Przejdź do treści
Finał Pucharu Polski 2017. Rachunki do wyrównania

Polska

Finał Pucharu Polski 2017. Rachunki do wyrównania

Lech Poznań w finale Pucharu Polski zagra po raz trzeci z rzędu. Arka Gdynia na taki przywilej musiała czekać trochę dłużej niż rok, bo dokładnie… 38 lat. Zresztą w 1979 roku zagrała w meczu decydującym o tym, w czyje ręce trafi puchar, po raz pierwszy. Wygrała, na pewno jednak nie czyni to z zespołu z Gdyni faworyta w starciu z Kolejorzem, które rozpocznie się 2 maja punktualnie o godzinie 16.00 na PGE Narodowym w Warszawie.

MICHAŁ CZECHOWICZ, PRZEMYSŁAW PAWLAK, KONRAD WITKOWSKI

Przygotowania do finału ruszyły pełną parą już kilkanaście tygodni temu. Mecz będzie miał o tyle wyjątkową oprawę, gdyż z jednej strony zmierzą się drużyny, których kibice są zaprzyjaźnieni, z drugiej – finał odbędzie się w Warszawie, a więc na terenie Legii, która akurat dobrych relacji z fanami Lecha i Arki nie ma. Wiadomo, że sympatycy Kolejorza wysiądą ze specjalnie zorganizowanych pociągów na dworcu Warszawa Stadion, skąd w eskorcie policji przejdą na trybunę północną PGE Narodowego, natomiast fani Arki przyjadą na Dworzec Wschodni, ale w połowie zeszłego tygodnia nie było jeszcze pewne czy na mecz udadzą się pieszo, czy zostaną przewiezieni autobusami. Policja nie wykluczała również, że do stolicy zostaną sprowadzone posiłki, aby pomóc w zabezpieczeniu imprezy. W tym miejscu istotne jest rozgraniczenie odpowiedzialności – za wszystko to, co będzie działo się na mieście, odpowiada policja, bowiem odpowiedzialność organizatora meczu, czyli Polskiego Związku Piłki Nożnej kończy się tam, gdzie bramy stadionu. 

Nowiusieńka murawa

PZPN do meczu przygotowywał się według standardowych procedur towarzyszących wszystkim innymi spotkaniom, które organizuje. Na trybunach nie zasiądzie jednak komplet widzów, choć bilety – w cenach 30 i 40 złotych, a zatem niewygórowanych – rozeszły się bez większych problemów. Fakt, że mecz obejrzy mniej kibiców niż choćby spotkania reprezentacji na PGE Narodowym wynika z tego, że na trybunach utworzono specjalne miejsca buforowe, aby oddzielić fanów z Gdyni i Poznania od kibiców neutralnych. W zeszłym tygodniu udało się jednak odzyskać około 3,5 tysiąca miejsc, bilety trafiły do sprzedaży, dlatego można zakładać, że na stadionie zasiądzie nieco mniej niż 50 tysięcy widzów. Piłkarze Arki i Lecha natomiast zagrają na nowo ułożonej przed spotkaniem o PP murawie. Koszty położenia trawy naturalnie leżą po stronie stadionu.
– Przewaga pod względem umiejętności piłkarskich będzie po naszej stronie. Mamy jednak duży szacunek do Arki, awans do finału Pucharu Polski to duże osiągnięcie – mówił przed spotkaniem bramkarz Lecha Jasmin Burić. Nie tylko jednak umiejętności sportowe każą w zespole z Poznania upatrywać faworytów. Spora część zawodników Kolejorza brała już udział w finale Pucharu Polski, czyli wiedzą jak smakuje mecz o stawkę przy wypełnionych trybunach. 

– Ubiegłoroczny mecz Lecha z Legią oglądałem: dużo było kalkulowania, walki, siłowej gry, a bramka padła dość przypadkowo – średnio przyjemne dla oka zawody. Natomiast jeśli chodzi o finał sprzed dwóch sezonów, przyznam szczerze, że nawet nie wiem, jaki był wynik. Lech dwukrotnie był blisko zdobycia Pucharu Polski, a że jest takie porzekadło: do trzech razy sztuka, liczę, że ze mną w składzie uda się wywalczyć trofeum – mówi Radosław Majewski. – Z wysokości trybun może wydawać się, że to Lech jest faworytem, bo gra z niżej notowaną Arką. To jednak złudne, całkiem niedawno graliśmy u siebie z Górnikiem Łęczna, byliśmy typowani do zwycięstwa, a mecz zakończył się remisem 0:0. Gdybyśmy wyszli na boisko z nastawieniem, że jesteśmy faworytami, a rywale się przed nami położą, czekałby nas bardzo trudny mecz. A tego nie chcemy. Jestem zwolennikiem gry w piłkę, a nie kalkulacji i fizycznej przepychanki. Pod względem piłkarskim jesteśmy w stanie rozegrać dobry mecz, pokazujemy to w lidze. Nikogo z nas nie przerazi ranga finału czy obecność około 50 tysięcy widzów na trybunach. Podczas pobytu w Anglii grałem już przy takiej publiczności, choćby przeciwko Newcastle United na St James” Park. Na Stadionie Narodowym też już miałem okazję wystąpić, w 2013 roku w tym nieszczęsnym meczu z Ukrainą…

Czas rewanżu

Na miniony piątek oba zespoły miały w kalendarzy mecze Lotto Ekstraklasy, oba występowały w roli gospodarza, ma to niebagatelne znaczenie, gdyż udało się uniknąć powrotów z meczów wyjazdowych, co z kolei pomogło zawodnikom w szybszej regeneracji. Ani Lech, ani Arka nie mogły sobie pozwolić na swobodniejsze podejście do meczów ligowych, ponieważ poznaniacy są zaangażowani w walkę o mistrzostwo Polski, natomiast Arka gra o utrzymanie. To, że finaliści Pucharu Polski zagrali w piątek na własnych stadionach było dziełem przypadku, a dokładniej układu tabeli po rundzie zasadniczej, natomiast Departament Logistyki Rozgrywek Ekstraklasy S.A. zadbał o to, aby oba zespoły mogły zagrać już w piątek, a już po meczu na PGE Narodowym, żeby w kolejnej kolejce ligowej wystąpiły najwcześniej w niedzielę. 


– Nie zamierzam wybrzydzać na terminy, przychodząc do Arki wiedziałem na co się piszę. Po prostu musimy temu sprostać – mówi Leszek Ojrzyński, który od niedawna odpowiada za wyniki gdynian, a los tak sprawił, że w Pucharze Polski poprowadzi zespół od razu w finale, bo we wcześniejszych fazach rozgrywek trenerem był Grzegorz Niciński. – Spotkanie z Lechem będzie dla nas rzecz jasna bardzo ważne, z tyłu głowy musimy mieć jednak ligę. Bo doskonale pamiętam, że trzy lata temu w finale grało Zagłębie Lubin, które chwilę później spadło z ekstraklasy. 

Według planu Arka miała do Warszawy przyjechać autokarem w poniedziałek. Po ligowym meczu z Piastem podopieczni Ojrzyńskiego nie mieli rzecz jasna w zamysłach mocnych treningów. W sobotę miał odbyć się rozruch, niedziela miała być już wolna, a w poniedziałek znowu rozruch, tyle że na PGE Narodowym: – Do tego odprawy taktyczne. Mam pewien sposób na Lecha. Na pewno będę też chciał wykorzystać do zmotywowania chłopaków ostatni mecz w Gdyni z Kolejorzem, kiedy Lech wygrał zdecydowanie. To ma być czas naszego rewanżu. Mojego również, tak się złożyło bowiem, że z Lechem mam rachunki do wyrównania, nacisnął mi na odcisk. Po meczach z poznaniakami traciłem pracę w Górniku Zabrze i Podbeskidziu Bielska-Biała – uśmiecha się Ojrzyński. Krótko mówiąc, Arka przygotowywała się do finału PP, niemalże tak samo jak do innych spotkań. W Poznaniu podeszli do tematu nieco inaczej: – Trenowaliśmy w porze finału, czyli o 16.00, godziny posiłków też zostały specjalnie do tego podporządkowane. Wszystko zostało tak zaplanowane, aby nasze organizmy były w pełni gotowe na mecz – opowiada Majewski. Tymczasem gdynianie szanse na sukces widzą między innymi w tym, że finał to tylko jedno spotkanie, a nie dwumecz: – Przygotowanie mentalne będzie kluczowe. My nie mamy nic do stracenia, będzie nam towarzyszyła mniejsza presja. Dla wielu zawodników ten mecz jest szansą na największy sukces w karierze, to może być coś pięknego. Musimy mieć pasję w tym meczu, jak… Wigry Suwałki w Gdyni – mówi Damian Zbozień.

– Trzeba zagrać jak fighterzy – wtóruje mu Ojrzyński. Ale to nie jest tak, że w Poznaniu zawodnicy są nasyceni sukcesami: – Dla mnie będzie to szansa na pierwsze trofeum w karierze, do tej pory wywalczyłem jedynie brązowy medal mistrzostw Polski z Jagiellonią Białystok. Chcemy pokazać agresywną grę, dominować na boisku – zapowiada Maciej Gajos, a Tomasz Kędziora dodaje: – Puchar Polski to jedyne, czego brakuje mi do wygrania w kraju. Mam nadzieję, że 2 maja się to zmieni. Trofea są najważniejsze w życiu piłkarza, o nich wspomina się po zakończeniu kariery. A skoro w dwóch poprzednich finałach z naszym udziałem wygrywali faworyci, czemu tym razem miałoby być inaczej?

Mocna psycha

Przygotowanie mentalne ma o tyle znaczenie, że przecież nie można wykluczyć, że aby wyłonić zwycięzcę potrzebny będzie konkurs rzutów karnych. Zawodnicy z Gdyni jedenastki mieli ćwiczyć w poniedziałek w Warszawie. Ojrzyński wychodzi z założenia, że w treningu można pewne rzeczy wypracować, ale w meczu, kiedy ładunek emocjonalny jest zdecydowanie inny, o wszystkim i tak decyduje „mocna psycha”. 

– Chyba lepiej będzie, jak nie podejdę do piłki – żartuje Majewski. – W 2009 roku jako zawodnik Polonii Warszawa grałem przeciwko Lechowi w półfinale Pucharu Polski, o awansie musiała rozstrzygnąć seria jedenastek. Przegrywaliśmy już 0:2, kiedy przyszła moja kolej. Piłka odbiła się od poprzeczki i chyba do tej pory gdzieś jeszcze leci.

– Jeśli dojdzie do rzutów karnych, chciałbym strzelać. Jestem wytypowany do egzekwowania jedenastek w spotkaniach ligowych, więc nie boję się odpowiedzialności. Właściwie od zawsze, nawet już w juniorach, brałem na barki ich wykonywanie – odważnie zapowiada Dawid Kownacki. – Zdobywca Pucharu Polski ma zagwarantowane miejsce w europejskich pucharach, jest o co się bić. Wiemy, jak gra się na PGE Narodowym, poznaliśmy atmosferę panującą podczas finału. Niezwykle ważny będzie początek meczu. W tym sezonie kiedy szybko zdobywamy bramkę, zazwyczaj spotkania kończą się dla nas okazałymi zwycięstwami. Natomiast gdy przeciwnik długo wytrzymuje nasze ataki, czasami robi się gorąco. Krótko mówiąc – trzeba zrobić swoje i zabrać Puchar Polski do Poznania. 

Arka przygodę z rozgrywkami w tym sezonie rozpoczęła od I rundy, kiedy jej rywalem była Rominta Gołdap. Następnie zespół zostawił w pokonanym polu Olimpię Zambrów, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Drutex-Bytovię Bytów i Wigry. Nie była to szczególne wymagająca ścieżka, gdynianie w drodze do finału nie musieli zmierzyć się z żadną drużyną z ekstraklasy. Lech do gry wszedł później, bo w 1/16 finału, kolejno eliminował Podbeskidzie Bielsko-Biała, Ruch Chorzów, Wisłę Kraków oraz Pogoń Szczecin. O finał było więc zdecydowanie trudniej.

– Właściwie we wszystkich meczach w tej edycji spisywaliśmy się bez zarzutu – mówi bez ogródek Burić – W półfinale z Pogonią wypracowaliśmy sobie dużą przewagę w pierwszym starciu, więc w spotkaniu rewanżowym mieliśmy ułatwione zadanie. Nie było trudno dojść do finału. Nie mieliśmy żadnych problemów, praktycznie każdy mecz był pod naszą kontrolą. 

Zawodnicy i sztaby szkoleniowe obu zespołów mają obiecane dodatkowe premie za wywalczenie Pucharu Polski, kluby na udziale w finale też swoje zarobią…

Puchar znaczy biznes

Zmiana wizerunku rozgrywek o Puchar Polski jest uznawana za jeden ze głównych sukcesów ekipy Zbigniewa Bońka w Polskim Związki Piłki Nożnej. W poprzednim obozie władzy rozgrywki były kojarzone z kolejnym problemem przy którym trzeba było wziąć się za bary z rozróbami chuliganów niż oknem wystawowym dla krajowego futbolu klubowego. Od trzech lat finał rozgrywek pracuje na miano piłkarskiego święta przypisanego do Stadionu Narodowego (umowa obowiązuje do 2020 roku) i daty 2 maja. Poziom sportowy przez większe zainteresowanie czołowych klubów ekstraklasy wzrósł po ubiegłorocznej podwyżce premii w wysokości 110 procent. Triumfator po dodaniu bonusów z kolejnych szczebli pucharowej drabinki ma do podniesienia z murawy minimum milion 185 tysięcy złotych.

– Przez lata kibice czekali na odpowiednie wyróżnienie i podkreślenie elitarnego charakteru marki, jaką jest Puchar Polski – mówi specjalista marketingu sportowego, senior PR consultant z agencji Clue PR, Maciej Parol. – Pamiętajmy, że rozgrywki są integralną częścią futbolowego krajobrazu nad Wisłą od ponad 90 lat. Zabieg polegający na nadaniu odrębnej tożsamości spowodował wzrost prestiżu. Dowodem na to są na przykład wysoce rozpoznawalni sponsorzy, którzy widzą w Pucharze Polski silny potencjał reklamowy i wraz ze swoim potencjałem komunikacyjnym wspierają i promują rozgrywki. Świetnym zabiegiem było dowartościowanie meczu finałowego. Odejście od dwumeczu w 2014 roku przyczyniło się wzrostu atrakcyjności sportowej widowiska. Warto także wspomnieć o lokalizacji oraz dacie wydarzenia. Rozgrywanie finału na Stadionie Narodowym 2 maja, czyli w Dniu Flagi oraz w tzw. długi weekend majowy jest dodatkowym atutem wizerunkowym, który czyni z meczu imprezę dużego formatu oraz przede wszystkim widowisko medialne. Dodatkowym czynnikiem w budowaniu i utrwalaniu prestiżowego wizerunku rozgrywek jest obecność na meczu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Dopiero w zeszłym roku głowa państwa była obecna na meczu po raz pierwszy od wielu lat.

Nie tylko obecność Prezydenta Andrzeja Dudy na ubiegłorocznym finale wpłynęła na reklamę wydarzenia. Zestaw Legii Warszawa i Lecha Poznań w dwóch kolejnych decydujących meczach skutecznie pracował na rangę Pucharu Polski. W ubiegłym roku lawiny chętnych nie wytrzymały serwery serwisu dystrybucji biletów, które padły po kilku chwilach. Wejściówki na sektory neutralne były później sprzedawane z wielokrotnym przebiciem na internetowych aukcjach. To zasługa magii nazw Legii i Lecha. Obawiano się czy bez udziału mistrzów Polski – którzy odpadli z rozgrywek jeszcze w sierpniu w meczu z Górnikiem Zabrze – uda się utrzymać temperaturę wydarzenia. Po części udało się to dzięki awansowi Arki. Kibice beniaminka są od lat zaprzyjaźnieni z fanami Kolejorza.

Po latach bessy rozgrywki zyskały ważnych strategicznych partnerów. Rok temu taki oficjalny tytuł zyskała Polska Grupa Energetyczna S. A., takie same mają browar Łomża czy producent napojów OSHEE. Znaczącym zastrzykiem jest sprzedaż praw transmisyjnych telewizji Polsat. Dalej niezagospodarowana pozostaje działka sponsora tytularnego.

– Na polu promocji samej marki jest jeszcze sporo do zrobienia, w szczególności w takich dziedzinach jak zbudowanie zasięgu w mediach społecznościowych, które doprowadziłoby do zwiększenie atrakcyjności turnieju także z marketingowego punktu widzenia. Uważam, że organizatorzy powinni także pomyśleć nad zmianą godziny rozpoczęcia finałowego spotkania. Pomimo długiego weekendu 16 może być za wczesną porą, aby przyciągnąć przed telewizory większą rzeszę kibiców. Proces utrwalania silnego wizerunku Pucharu Polski może potrwać nawet kilka lat. Obecnie pozycja rozgrywek nie jest tak silna jak Lotto Ekstraklasy czy reprezentacji narodowej. Świadomość pucharu jako marki będzie rosła, a efekty mogą być naprawdę zaskakujące, jeśli organizatorzy dołożą wszelkich starań, aby uczynić rozgrywki jeszcze bardziej interesujące nawet dla kibiców, którzy nie śledzą na bieżąco ligowych zmagań. Dobrym pomysłem może być pójście za przykładami z innych krajów Europy. W Niemczech w celu uatrakcyjnienia meczów pucharowych rozgrywany jest tylko jeden mecz w każdej rundzie, co zwiększa poziom widowiska sportowego. Także godziny i terminy rozgrywania spotkań mogą zostać dostosowane do najlepszego pod tym względem czasu antenowego – kończy Parol.


TEKST OKAZAŁ SIĘ W NOWYM (18/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024