Dziesięć rozegranych meczów wydaje się być miarodajną cenzurką tego, jak po awansie do PKO Bank Polski Ekstraklasy zaprezentowali się beniaminkowie. Który z nich wypada najlepiej? Kto z kolei mocno zderzył się z nowymi realiami?
Warta wiedzie prym wśród beniaminków (fot. Jacek Prondzyński / 400mm.pl)
Poszli za ciosem
Zdecydowanie najbardziej okazałym dorobkiem punktowym, co przecież jest głównym probierzem formy danego zespołu, może pochwalić się Warta Poznań. Podopieczni Piotra Tworka wywalczyli awans do elity dopiero w barażach i przez wielu byli skazywani na pożarcie.
Cztery pierwsze kolejki nowego sezonu wydawały się potwierdzać postawioną wcześniej tezę. Warta nie tylko nie była w stanie wygrać meczu, ale miała problem z tym, by strzelić choćby jednego gola. Żeby jednak oddać sprawiedliwość beniaminkowi, to trzeba podkreślić, że we wspomnianych grach tracił on maksymalnie po jednej bramce, wysyłając tym samym jasny sygnał do rywali, że ogranie go nie będzie taką łatwą sprawą.
Przełamanie nastąpiło w piątej kolejce i jak się okazało, zwycięstwo nad Wisłą Płock (3:1) okazało się punktem zwrotnym w przypadku Warty. Łukasz Trałka i spółka uwierzyli w swoje możliwości, poszli za ciosem i w kolejnych pięciu spotkaniach odnieśli trzy wygrane, pokonując m.in. starych znajomych z poziomu pierwszoligowego, a wiec Podbeskidzie (2:1) i Stal Mielec (1:0). Był to jakościowy skok, ponieważ w ubiegłym sezonie Warta oba mecze wyjazdowe z tymi rywalami przegrała.
Trzynaście punktów zgromadzonych w dziesięciu spotkaniach to bardzo solidny kapitał, który sprawia, że w Poznaniu mogą z optymizmem spoglądać w przyszłość. Co ważne Warta może się pochwalić jedną z najlepszych defensyw w lidze (mniej goli straciły tylko Legia i Pogoń), co w kontekście walki o utrzymanie może mieć decydujące znaczenie.
Worek pełen goli
Na drugim biegunie, szczególnie jeśli spojrzymy na rubrykę straconych goli, znajduje się drużyna z Bielska-Białej. Podbeskidzie chciało od początku sezonu grać ofensywnie i zaprezentować futbol, który nie tylko będzie skuteczny, ale również miły dla oka. Jak pokazał czas, spotkania Górali to niemal zawsze były widowiska i gwarancja wielu goli, jednak niekoniecznie miało to przełożenie na punkty dla beniaminka.
Krzysztof Brede musiał czekać do szóstej kolejki na pierwsze zwycięstwo, a przyszło ono dopiero wtedy, gdy trener postawił na pragmatyzm. Podbeskidzie uszczelniło tyły i zamiast fajerwerków, które jednak nie okazały się jego domeną, zaczęło polować na swoje szanse. Być może wpłynęło to na atrakcyjność meczów Górali, ale im zaczęło przynosić punkty.
W dziesięciu spotkaniach beniaminek zdobył dziewięć „oczek” za dwa zwycięstwa i trzy remisy. Punkty w końcu przyszły, ale bilans 23 straconych goli – najgorszy w całej ekstraklasie – to coś, nad czym zespół Brede cały czas musi pracować.
Test charakteru
Najgorzej z beniaminków prezentuje się Stal Mielec. Słaby start sezonu sprawił, że w klubie nie zamierzali dłużej czekać i dokonali roszady na stanowisku trenera. Dariusza Skrzypczaka zastąpił Leszek Ojrzyński, przed którym postawiono jasny cel – utrzymanie zespołu w ekstraklasie.
Łatwo nie będzie, ponieważ defensywa Stali jest dziurawa niczym szwajcarski ser (więcej w całej lidze traci tylko Podbeskidzie), a i z przodu nie bardzo jest się czym pochwalić.
Światełkiem nadziej jest właśnie osoba Ojrzyńskiego, którego znakiem firmowym jest waleczność i solidność. Prowadzone przez niego drużyny zawsze pokazywały charakter na boisku i ten stempel było widać już podczas debiutu trenera w nowych barwach. Stal dwukrotnie przegrywała w meczu z Zagłębiem Lubin i za każdym razem była w stanie odrobić straty, zdobywając przy okazji niezwykle cenny punkt.
To jasny sygnał, że w Mielcu broni nie złożyli, mimo tego, że po dziesięciu kolejkach mistrz Fortuna 1. Ligi z ubiegłego sezonu jest czerwoną latarnią PKO Bank Polski Ekstraklasy.
Grzegorz Garbacik