Los Angeles Galaxy mieli w tym sezonie nawiązać do największych sukcesów w historii klubu, a tymczasem stali się najgorszym zespołem w całej Major League Soccer.
MARCIN HARASIMOWICZ
LOS ANGELES
Spektakularna klapa kosztowała Guillermo Barrosa Schelotto posadę szkoleniowca, a kibice mają też już dość Javiera Hernandeza, okrzykniętego największą transferową pomyłką tego roku za oceanem.
A miało być tak pięknie… Trener z nazwiskiem, mający za sobą duże sukcesy nie tylko jako opiekun Boca Juniors, ale także wcześniej jako piłkarz w MLS (z Columbus Crew doszedł do finału w 2008 roku, samemu będąc wybranym MVP ligi), a do tego obiektywnie jeden z najmocniejszych składów personalnych, naszpikowany – jak na amerykańskie warunki – gwiazdami. Eksperci powszechnie wymieniali Galaxy w przedsezonowych prognozach jako jednych z faworytów do mistrzowskiego tytułu. Pomóc miał w tym hitowy transfer ulubieńca meksykańskiej publiczności, czyli Chicharito, za którego zapłacono Sevilli około 9 mln dolarów, samemu piłkarzowi oferując roczne zarobki w wysokości ponad sześciu milionów.
Nowy generalny menedżer klubu Dennis te Klose, wcześniej pełniący funkcję dyrektora reprezentacji El Tri, znał doświadczonego napastnika znakomicie. Liczył, że ten nie tylko stanie się jednym z najlepszych piłkarzy MLS i w ataku godnie zastąpi Zlatana Ibrahimovicia (52 gole w 56 meczach!), ale także będzie odpowiedzią Galaxy dla lokalnego konkurenta LAFC, wychodzącego na prowadzenie w nieformalnej batalii o serca i portfele sympatyków futbolu w południowej Kalifornii. Kibice zareagowali entuzjastycznie – aż 85 procent odnowiło abonamenty na nowy sezon.
Tymczasem – wydawałoby się – skazany na sukces eksperyment okazał się klapą o galaktycznych rozmiarach. 32-letni Hernandez, mający za sobą występy w Realu Madryt i Manchesterze United, a także całkiem przyzwoitą karierę w Bayerze Leverkusen, nie udźwignął ciężaru odpowiedzialności. Już w marcu zagrał bardzo słabo w dwóch meczach, na lipcowy turniej w Orlando przyleciał z wyraźną nadwagą, a od tego czasu albo zmaga się z urazami, albo prezentuje kompletny brak formy. Dość powiedzieć, że w całym roku 2020 zagrał w zaledwie dziesięciu spotkaniach i strzelił tylko jednego gola. Mało tego – oddał zaledwie cztery celne strzały na bramkę! Z pierwszych siedmiu meczów ze słynnym Meksykaninem w składzie Galaxy nie wygrali żadnego. Nic więc dziwnego, że piłkarz został poddany olbrzymiej krytyce.
– W Holandii mówimy, że największe drzewa są najbardziej narażone na wichury – mówi filozoficznie Te Klose, ale nawet on doskonale zdaje sobie sprawę, że inwestycja nie spłaca się tak, jak powinna.
„Davidowi Beckhamowi zajęło dwa lata, aby odnaleźć się w MLS, a Chicharito jest tutaj dopiero od dziewięciu miesięcy. Ta świadomość może dawać mu nadzieję na lepsze czasy. Innych pozytywów nie widać”- czytamy w „Sports Illustrated”.
Zrzucanie jednak całej winy na wątłe barki schorowanego Chicharito, który ma zresztą jeszcze dwa lata obowiązującego kontraktu, byłoby jednak daleko idącym uproszczeniem. Schelotto, niegdyś wybitny argentyński playmaker, stanowiący obok Martina Palermo o sile Boca Juniors miał nawiązać do sukcesów ekipy prowadzonej przez Bruce’a Arenę. Opiekun Galaxy namówił na przeprowadzkę do Los Angeles wysoko cenionego reprezentanta Albiceleste Cristiana Pavona, ale nic więcej dobrego o jego pobycie w Galaxy powiedzieć się nie da. Pavon spełnił oczekiwania i został gwiazdą ligi (13 goli, 15 asyst w 31 meczach), ale zespół gra tragicznie.
Nie da się logicznie wytłumaczyć, dlaczego tak słabo idzie drużynie, w której aż roi się od weteranów ze znaczącym dorobkiem w Europie – by wymienić tylko Jonathana dos Santosa (kiedyś Villarreal), Emiliano Insuę (Liverpool), Giancarlo Gonzaleza (Bologna) i Sebastiana Llegeta (West Ham), nie zapominając o wielkim talencie, chwalonym wcześniej przez samego Zlatana, 18-letnim Efrainie Alvarezie. Pod koniec października ekipa prowadzona przez Schelotto spadła na ostatnie miejsce w Konferencji Zachodniej, mając na koncie jedynie 18 punktów w dwudziestu meczach i tracąc przy tym aż 42 gole, najwięcej w MLS! W tej sytuacji zmiana okazała się konieczna. Schelotto zwolniono po kolejnej zawstydzającej porażce 3:6 z Portland Timbers (dwie bramki Jarosława Niezgody), a do roli tymczasowego trenera skaperowano weterana Dominica Kinneara. Reakcja drużyny była pozytywna. Galaxy pokonali u siebie Real Salt Lake 2:1, a piłkarzom jakby bardziej chciało się biegać po boisku. – Wreszcie zespół wyglądał tak, jak spodziewaliśmy się przed rozpoczęciem sezonu – oceniał komentator Cobi Jones, niegdyś znakomity reprezentant USA.
Kinnear ma wyprowadzić drużynę z kryzysu, a następnie przekazać ją w ręce nowego szkoleniowca. Jak spekuluje ESPN, głównym kandydatem jest w tym momencie uważany za najlepszego piłkarza w historii klubu Robbie Keane. 40-latek do niedawna był asystentem w Middlesbrough i reprezentacji Irlandii, ale aktualnie pozostaje bez pracy. Obie strony już rozpoczęły wstępne negocjacje i wydaje się, że powinny dojść do porozumienia. Klubowa legenda, a zarazem trzykrotny mistrz MLS, to chyba właściwe antidotum na obecne problemy Galaxy. Tym bardziej że lokalny rywal LAFC nie spuszcza z tonu i znów będzie się liczył w walce o awans do ścisłego finału.
„Kadencja Schelotto była niepowodzeniem, ale jego dymisja nie rozwiąże wszystkich problemów rozbitego zespołu” – napisał Jeff Carlisle i trudno się z tym nie zgodzić. Nawet Ibrahimović nie potrafił poprowadzić tej drużyny do mistrzowskiego tytułu, a przecież wcześniej wygrywał trofea w każdej lidze. Działacze Galaxy powinni zrobić rachunek sumienia. Czternaście lat temu, ściągając z Realu Davida Beckhama, klub z Los Angeles znalazł się na ustach piłkarskiego świata. Teraz nie jest numerem jeden nawet na lokalnym rynku i walczy o przetrwanie.