Brak awansu Legii Warszawa do fazy grupowej Ligi Europy wstrząsnął strukturami klubu z Łazienkowskiej, zresztą do dziś odbija się czkawką. Posadą zapłacił za to między innymi Ivan Kepcija, dyrektor techniczny. Utworzono stanowisko dyrektora sportowego, na którym zasiadł człowiek z cienia, na tak dużą szansę cierpliwie czekający przez 10 długich lat.
ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW PAWLAK
Do pewnego momentu moja droga do poważnej piłki wyglądała identycznie jak chłopaków, którzy grają dziś w reprezentacji Polski. Tyle że mi zabrakło talentu piłkarskiego – uśmiecha się nowy dyrektor sportowy Legii Warszawa Radosław Kucharski. – Zdałem sobie z tego sprawę i postanowiłem, że jeśli chcę być przy futbolu, muszę wybrać inną drogę. Jak się okazuje, można zajść wysoko, nie grając profesjonalnie w piłkę.
– Kiedy pan zrozumiał, że nie uda się zostać piłkarzem dużego formatu? – Do dziś pamiętam ze szczegółami rozmowę z trenerem, kiedy byłem zawodnikiem trzecioligowych wtedy Orląt Łuków. Powiedziałem, że bardziej niż zostanie piłkarzem interesuje mnie praca szkoleniowca. Bo jeżeli jako zawodnik nie robisz różnicy w trzeciej lidze, niby jak masz ją zrobić w Ekstraklasie? A ja zawsze chciałem być częścią dużej piłki. To była kwestia świadomej decyzji oraz wytyczenia ścieżki, której pokonanie pozwoli na realizację celu.
(…)
– Zgadza się pan z tezą, że jeśli dyrektor sportowy trzy razy pomyli się w wyborze trenera, sam powinien podać się do dymisji? – Nie.
– Nie uważa pan, że człowiek, który trzy razy wybiera nieodpowiednią osobę do wdrożenia wizji gry zespołu, osiągnięcia konkretnych celów, powinien dojść do wniosku, że to może z nim coś jest nie tak? – Co to znaczy nieodpowiednią osobę? Samokrytyka jest zawsze wskazana, natomiast klub sportowy to zazwyczaj instytucja bardziej złożona. Nie w każdym przypadku jest tak, że zatrudnienie konkretnego trenera można połączyć z zatrudnieniem konkretnego dyrektora sportowego. Często są to wybory kogoś stojącego w hierarchii klubu nad dyrektorem sportowym. Nie podchodziłbym do tego tematu zero-jedynkowo. Natomiast jeżeli zakładamy sytuację, o której pan mówi, wtedy należy rozliczać dyrektora sportowego.
– Nie powinno właśnie tak być, nie między innymi w tym celu pracuje dyrektor sportowy? – W teorii tak powinno być. Choćby dlatego, że łatwo wskazać człowieka odpowiedzialnego za niepowodzenie. W praktyce w wielu klubach, nie tylko polskich, nie zawsze zakontraktowanie trenera bądź piłkarza może być kojarzone wyłącznie z jedną osobą, nawet jeśli pełni ona funkcję dyrektora sportowego. Istnieją komitety transferowe, niekiedy decyduje prezes lub właściciel, swoje zdanie może mieć też trener.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (46/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”