem: „Młynarczyk – Piszczek, Glik, Żmuda, Szymanowski – Lato, Deyna, Brychczy, Smolarek – Lewandowski, Lubański. Trochę nieregulaminowy ten wybór (trzech z listy napastników wstawiłem do pomocy), ale wybaczycie byłemu reprezentantowi Polski i prezesowi…” – napisał Zibi, dodając, że brakuje mu Cieślika i Wilimowskiego, których akurat nigdy nie widział, a także m.in. Tomaszewskiego, Oślizły, Janasa, Kasperczaka, Anczoka, Buncola…
Boniek dyplomatycznie i elegancko sam siebie nie wystawił do gry. Niemniej można zakładać, że w linii pomocy pozycje jego oraz Kazimierza Deyny są niezagrożone. Ale kto obok nich? Głosujący mieli do wyboru 32 zawodników. Odliczając – naszym zdaniem! – obu pewniaków, zostaje i tak trzydziestu. Wybrać z nich tego jednego lub nawet dwóch wydawało się zadaniem karkołomnym. Ból głowy robi się nie do zniesienia, bo co wyżej cenić – heroiczną pracowitość Matysika, ukrytą elegancję Kupcewicza czy hart ducha i licznik Błaszczykowskiego? A co z bohaterami jednego roku, jednego meczu, może ledwie jednej akcji, ale za to takimi, którzy przywracali poczucie dumy narodowej, pozwalając zwyciężyć niezwyciężonych, czyli gdzie umieścić Milę?
Nieżyjący już menedżer Liverpoolu Bill Shankly miał powiedzieć: „Drużyna piłkarska jest jak fortepian. Potrzebujesz ośmiu, żeby go nieśli, i trzech, którzy potrafią na tym cholerstwie grać”. Odczytując sentencję legendarnego Szkota, na myśl przychodzą przede wszystkim pomocnicy z cienia, pomagierzy gwiazd. Czy w Reprezentacji 100-lecia można znaleźć miejsce dla kogoś takiego, czy na papierze może być jednak trzech lub czterech dyrygentów obok siebie? Oto są pytania. Szczęśliwie mniej dotyczą napastników, ponieważ – na zdrowy rozum – najwięcej zwolenników powinno mieć trio L-L-L, czyli Lubański, Lato i Lewandowski. Ale czy na pewno?
– Nie zastanawiałem się nad swoimi wyborami, lecz widziałbym w drużynie piłkarza niebanalnego, mianowicie Staśka Terleckiego – bez zastanowienia strzela Kaczmarek, choć fantastycznego skrzydłowego nie ma na liście nominowanych. – Kochany, serdeczny chłop, a przy tym wielki artysta ze swobodą, motoryką i techniką nie do podrobienia. Nie wiem z kolei czy potrafiłbym wskazać naszego piłkarza wszech czasów, ale wiem, że takim najbardziej perfekcyjnym, od początku do końca, był moim zdaniem pierwszy polski „Brazylijczyk”, czyli Brychczy.
No i weź tu człowieku bądź mądry. To naprawdę jest setka, po której może rozboleć głowa…