Droga przez mękę Jagi do górnej ósemki
Wyobrażacie sobie grupę mistrzowską bez Jagiellonii Białystok? Na pierwszy rzut oka trudno o takie myśli, ale kiedy spojrzymy na aktualną formę Pszczółek, miejsce w tabeli oraz terminarz, to taki scenariusz jest jak najbardziej realny. I to chyba nawet brak awansu do górnej ósemki jest w tym momencie bardziej prawdopodobny niż optymistyczne zakończenie sezonu zasadniczego, czyli awans do grupy mistrzowskiej.
Jesus Imaz nie zachwyca formą w rundzie wiosennej (fot. Piotr Kucza/400mm.pl)
Dwa mecze, jeden punkt, zero zdobytych bramek – tak wygląda bilans drużyny prowadzonej przez Iwajło Petewa. Wiadomo, czasami taki bilans można by było przyjąć ze zrozumieniem, bo przecież wywalczenie jednego punktu na przykład w meczach z mistrzem i wicemistrzem Polski można byłoby uznać nawet jako mały sukces.
Zamiast spotkań z mistrzem i wicemistrzem, Jaga grała z przedostatnią drużyną rundy jesiennej – Wisłą Kraków – oraz czwartą najgorszą ekipą w lidze – Koroną Kielce. O ile porażkę w Krakowie można było wytłumaczyć dobrą postawą Białej Gwiazdy, dla której każda kolejka jest teraz grą o życie i która urwie punkty jeszcze niejednemu faworytowi, to strata punktów z kielczanami jest prawdziwą wpadką. Wpadką, którą trudno wytłumaczyć.
Nie był to bowiem mecz z gatunku tych, kiedy jedna ze stron dominuje, stwarza piętnaście stuprocentowych sytuacji, ale piłka jak zaczarowana nie chce wpaść do bramki. Białostoczanie raczej nie mieli pomysłu jak rozerwać kielecką defensywę, która była dobrze zorganizowana. Gola udało się co prawda strzelić, ale sędziowie słusznie odgwizdali pozycję spaloną. Strzelecką formę zgubił Jesus Imaz, Martin Pospisil nie kreuje już tylu sytuacji co pół roku temu, Juan Camara zaczyna dopiero przypominać zawodnika, którego pamiętamy z występów w Miedzi Legnica, Patryka Klimali już nie ma, a jego następca Jakov Puljić dopiero od kilku dni trenuje z kolegami…
Liczby w ofensywie Jagiellonii są po dwóch meczach z rywalami z najniższej półki porażające. Pszczółki oddały zaledwie pięć celnych strzałów! Jak zatem można myśleć o grze w górnej ósemce, kiedy nie stwarza się okazji z tak słabymi przeciwnikami? A przecież na powitalnej konferencji prasowej trener Petew zapowiadał, że jego zespół będzie walczył o miejsce dające prawo gry w eliminacjach Ligi Europy. Z taką formą życzymy powodzenia, bo będzie to jedna z najtrudniejszych misji w jego trenerskiej karierze.
Jaga dzisiaj traci jeden punkt do grupy mistrzowskiej. Wydaje się zatem, że wszystko jest otwarte, a awans i spełnienie celu minimum na ten sezon są spokojnie w zasięgu ręki. Tyle na pierwszy rzut oka.
Zaglądamy w terminarz i tak kolorowo już nie jest. Ba, jest fatalnie, a droga do grupy mistrzowskiej wydaje się usłana kolcami i cierniami. Na początek wyjazd do Warszawy, później Lech u siebie, delegacja do Szczecina, Śląsk w Białymstoku, wyjazd na Cracovię, a przed przerwą reprezentacyjną na Podlasie zawita Wisła Płock. Sześć meczów z przeciwnikami, którzy dzisiaj są przed Jagiellonią w tabeli i zajmują miejsce w grupie mistrzowskiej.
Jeszcze rok temu kibice Pszczółek nie mogliby narzekać nawet na taki układ spotkań. Jaga potrafiła ograć każdego i wszędzie. Sytuacja przez ostatnie miesiące mocno się jednak skomplikowała. Jak sobie z całą sytuacją poradzi Petew?
Z drugiej strony obecny sezon nauczył nas pokory i nielogicznego spoglądania na PKO Bank Polski Ekstraklasę. Jeśli mielibyśmy się pozbyć wszelkich zasad i prawidłowości z obecnych rozgrywek, to Jaga w sześciu spotkaniach zdobędzie ze 12 punktów i rozpocznie marsz w górę tabeli. Na dzisiaj brzmi to jak scenariusz niezłego filmu science-fiction, ale czy tak naprawdę nie jest to scenariusz niemożliwy?
Paweł Gołaszewski