Ekstraklasa a przetarg TV. Skok na bank
Sezon 2018-19 Ekstraklasy będzie ostatnim, który zostanie rozegrany na obecnych zasadach. Nie o format rozgrywek chodzi, choć trochę też, bo od sezonu 2019-20 zmieni się liczba spadkowiczów z najwyższej klasy rozgrywkowej, ale przede wszystkim o opakowanie. Liga szykuje się do rekordowej sprzedaży praw mediowych. Jesienią lub wczesną zimą powinniśmy wiedzieć, do kogo trafią najważniejsze pakiety z meczami na żywo.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
W przypadku zmian w przepisach rozgrywek to do dwóch nie doszło, gdyż kluby Ekstraklasy przedstawiły inną koncepcję. 14 lipca w trakcie posiedzenia zarządu PZPN liga zawodowa reprezentowana przez wiceprezesa związku (z ambicjami na wyższą funkcję) do spraw piłkarstwa profesjonalnego
Cezarego Kuleszę postulowała o zwiększenie limitu obcokrajowców spoza Unii Europejskiej do trzech z obowiązujących dwóch. Po przemowie szefa Jagiellonii Białystok zarząd PZPN zdecydował przychylić się do tej zmiany, pod warunkiem jednak, że wzorem choćby I ligi w rozgrywkach Ekstraklasy będzie obowiązywał również przepis o obowiązku gry młodzieżowca. I taka odpowiedź powędrowała do spółki zarządzającej najwyższą klasą rozgrywkową.
SYSTEM ZA MŁODZIEŻOWCA
W trakcie czerwcowych i lipcowych obrad rady nadzorczej Ekstraklasy SA, w których brał udział także prezes PZPN Zbigniew Boniek, temat zwiększenia limitu cudzoziemców spoza UE był dyskutowany. Kluby podnosiły logiczny argument, że wprowadzenie obostrzeń w tym względzie wcale nie zmniejszyło napływu cudzoziemców do Ekstraklasy, więc jeśli coś się zmieniło, to tylko kierunki, z których zwożeni są do Polski. Co ważne, nie wszystkim klubom zależy na zwiększeniu limitu, niektórym jest to obojętne, inne jednak, jak choćby Lech Poznań i Legia Warszawa, widzą w tym szansę na kontraktowanie zawodników na przykład z Ukrainy. Tak czy inaczej, ustalono, że pod lipcowe głosowanie zarządu PZPN trafi postulat o zwiększeniu limitu dla obcokrajowców spoza UE, natomiast temat dołożenia w zamian młodzieżowca nie był w ogóle przez kluby omawiany…
Kluby pracują nad inną koncepcją promowania gry młodych zawodników z Polski, nie spodobało się im też warunkowanie zwiększenia limitu obcokrajowców wprowadzeniem przepisu o młodzieżowcu. Dokonano analizy, z której jasno wynikało, że żadna najwyższa klasa rozgrywkowa w Europie nie promuje w ten sposób młodych zawodników. W dodatku obecnie młodzieżowcy grający w niższych ligach często są piłkarzami wypożyczonymi z klubów ekstraklasowych. W oficjalnym komunikacie wydanym przez Ekstraklasę SA głos zabrali Karol Klimczak z Lecha Poznań oraz Dariusz Mioduski z Legii Warszawa.
To wszystko nie oznacza, że kluby Ekstraklasy nie chcą stawiać na polską młodzież. Wręcz przeciwnie, od kilku miesięcy działa grupa robocza pod przewodnictwem prezesa Pogoni Szczecin Jarosława Mroczka, która opracowuje system premiowy wynagradzający kluby korzystające z zawodników z Polski i mających maksymalnie 23 lata. Wiadomo, że system zostanie wprowadzony z początkiem sezonu 2019-20, wiadomo też, że suma, którą podzielą między siebie kluby z tego tytułu, sięgnie kilkunastu milionów złotych. Niektórzy przekonują, że kilkanaście może oznaczać bliskość nawet 20 milionów. Obecnie pod uwagę brane są dwa warianty. Pierwszy – czy nagradzać kluby za liczbę grających zawodników U-23 pochodzących z Polski. Drugi – czy nagradzać liczbę minut rozegranych przez zawodników U-23 pochodzących z Polski. Czyli w skrócie, czy należy dać szansę gry możliwie największej liczbie młodych Polaków, czy zdecydować się nagradzać największe talenty.
Pieniądze z przygotowywanego systemu mają być dzielone na wszystkie ekstraklasowe kluby. Rzecz jasna nie po równo – więcej zarobią ci, którzy zawodników U-23 z Polski wystawiać będą częściej. Różnice mają być duże, dzięki współczynnikowi, który będzie decydował o konkretnych kwotach. Obecnie Ekstraklasa SA rocznie na szkolenie dzieci i młodzieży rozdziela między kluby 12 milionów złotych. Każdy otrzymuje na ten cel identyczną kwotę – 750 tysięcy złotych. Po wejściu w życie zmian może się zdarzyć, że najniżej notowane pod tym względem kluby otrzymają mniejszą kwotę niż obecnie, bo na przykład nie zdecydują się na grę żadnym zawodnikiem branym pod uwagę. W najbliższych dwóch miesiącach obie propozycje mają być dyskutowane na forum rady nadzorczej Ekstraklasy SA oraz klubów. Na ten moment jednak bliższa wejścia w życie jest koncepcja oparta na minutach spędzonych na boiskach przez młodzieżowców.
42 MILIONY W TRZY LATA
Pieniądze, które zasilą system promujący grę młodymi polskimi zawodnikami, mają pochodzić z praw marketingowych. Będzie to możliwe dzięki temu, że w ostatnich kilku miesiącach spółka zarządzająca rozgrywkami niemalże podwoiła wpływy z tego tytułu – z niecałych 16 do ponad 30 milionów złotych rocznie. Rada nadzorcza Ekstraklasy SA, powołując na funkcję prezesa Marcina Animuckiego, postawiła mu wśród celów między innymi zwiększenie przychodów z praw marketingowych, co właśnie osiągnięto. Już w ubiegłym sezonie spółka wygospodarowała dla klubów dodatkowe 6,5 miliona złotych do podziału, a całość wypłat po raz pierwszy przekroczyła 150 milionów, teraz pieniędzy będzie jeszcze więcej.
W ubiegłym tygodniu ogłoszono, że przedłużona na trzy lata zostaje umowa z Totalizatorem Sportowym, który poprzez ligę promować będzie markę Lotto, a także, iż do grona partnerów Ekstraklasy dołączy największy polski bank – PKO BP. Oba te podmioty chcą wspierać młodych adeptów futbolu, więc gros sumy, która będzie dzielona między kluby za wystawianie do gry polskich zawodników U-23, będzie pochodziło z kieszeni Totalizatora Sportowego oraz PKO BP. W najbliższym sezonie TS wciąż będzie odgrywał rolę partnera tytularnego Ekstraklasy, natomiast w kolejnym tę funkcję być może przejmie bank. Łączna kwota, która powędruje z Totalizatora Sportowego i PKO BP do klubów, to 42 miliony złotych, czyli średnio 14 milionów rocznie – mowa więc o jednym z najwyższych kontraktów w polskim sporcie.
Nie najwyższym, bo choćby kilka lat temu umowa z T-Mobile gwarantowała klubom minimum 16 milionów złotych rocznie, podpisanie porozumienia z Totalizatorem Sportowym i PKO BP pozwoliło powrócić na prawie ten sam poziom. Kiedy stało się jasne, że kontrakt z operatorem sieci komórkowej nie zostanie przedłużony, liga zdecydowała, że łatwiej będzie pozyskać porównywalną kwotę od dwóch dużych partnerów niż od jednego. Dlatego zmianom uległy oferowane kontrahentom pakiety. W listopadzie zeszłego roku Animucki i prezes Totalizatora Sportowego Olgierd Cieślik doszli do wniosku, że z jednym partnerem nie da się osiągnąć zdecydowanego wzrostu ceny praw marketingowych, więc pojawił się pomysł doprowadzenia do trójstronnego porozumienia. Inna sprawa, że zasługi w podpisaniu umowy z PKO BP miał również prezes Legii Dariusz Mioduski, który środowisko finansowe zna na wylot, a przede wszystkim premier Mateusz Morawiecki. Szef polskiego rządu osobiście zaangażował się w pomoc polskim klubom w szkoleniu młodzieży. O tym, jak bardzo mu na tym zależało, najlepiej świadczy fakt, że oficjalne ogłoszenie partnerstwa z bankiem i Totalizatorem Sportowym miało nastąpić w czwartek w zeszłym tygodniu, zostało jednak przeniesione na piątek, aby mógł wziąć w nim udział Morawiecki.
KŁOPOTY DORADCY
Odpowiedzi co do wyglądu sezonu 2019-20 pojawia się więc coraz więcej. Wciąż jednak nie wiadomo, kto pokaże ligę – obecne rozgrywki są ostatnimi, w trakcie których obowiązuje kontrakt telewizyjny zawarty z nc+ oraz Eurosportem. Prezes Animucki kilka miesięcy temu na łamach „PN” mówił, że na przełomie lipca i czerwca powstaną pakiety, które będą oferowane nadawcom. W trakcie obrad rady nadzorczej Ekstraklasy SA temat był dyskutowany i wiele wskazuje na to, że prace przebiegają zgodnie z harmonogramem. Tyle że pojawiła się nowa okoliczność, która może mieć wpływ na dalsze losy przetargu.
Branżowe portale zajmujące się szeroko pojętym biznesem w sporcie kilkanaście dni temu podały informacje, iż agencja MP&Silva wpadła w finansowe tarapaty. A przecież jest ona doradcą Ekstraklasy SA. Umowa z agencją obowiązuje do końca sezonu 2020-21, czyli ma trwać w dwóch pierwszych latach nowego kontraktu telewizyjnego. Z punktu widzenia Ekstraklasy w tym sezonie żadnego zagrożenia nie ma, ponieważ pieniądze od partnerów telewizyjnych bezpośrednio trafiają na konto spółki, a nie każda liga związana z MP&Silva może to samo powiedzieć o sobie. I to dopiero ESA wypłaca należne kwoty agencji. Pytanie jednak, co będzie w przyszłym sezonie, kiedy w życie wejdzie nowy kontrakt telewizyjny? Ważne wydają się też daty, dla przykładu umowa na prowadzenie rozgrywek między PZPN a Ekstraklasą SA zawarta jest do czerwca 2021 roku i do dziś nie została przedłużona. A to ona między innymi warunkuje możliwości względem czasu trwania nowego kontraktu mediowego (drugi ważny czynnik to kalendarz rozgrywek międzynarodowych).
Gdyby liga chciała sprzedać prawa dziś, mogłaby zrobić to na maksymalnie dwa lata. A zatem – czy nowy kontrakt telewizyjny będzie trwał dwa, czy cztery lata? Tego na razie nie wiadomo. A ma to ogromne znaczenie także z perspektywy kupującego. Może z wyjątkiem Telewizji Polskiej. Coraz głośniej mówi się bowiem, że jeden z pakietów trafi do TVP, dla klubów idealne byłoby rozwiązanie, gdyby jeden mecz w kolejce dostępny był w telewizji otwartej. Poza tym – temat pokazywania ligi w ogólnodostępnej stacji poruszany był również w trakcie negocjacji przez nowego partnera ligi PKO BP. Z kolei od wieści napływających z MP&Silva zależeć będzie – gdyby agencja przestała istnieć, siłą rzeczy umowa z Ekstraklasą SA przestałaby obowiązywać – kogo liga wybierze na nowego doradcę, bo przy tak dużej umowie kogoś na pewno. Kolejny kontrakt telewizyjny ma przynieść klubom 70-80 milionów euro rocznie.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (30/2018)