Przejdź do treści
Fundament pod Katar

Polska Reprezentacja Polski

Fundament pod Katar

– Kiedy ostatni raz przyszedłem na konferencję prasową, musiałem przepraszać za błąd, teraz przyszedłem z uśmiechem na twarzy. Dokonaliśmy czegoś wielkiego! Chyba pierwszy raz w historii reprezentacja Polski awansowała na drugi mundial z rzędu – mówił po meczu ze Szwecją Grzegorz Krychowiak. Rozminął się z historyczną prawdą, tym razem jednak nikt nie oczekuje przeprosin za błąd, bo co do meritum się nie pomylił – reprezentacja Polski w istocie dokonała dużej rzeczy.



PAWEŁ GOŁASZEWSKI, PRZEMYSŁAW PAWLAK

Po raz dziewiąty w historii i po raz drugi z rzędu reprezentacja Polski weźmie udział w finałach mistrzostw świata, natomiast w przeszłości było i tak, że biało-czerwoni kwalifikowali się na mundial nawet cztery razy z rzędu (1974-86). Inna sprawa, że nie w przeszłości Krychowiaka, bo urodził się w 1990 roku. Z kolei udziały dwa razy z rzędu w najważniejszym turnieju piłkarskim w latach 2002 i 2006 niezupełnie warte są przechowywania w pamięci, więc miał Grzegorz uzasadnione powody, by je pominąć. Krótko mówiąc – jest usprawiedliwiony. Co prawda nie wiadomo, z jakiej ważnej przyczyny – poza tą, że brał w nim udział – nie pominął również mundialu w 2018 roku, gdyż on z polskiej perspektywy też nadaje się głównie do zapomnienia, ale istotą sprawy jest, aby na tym nadchodzącym, który wystartuje już pod koniec listopada, reprezentacja Polski wreszcie odegrała większą rolę. Ostatni raz bowiem pokonała pierwszą fazę turnieju 36 lat temu – nie tylko Krychowiaka nie było wówczas na świecie.

Ważna żółta kartka

Krychowiak odegrał istotną rolę w pokonaniu Szwedów. Przed rozpoczęciem marcowego zgrupowania selekcjoner Czesław Michniewicz miał wątpliwości czy piłkarz AEK Ateny będzie w stanie wznieść się na poziom międzynarodowy, rozgrywając jeden mecz o ligowe punkty od początku grudnia. Zresztą podobne rozterki miał też zawodnik. Towarzyskie spotkanie ze Szkocją pokazało, że były uzasadnione, więc Krychowiak rozpoczął finał baraży o mundial na ławce rezerwowych.

– Po żółtej kartce zawołałem Jacka Góralskiego: – Nie możesz grać teraz w kontakcie, omijaj przeciwników. – Trenerze, trzeba jeszcze podostrzyć. – Nie, Góral, niczego już nie podostrzaj – ze swadą opowiadał już po meczu Michniewicz. – Przed spotkaniem przedstawiłem Jackowi Góralskiemu sprawę jasno: dostaniesz żółtą kartkę, pięć minut później zdejmuję cię z boiska. Trwało to trochę dłużej, bo kończyła się pierwsza połowa.

Żółta kartka dla Góralskiego odegrała więc ważną rolę w całym meczu, gdyż po przerwie na boisko wszedł Krychowiak i kilkadziesiąt sekund później wywalczył rzut karny, który zupełnie niesparaliżowany stawką spotkania wykonał z ogromnym spokojem Robert Lewandowski. Tymczasem pierwotny pomysł sztabu szkoleniowego zakładał, że zawodnik AEK Ateny wejdzie do gry w okolicy 60. minuty.

Rzut karny wzbudził oczywiście dyskusje po stronie szwedzkiej: – Jeśli przeciwnik pytany o to czy jedenastka została słusznie podyktowana, odpowiada, że nie wie czy faulował, znaczy, że rzut karny był ewidentny – wyjaśnił Krychowiak. Niemniej, zostawienie Krychowiaka na ławce podziałało… dobrze na zawodnika. Po pierwsze, został uprzedzony przez Michniewicza o podjęciu takiej decyzji, więc nie było mowy o obrażaniu się na selekcjonera, po drugie – po meczu ze Szkocją, gdy na Krychowiaka spadła zasłużona krytyka, był zmotywowany, by udowodnić, że niewłaściwe są oceny jego roli w reprezentacji.

– Wchodząc z ławki rezerwowych, chcesz pokazać trenerowi, że się pomylił – kontynuował Krychowiak, a z uśmiechem przysłuchiwał się słowom piłkarza, siedzący obok niego Michniewicz. – To był dla mnie trudny moment, najważniejsza jest jednak reakcja. Wiele osób pyta mnie, jakie są konsekwencje faktu, że nie chciałem dłużej grać w Rosji. Między innymi właśnie takie – nie zacząłem meczu ze Szwecją w wyjściowej jedenastce. To bolało, ale jestem zawodnikiem, który potrzebuje regularnej gry, a dwa tygodnie nie trenowałem, długo nie występowałem w lidze, zdawałem więc sobie sprawę, że selekcjoner może podjąć taką decyzję, była zrozumiała. Ten sukces smakuje doskonale! Rewanż za porażkę ze Szwecją w finałach mistrzostw Europy smakuje doskonale! Cały zespół z trenerem na czele wykonał fantastyczną pracę w krótkim czasie.

– Już nigdy nie będziesz siedział na ławce – wtrącił się Michniewicz.

(…)

Skład znany od piątku

Michniewicz przed meczem ze Szwedami podjął kilka trudnych decyzji, gdyby przegrał, musiałby się z nich tłumaczyć. Inna sprawa, że okoliczności część z nich wymusiła sytuacja. Założeniem była gra trzema środkowymi obrońcami – obowiązkowo z jednym lewonożnym środkowym defensorem oraz lewonożnym wahadłowym. Tyle że mecz ze Szkocją negatywnie zweryfikował Arkadiusza Recę, Marcin Kamiński też nie do końca spełnił oczekiwania selekcjonera, w dodatku Arkadiusza Milika wyłączył z gry uraz. Względem meczu ze Szkocją Michniewicz dokonał sześciu zmian, co też miało wagę, bowiem od pierwszej minuty spotkanie rozpoczęli zawodnicy wypoczęci, a Szwedzi mieli w nogach dogrywkę w starciu z Czechami. W efekcie doszło również do zmiany ustawienia, biało-czerwoni zagrali czterema obrońcami, z prawonożnym Bartoszem Bereszyńskim z lewej strony defensywy. Zawodnik Sampdorii Genua dostał przykaz, by mieć zawsze przed sobą Dejana Kulusevskiego, by nie dopuszczać do pojedynków biegowych ze Szwedem, między innymi dlatego nie zaznaczył swojej obecności w akcjach ofensywnych, odwrotnie niż po prawej stronie Matty Cash. Selekcjoner nie działał jednak w popłochu, bo skład na finał baraży miał w głowie już dzień po meczu ze Szkocją – zresztą podzielił się nim w samolocie z Glasgow do Katowic z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, Cezarym Kuleszą oraz prezesem Pomorskiego ZPN i członkiem zarządu federacji, Radosławem Michalskim.

Po ostatnim gwizdku sędziego, Daniele Orsato, Michniewicz wzruszony padł na kolana: – Przed oczami przeszło mi całe życie. Cała Polska czekała na nasz sukces. Miałem ochotę cieszyć się z zawodnikami, ale chciałem popatrzeć na radość zawodników z boku. Na sztab, na wszystkich ludzi, którzy tworzą reprezentację. Ten obraz zostanie ze mną długo – mówił selekcjoner.

– Czy mecz ze Szwecją można traktować jako optymistyczny prognostyk przed wyjazdem do Kataru? Najpierw to trzeba do Kataru w ogóle pojechać, przed drużyną Liga Narodów, historia uczy, że nie wystarczy wejść na turniej, by w tym turnieju wziąć udział – dodał z uśmiechem. – Chciałbym, żeby spotkanie ze Szwecją było fundamentem dla reprezentacji, ale pod co – tego jeszcze nie wiem.

Uratowane pokolenie

Dla federacji wygrana ze Szwecją była warta grubą kasę. FIFA wypłaci PZPN 12 milionów dolarów (10 milionów za awans, 2 miliony na przygotowania zespołu do turnieju), czyli mowa o blisko 50 milionach złotych i to bez liczenia bonusów zawartych w umowach z partnerami marketingowymi federacji. Dzień po meczu do Kataru, na losowanie grup MŚ, wyruszyła pierwsza część polskiej delegacji – Kulesza, wiceprezesi PZPN Wojciech Cygan oraz Henryk Kula, sekretarz generalny Łukasz Wachowski czy Łukasz Gawrjołek. Dzień później stawili się na miejscu między innymi Jakub Kwiatkowski, a także selekcjoner. Punktem kulminacyjnym było rzecz jasne losowanie turniejowych grup, ale przedstawiciele PZPN odbyli też spotkania dotyczące bazy biało-czerwonych w trakcie mundialu. Na marcowym zgrupowaniu miało też dojść do ustalenia wysokości premii dla zawodników za awans do finałów mistrzostw świata, tyle że spotkanie Kuleszy z reprezentantami się nie odbyło – wiadomo więc tyle, że premie nie będą niższe niż poprzednio, kiedy do podziału federacja przeznaczyła 10 milionów złotych.

W opublikowanym filmie na kanale „Łączy Nas Piłka”, przedstawiającym kulisy starcia na Stadionie Śląskim, Michniewicz podczas uroczystej kolacji przytoczył słowa Wojciecha Szczęsnego z tunelu przed wyjściem na murawę. – Takiego meczu w historii polskiego futbolu jeszcze nie było. Nigdy się bowiem nie zdarzyło, aby jedno spotkanie decydowało o awansie na mistrzostwa świata, ale także o wielu innych względach. Byłem wzruszony jak Wojtek w tunelu powiedział, że gramy o ostatni mundial jego, Lewego, Krychy – powiedział selekcjoner. – No, gdzie! – wtrącił kapitan z uśmiechem. – Trochę Wojtka poniosło, ale był zdenerwowany, więc możemy mu wybaczyć – odpowiedział Michniewicz.

Słowa Szczęsnego nie były jednak wyssane z palca. Golkiper Juventusu doskonale zdaje sobie sprawę, że jest coraz bliżej mety kariery i przez kolejne cztery lata może chociażby stracić bluzę z numerem jeden w reprezentacji. Co do przygotowania fizycznego Lewandowskiego można być dzisiaj spokojnym, ale co będzie przy okazji World Cup 2026? Tego nie wie nikt, nawet taka maszyna może ulec uszkodzeniu. Szczęsny nie wymienił w tunelu dwóch piłkarzy, którzy będą powoli schodzić z reprezentacyjnej sceny. Mowa o Kamilach: Gliku i Grosickim – urodzili się w 1988 roku i trudno oczekiwać, aby w wieku 38 lat stanowili jeszcze podporę biało-czerwonych.

Każdy z liderów drużyny narodowej, czyli Szczęsny, Glik, Krychowiak i Lewandowski udźwignął ciężar spotkania ze Szwecją. Każdy z nich ma jednak do udowodnienia, że będą w stanie także dowodzić zespołem przy okazji katarskiego turnieju. Szczęsny czeka na swoją wielką imprezę, bo do tej pory w trakcie mistrzostw świata czy Europy zawsze zaliczał jakąś wpadkę – jeśli nie na boisku, to z gry wyłączał go uraz. – Nie dawałem dużo reprezentacji w ostatnim czasie i trochę zeszło ze mnie napięcie po tym meczu – powiedział po spotkaniu w Chorzowie na antenie TVP Sport. Glik ostatni mundial przez pechową kontuzję barku zaczął dopiero od końcówki drugiego meczu z Kolumbią. Krychowiak natomiast został obwiniony o katastrofę przy okazji zeszłorocznego Euro, więc też ma swoje do udowodnienia.

(…)

CAŁY TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (14/2022)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024