Gambit króla. Jak połączyć szachy i piłkę nożną
Od 2013 roku nieprzerwanie dzierży mistrzostwo świata w szachach, jednak ten kto myślał, że jego życie ogranicza się do 64 czarno-białych pól szachownicy, jest w błędzie. Magnus Carlsen ma jeszcze jedną sportową miłość.
GRZEGORZ GARBACIK
Kiedy niespełna 14-letni chłopiec rodem z Norwegii zremisował z Garrim Kasparowem, szachowym arcymistrzem i jednym z najlepszych w swoim fachu w całej historii, jego życie zmieniło się diametralnie. Mały Magnus już od najmłodszych lat przejawiał oznaki geniuszu, jednak czym innym jest układanie skomplikowanych sekwencji z klocków Lego, a czym innym rozegranie partii z żywą legendą dyscypliny i uniknięcie porażki.
BEZ LIMITU
Porażka. To właśnie słowo wytrych, które zawisło nad Carlsenem i towarzyszy mu niezmiennie od dekady. Niechęć do uznania wyższości innych była jego przyjaciółką od wieku dziecięcego, kiedy to na poważnie przysiadł do szachów, by pokonać siostrę. Dążenie do doskonałości go napędzało, a jeśli tak wielkie ambicje połączymy z równie potężnym umysłem i IQ rzędu 190, to mamy gotowy przepis na zawrotną karierę. Od 2013 roku Carlsen nie ma sobie równych w świecie szachów, ale nie tylko.
Tak się bowiem składa, że jego drugą miłością jest futbol, a chociaż sam Norweg w piłkę kopie raczej rekreacyjnie, to nie przeszkadza mu to, by dominować w świecie ludzi, dla których oglądanie 22 facetów biegających po zielonej murawie jest sensem życia. Są też tacy, którzy oprócz nałogowego oglądania meczów grają również w Fantasy Premier League, a więc największego piłkarskiego menedżera na świecie. Grę, która dekadę temu zaczęła zdobywać popularność, a obecnie jest poligonem starć kilku milionów ludzi z całego świata, w tym również Carlsena. Szachowy arcymistrz dołączył do rozgrywki w sezonie 2014-15, jednak na poważnie zajął się tematem dopiero rok później i od tamtej pory regularnie przekraczał barierę 2100 punktów, która jest swego rodzaju cenzurką tego, czy ktoś grał regularnie i ma nieco pojęcia o angielskiej piłce.
Fantasy Premier League stała się jedną z pasji Carlsena, a także drugim obok szachów uzależnieniem. Jego chęć dążenia do doskonałości musiała więc objawić się także w tej wirtualnej grze, aż w końcu, w grudniu 2019 roku Norweg dopiął swego i awansował na pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej, o czym nie omieszkał poinformować wszystkich śledzących go na Twitterze, aktualizując swój biogram. Pozycja lidera FPL została tam zamieszczona tuż obok informacji o posiadaniu mistrzostwa świata w szachach.
PIĘKNY UMYSŁ
Powiązanie znakomitej gry Carlsena w wirtualnym menedżerze piłkarskim z jego inteligencją i szachowym mistrzostwem nie byłoby najgorszym tropem.
– Już kilka sezonów temu można było dostrzec jego wielki talent, jeśli chodzi o Fantasy Premier League, jednak dopiero podczas ostatniego sezonu zobaczyliśmy na co go tak naprawdę stać – powiedział w rozmowie z „The Guardian”, Tarjei Svensen, znany dziennikarz zajmujący się szachami.
We wspomnianej zabawie, którą jednak wiele milionów ludzi traktuje śmiertelnie poważnie, oprócz regularności potrzeba również czegoś ekstra. Zdolności analizowania i przewidywania kilku ruchów do przodu. Jeśli w tym miejscu nasuwa się analogia z szachami, to nie bez kozery, o czym zresztą sam mistrz powiedział podczas jednego z wywiadów.
– Jeśli chodzi o grę, to mam w niej dwa wcielenia – optymisty i Optamisty (od znanego serwisu statystycznego – przyp. red.) – zdradził, potwierdzając, że bez bardzo dobrej bazy danych i odpowiedniej pracy przy okazji tworzenia składu, a następnie czynionych ruchów transferowych, trudno liczyć na dobre wyniki. Tak samo jest w szachach, gdzie należy sobie przyswoić setki różnych wariantów ruchów, otwarć i zakończeń. Wiedzieć, kiedy jest szansa na zdominowanie rywala w środkowej części, a jakie ten najczęściej stosuje zagrywki i popełnia błędy. Dzięki genialnej wręcz pamięci Carlsen nie ma z tym większych problemów, chociaż jak przyznał, między szachami a FPL jest pewna szczególna różnica, z którą nawet najtęższe umysły nie są w stanie sobie poradzić.
– Kiedy siadam do szachownicy, to już po kilku ruchach wiem w jakiej jestem sytuacji. Wiem, czy partia układa się dobrze, jakie są szanse na zwycięstwo, co mogę zrobić ja, a jakie pole manewru ma rywal. W Fantasy Premier League dochodzi jednak ważny element, który może wszystko przewrócić do góry nogami. To szczęście – powiedział i trudno się z tym nie zgodzić.
– To trochę jak obstawianie u bukmacherów. Możesz sobie pomóc, jeśli przed wskazaniem swoich typów uzbroisz się w odpowiednią wiedzę i dane. Nawet jednak w takim wypadku musisz liczyć na to, że fortuna będzie ci sprzyjać – kontynuował. – Mnie udało się połączyć te dwa światy i cały czas z dumą wspominam moment, gdy zostałem numerem jeden na świecie – zakończył.
GWIAZDA ROCKA
Co ciekawe, powiązania szachów z piłką nożną mają dużo starszy i szerszy kontekst. W kraju, w którym Magnus Carlsen przyszedł na świat, już wcześniej dostrzeżono, że to co dzieje się na boisku, niewiele różni się od wydarzeń, które mogą mieć miejsce na szachownicy. Odkrył to słynny Egil Olsen, były selekcjoner reprezentacji Norwegii, który był wielkim fanem szachów. Jego zdaniem, skoro w kraju nie było wystarczająco wielu dobrych piłkarzy, to należało przenieść ciężar rywalizacji z mocniejszymi zespołami na inne aspekty, takie jak choćby taktyka czy odpowiednie rozpracowanie przeciwnika. Udawało się to z różnym skutkiem, ale stwarzało szanse, by zaskoczyć rywala nie tylko atletyzmem i siłą fizyczną przynależną drużynom z Północy.
Nawiasem mówiąc, zakrojone na szeroką skalę analizy stosuje się dzisiaj do programowania karier zawodników. Najlepszym przykładem jest Memphis Depay, który nie mógł zrozumieć, dlaczego mimo ciężkiej pracy i talentu, nie poszło mu w Manchesterze United. Zgłosił się więc do firmy analitycznej, która wrzuciła wszystkie możliwe dane do komputera i przedstawiła mu kluby, w których mógłby wznieść się na wyższy poziom. Holender wybrał Olympique Lyon i jak pokazał miniony sezon, trafił w dziesiątkę. Wszystko z kolei dzięki szachom, które stały się inspiracją dla Gielsa Brouwera, założyciela firmy SciSport.
Jeśli zaś chodzi o związki Carlsena z piłką nożną to nie ograniczają się one wyłącznie do analizy danych i ślęczenia w materiałach statystycznych. Norweg jest również wiernym kibicem Realu Madryt i dostąpił zaszczytu symbolicznego pierwszego kopnięcia piłki w trakcie ligowego meczu Królewskich z Realem Valladolid. Bardzo możliwe, że nigdy nie miałby ku temu okazji, gdyby nie jego styl bycia. Carlsen nie przypomina bowiem smutnych panów w garniturach, którzy w czasach zimnej wojny godzinami rozgrywali mecze, których wynik miał wykazać wyższość jednej strony globalnego konfliktu nad drugą. Norweski arcymistrz, preferuje szybkie partie, a zdecydowanie najlepiej czuje się w tzw. blitzu. Jego styl gry ma nierozerwalny związek ze sposobem życia i tym, że mimo wierności szachom, udało mu się zrównać swój tytuł z byciem sportową gwiazdą. Magazyn „Time” umieścił jego nazwisko na liście najbardziej wpływowych ludzi, a kolejni sponsorzy i reklamodawcy ustawiają się do Carlsena w długiej kolejce. Jak się okazało, bycie zakochanym w piłce nożnej mózgowcem było bardziej sexy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, a w przypadku Norwega jedynie zwiększyło jego popularność. Mądrala, który nie tylko jest szachowym mistrzem, ale z powodzeniem odnajduje się również w świecie futbolu? Znakomity sposób na życie i marketingowy majstersztyk. Parafrazując tytuł ostatniego szlagieru od Netflixa, a także znane otwarcie szachowe, mamy tu do czynienia z prawdziwym Gambitem Króla.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 51-52/2020)