Przejdź do treści
Dogrywka z Tomaszem Brzyskim

Polska Ekstraklasa

Dogrywka z Tomaszem Brzyskim

Przed rokiem Tomasz Brzyski marzył o występach w Lidze Mistrzów i to nabierało realnych kształtów, bo brał z Legią udział w eliminacjach elitarnych rozgrywek. Besnik Hasi nie widział go jednak w planach i wychowanek Lublinianki odszedł pod koniec sierpnia 2016 roku do Cracovii. Kilka tygodni później żałował, gdyż Legię przejął Jacek Magiera.

ROZMAWIAŁ JAROMIR KRUK

– Bolało, gdy oglądał pan kolegów z Legii rywalizujących z Realem Madryt, Borussią Dortmund i Sportingiem Lizbona w klubowej elicie Starego Kontynentu?
– Byłem przekonany, że wystąpię w Lidze Mistrzów – mówi Tomasz Brzyski (na zdjęciu). – Nie chciałem opuszczać Legii, ale zmusiła mnie do tego sytuacja. Liczyłem się z tym, że przyjdzie mi grać w drugiej drużynie, więc skorzystałem z propozycji z ekstraklasy, z Cracovii. Cóż, bolało, gdy oglądałem Legię w Lidze Mistrzów, bo czułem, że mogłem w tych spotkaniach brać udział. Serce biło mocniej, ale w życiu trzeba podejmować trudne wybory. Nie należałem do ulubieńców trenera Hasiego i nie zamierzałem na siłę trzymać się Legii, w której perspektywy na grę stały się znikome. 

– W futbolu da się cokolwiek przewidzieć? Rok temu grał pan w Legii, w europejskich pucharach, potem była Cracovia, a dziś jest Sandecja Nowy Sącz…
– Futbol jest pełen niespodzianek, nie zawsze miłych dla zawodników. Nie uważam się za legendę Legii Warszawa, ale zaliczyłem w tym zespole sporo udanych spotkań, uzbierałem ponad 40 asyst i moje pożegnanie z Łazienkowską wzbudziło we mnie niesmak. Ot tak, nagle poszedłem w odstawkę i jeszcze jak potem usłyszałem, że Brzyski mógłby popsuć atmosferę w zespole, zrobiło mi się przykro. Koledzy mieli więcej szczęścia. Kuba Rzeźniczak, prawdziwa legenda klubu, wrócił do łask, dziś cieszy się Ligą Mistrzów w Karabachu Agdam, Stojan Vranjes przetrwał w klubie jeszcze pół roku, a ja musiałem pakować walizki.

– Chyba nie wypadało tak potraktować zasłużonego piłkarza?
– Byłem przekonany, że w Legii zakończę karierę. Kilka sukcesów osiągnąłem z zespołem z Łazienkowskiej. Tytuły mistrza Polski, Puchar Polski, udział w fazie grupowej Ligi Europy, powołania do reprezentacji. W sierpniu 2016 nie czułem się gorszym piłkarzem, niż powiedzmy dwa, trzy lata wcześniej. Byłem gotowy pomagać drużynie jako rezerwowy, nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Nie zamierzałem organizować buntu przeciw Hasiemu, jak doszła do mnie ta plotka śmiałem się i nie wiedziałem co powiedzieć. Nie wiem kto wymyślał takie bzdury i komu Brzyski nie pasował w klubie. Zasłużyłem na godne pożegnanie z Legią, ale nie zamierzam się na nikogo obrażać. Z czasem po prostu zrozumiałem, że tak się w biznesie zwanym piłką nożną postępuje. Jesteś niepotrzebny, więc nie ma sentymentów. Dziś mogę tylko gdybać, że trzeba było poczekać na Jacka Magierę, ale czasu się już nie cofnie.

– Jak pan wytłumaczy niedawne odpadnięcie Legii w kwalifikacjach Ligi Europy z Sheriffem Tyraspol?
– Byłem zaskoczony. W ostatnich latach Polskę na arenie międzynarodowej godnie reprezentowała tylko Legia, która dostawała się do faz grupowych Ligi Mistrzów i Ligi Europy, a w tych drugich rozgrywkach walczyła nawet w drugich półroczach. Dwumecz z Sheriffem Legii nie wyszedł, nie ułożył się, a po odpadnięciu zaczęła się dyskusja o okresie przygotowawczym. Głos zabierali nawet ludzie nie mający o tym zielonego pojęcia. 

– Nieudany koniec przygody z Legią odbił piętno na pana postawie w Cracovii?
– Po pierwsze, źle się czułem w Cracovii, a nowy szkoleniowiec Michał Probierz miał do dyspozycji dwóch innych lewych obrońców, więc nie było sensu zostawać na siłę w Krakowie. Nie uważam czasu spędzonego w Pasach za stracony, zdobyłem kolejne cenne doświadczenia i przekonałem się, że nie każdy piłkarz pasuje do każdego zespołu. 

– Problemem Pasów nie są przesadnie rozbudzone ambicje?
– Cracovię stać na pozyskiwanie piłkarzy nawet za 500 tysięcy euro, ale na budowę solidnej drużyny potrzeba czasu. Fajnie, że są ambicje, tylko niejeden raz się przekonano w futbolu, że pieniądze nie grają. 

– Presję z Cracovii można porównać do tej z Legii?
– W Cracovii są duże oczekiwania, ale nigdzie w Polsce nie ma takiej presji jak przy Łazienkowskiej. Kibice, dziennikarze wymagają sukcesów, ładnej gry i czasami zapomina się, że piłkarze to też ludzie. Każdy z nich ma prawo od czasu do czasu wyjść na piwko, cieszyć się też życiem rodzinnym.


– Gdyby nie oferta z Sandecji grałby pan w Motorze Lublin?
– Spotkałem się na kawce z prezesem Motoru, porozmawialiśmy sobie, ale nie było żadnych konkretów. Nie wykluczam, że mogłem trafić do klubu z rodzinnego miasta, może bym się skusił, ale priorytet stanowiła dla mnie ekstraklasa. Motorowi oczywiście kibicuję, śledzę jego losy w trzeciej lidze i widzę, że po falstarcie doszedł do siebie i wygrywa mecz za meczem. Może jeszcze będzie mi dane zagrać na pięknym stadionie w Lublinie, ale póki co cieszę się Sandecją.

– Brzyski dyrektorem Motoru za dwa, trzy lata?
– Może, ale dopóki siły pozwalają chcę występować w ekstraklasie. Mój najbliższy cel – przekroczenie bariery trzystu występów w elicie.

– Sandecja to miejsce, w którym odżył pan po opuszczeniu Cracovii?
– Podoba mi się w tym klubie, sztab szkoleniowy nie wprowadza w Sandecji nerwowej atmosfery, zebrali się zawodnicy, którzy tworzą drużynę i gra w piłkę daje satysfakcję. Nowy Sącz to spokojne miasto, żyje się w nim bezstresowo, no i blisko jest do Zakopanego, gdzie można od czasu do czasu wyskoczyć na weekend.

– Piłkarze po przejściach, którzy przeżyli chyba wszystko – wzloty i upadki są w stanie zawojować ekstraklasę?
– Korzym, Baran, Cetnarski, Straus, mógłbym wymieniać kolejne nazwiska… W Sandecji występuje wielu rutyniarzy, których ekstraklasa nie jest w stanie specjalnie zaskoczyć. Przy nich korzysta tylko młodzież, a jako całość zespół z Nowego Sącza może być przynajmniej solidnym zespołem środka tabeli.

– Nie czujecie się w ekstraklasie jak Szachtar Donieck, bo rozgrywacie wszystkie mecze na wyjazdach?
– W Niecieczy możemy liczyć na doping naszych fanów, nie da się jednak ukryć, że inaczej grałoby się u siebie, w Nowym Sączu i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości powstanie tutaj obiekt z prawdziwego zdarzenia. Słyszałem, że pierwsza łopata została już wbita. 

– W ekstraklasie debiutował pan w sierpniu 2004. Spodziewał się pan, że przez 13 lat infrastruktura w polskiej piłce pójdzie tak mocno do przodu?
– W 2006 roku ekscytowano się oddaniem do użytku obiektu Korony, a ja pamiętam, jak oglądałem w telewizji na jakim stadionie Widzew przyjmował Borussię Dortmund i Atletico Madryt w Lidze Mistrzów. Zrobiliśmy kolosalne postępy, a liga polska cały czas się rozwija. Niepowodzenia w tym sezonie w europejskich pucharach uważam za wypadek przy pracy, Legia wróci na właściwe tory, inne zespoły też będą lepiej wyglądać w rywalizacji międzynarodowej. U nas po porażkach w pucharach toczy się dyskusja, dlaczego nie dajemy rady klubom o mniejszych budżetach. Przecież Galatasaray w eliminacjach Ligi Europy odpadło ze szwedzkim Ostersund…

– Największym problemem może być letnia przerwa w ekstraklasie, w tym roku wyjątkowo krótka?
– Czasami letnie przygotowania zespoły odbywają w innych składach niż grają na początku sezonu, bo zawodnicy przychodzą i odchodzą. Trudno buduje się drużynę, nie wiedząc na czym się stoi. Legia opierała plan na Vadisie Odjidji-Ofoe, ale Belg przeniósł się do Olympiakosu Pireus i trzeba było klocki układać na nowo. To nie jest takie proste, jak się niektórym wydaje. Gdy trener Magiera zaczynał pracę w Legii, wynoszono go pod niebiosa. Nieźle wypadł w Lidze Mistrzów, awansował do fazy pucharowej Ligi Europy i było cacy. Ci sami, co go chwalili, potem wytykali błędy, ale obecna Legia znacznie się różni od tej, która grała przeciw Realowi Madryt. Każdy zespół potrzebuje czasu, nikt nie ma czarodziejskiej różdżki, dzięki której osiągnie na zawołanie poziom, jaki się oczekuje.

– Dlaczego w polskiej piłce jest tak mało zawodników tak dobrze dośrodkowujących jak pan?
– Nie zastanawiałem się nad tym, ale znam kilku piłkarzy z dobrą centrą. Mila, Mraz, Golański, takie nazwiska przychodzą mi na myśl. Żeby udoskonalić każdy element gry w piłkę warto czasami zostać dodatkowo po treningu 15-20 minut i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Cierpliwość zwykle zostaje nagrodzona.

– Młodzi piłkarze dziś często zostają po zajęciach, by fundować sobie dodatkowe zajęcia?
– Kilku takich w Sandecji jest, ale więcej pracują na siłowni, niż na boisku. Nie zapomnę, jak w Koronie Kielce zostawaliśmy po treningach z Marcinem Robakiem i doskonaliliśmy pewne elementy. Po dwóch, trzech latach było widać, że można poprawić nawet wyszkolenie techniczne. Marcin obecnie znacznie lepiej prowadzi piłkę, a co najważniejsze nie spuścił z tonu i zdobywa mnóstwo goli. Treningi z Brzyskim wyszły mu na dobre. Mówi się, że człowiek całe życie się uczy i to odnosi się także do futbolu. Jestem zły na siebie po nieudanych meczach i analizuję, co robiłem źle. 

– Może otworzy pan szkółkę piłkarską z naciskiem na danie firmowe – dośrodkowania?
– Myślę o tym, najlepiej gdyby taka szkółka powstała w Lublinie. Trochę lat na boiskach piłkarskich spędziłem, poznałem smak poważnego futbolu i mógłbym doświadczenie spożytkować dla dzieciaków, coś im przekazać. Sprawa jest otwarta, ale na razie najważniejsza dla mnie pozostaje Sandecja. 



WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (39/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024