Fortuna 1. Liga: Szok i niedowierzanie w Tychach
Takiego obrotu spraw w Tychach chyba nikt się nie spodziewał. Prowadzony przez Ryszarda Tarasiewicza GKS prowadził już z Olimpią Grudziądz różnicą dwóch trafień, jednak ostatecznie pozwolił rywalowi odrobić straty, a następnie zadać decydujący cios. Ergo? Goście wygrali (3:2).
Ryszard Tarasiewicz liczył na dużo więcej (fot. Łukasz Skwiot)
Tyszanie pozostają niepokonani od 21 sierpnia. Od tego czasu wygrali w lidze cztery mecze i dwa kolejne zremisowali, a jakby tego było mało dorzucili na swoje konto zwycięstwo w Pucharze Polski. Nic więc dziwnego, że przed sobotnim starciem więcej szans na odniesienia zwycięstwa dawano właśni GKS-owi.
Jak się okazało, gospodarze nie potrzebowali zbyt dużo czasu, by udokumentować swoją wyższość. Już bowiem w 10. minucie w polu karnym Olimpii znalazł się Marcin Biernat, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego skierował piłkę do siatki.
GKS nie poszedł za ciosem i długo kazał czekać swoim kibicom na kolejnego gola. Ten padł dopiero po przerwie, a zdobył go Łukasz Grzeszczyk, który jedynie dopełnił formalności celnym uderzeniem po podaniu Bartosza Szeligi.
Gości było jeszcze stać w końcówce na zdobycie bramki kontaktowej, ale wydawało się, że na tym się skończy. W 87. minucie swojego gola zdobył Omran Haydary i przy Edukacji zrobiło się nerwowo.
W doliczonym czasie gry sędzia podyktował rzut karny dla Olimpii, a jego pewnym egzekutorem okazał się Haydary i na trybunach zapanowała konsternacja, ale jak się okazało, to był dopiero wstęp do koszmaru, który miał się stać udziałem podopiecznych Tarasiewicza.
Olimpia poszła bowiem za ciosem i skoro rywal nie oponował, to zdobyła także trzeciego gola. Wynik ustalił Joao Augusto i GKS zamiast trzech punktów, nie dopisał na swoje konto ani jednego. Niesamowita historia.
gar, PiłkaNożna.pl