Gdańska Legia Cudzoziemska
Nie Legia Warszawa, nie Lech Poznań, ale Lechia Gdańsk była najaktywniejszym graczem, jeśli chodzi o polskie kluby podczas zimowej przerwy. Nad Bałtykiem nie próżnowali i dokonali kilku bardzo ciekawych wzmocnień. Czy na dystansie sezonu nowi zawodnicy będą w stanie zrobić różnicę? Czy Piotr Stokowiec zagrał na właściwych nutach, komponując swoją symfonię na wiosenną część zmagań w PKO Ekstraklasie?
Stokowiec postawił na silny zaciąg zagraniczny. Słusznie? (fot. Grzegorz Radtke / 400mm.pl)
Wspomniany trener powiedział niedawno podczas rozmowy z „Dziennikiem Bałtyckim”, że zamierza dopuścić do swojej drużyny nieco świeżej krwi, nie chcąc przy okazji, by Gdańsk stał się dla piłkarzy wyłącznie miejscem, gdzie całkiem nieźle się żyje oraz zarabia dobre pieniądze, ale trzeba dać także coś w zamian. Stokowiec w tym samym tonie wypowiadał się już zresztą wiele razy, a spoglądając w tył dostrzeżemy, że nie jest to już pierwsza ogłaszana przez niego przebudowa Lechii.
Jego projekt rozpoczął się w 2018 roku i jak do tej pory przyniósł brązowy medal rozrywek ligowych, awans do europejskich pucharów, a także dwa konkretne trofea, czyli Puchar i Superpuchar Polski. Wydawało się, że przyszedł więc czas na politykę kontynuacji, dokładania kolejnych klocków do tej całkiem okazałej już konstrukcji, tak by sukcesy i udane sezony nie okazały się wyjątkiem od reguły, a normą.
Problem w tym, że kołderka już jesienią okazała się za krótka, a kiedy przydarzyły się kontuzje i zawieszenia, to materiału, z którego Stokowiec musiał krajać było naprawdę niewiele. Doszło nawet do sytuacji, że podczas przygotowań do rundy wiosennej szkoleniowiec miał do dyspozycji zaledwie dwunastu (!) zdrowych i ogranych na poziomie ekstraklasy piłkarzy z polak, a także dwóch porządnych bramkarzy. Dramatycznie mało jak na zespół, który chciałby w tym sezonie powalczyć nie tylko o awans do grupy mistrzowskiej, ale nawet o europejskie puchary.
W zimie z Gdańskiem pożegnali się m.in. Artur Sobiech, Lukas Haraslin i Daniel Łukasik, a więc gracze, którzy u Stokowca grali na ważnych instrumentach. Pierwszy odszedł na zasadzie transferu definitywnego, dwaj kolejni zostali wypożyczeni i kibice Lechii mogli się zacząć powoli obawiać o to, że borykający się z problemami finansowymi klub będzie kończył sezon w dość mocno okrojonym i rezerwowym zestawieniu.
Jak pokazał czas, były to obawy kompletnie niesłuszne, ponieważ posiłki miały dopiero nadciągnąć. Stokowiec nie szukał ich jednak na krajowym podwórku, ale postawił na zaciąg zagraniczny. Do Lechii trafili w ostatnich kilkunastu dniach tacy piłkarze jak Kristers Tobers, Egzon Kryeziu, Ze Gomes, Conrado i Omar Haydary, którego pozyskano z Olimpii Grudziądz. Stawkę uzupełnił Łukasz Zwoliński, który po kilku latach gry w Chorwacji zdecydował się na powrót do kraju i wiosną to właśnie na jego barkach będzie zapewne spoczywał ciężar zdobywania goli.
Łotysz, Afgańczyk, Portugalczyk czy Słoweniec? Do Gdańska zjechało towarzystwo iście międzynarodowe, a spoglądając nieco szerzej – na całą kadrę Lechii – to właśnie obcokrajowcy będą nadawać ton drużynie w najbliższych miesiącach.
Wystarczy rzut oka na wyjściowy skład drużyny Stokowca, by dostrzec, że znalazło się w nim miejsce tylko dla czterech Polaków, a przypomnijmy, że miało to miejsce jeszcze przed ogłoszeniem kolejnych transferów. O ile Nalepa, Gajos i Makowski mogą być w miarę pewni swojego miejsca, to pozostali biało-czerwoni będą mieli bardzo trudno, by przebić się do składu i otrzymać jakieś minuty na boisku. W trakcie spotkania ze Śląskiem Wrocław na ławce zasiadło ich aż siedmiu, ale nie ma się co oszukiwać, było tak wyłącznie z powodu braków kadrowych, które zostały już uzupełnione.
Czy „międzynarodowość” Lechii to dobry kierunek? Czy drużyna nie powinna mieć silniejszego „polskiego rdzenia”? To nie jest pytanie, na które łatwo odpowiedzieć, bo w każdym takim przypadku chodzi oczywiście o odpowiedni balans. Jeśli wszystkie transfery Stokowca wypalą, a w przypadku takich zawodników jak Ze Gomes czy Haydary jest to bardzo prawdopodobne, to krytycy takiej polityki nie będą mieli pola do popisu. Gdyby jednak w koncercie granym przez opiekuna Lechii zaczęły pojawiać się fałszywe nuty, wtedy argument o zagranicznym zaciągu i nieumiejętności stawiania na zdolnych Polaków zostanie wyciągnięty na samym początku.
Oczywiście stawianie na Polaków dla zasady nie ma większego sensu, ponieważ za każdą operacją na żywym organizmie, a za taki można uznać drużynę, musi iść odpowiednie uzasadnienie. W tym wypadku chodzi o jakość. Czy ta pojawi się w projekcie Stokowca? Czas pokaże.
Grzegorz Garbacik