Przejdź do treści
Dogrywka z Konradem Wrzesińskim

Polska Ekstraklasa

Dogrywka z Konradem Wrzesińskim

Pokazuje, że karierę można robić w różnych zakątkach świata. W dalekim Kazachstanie zadebiutował w europejskich pucharach, a niedawno wywalczył pierwszy tytuł mistrzowski. W tamtejszej lidze już rozegrał więcej spotkań niż w Ekstraklasie.


Czy miasto Ałmaty zdążyło ochłonąć po zdobyciu mistrzostwa przez Kajrat?
Sukces będzie długo pamiętany, ale emocje musiały opaść szybko ze względu na obowiązujące restrykcje – mówi Wrzesiński. – Nie było okazałej fety czy przejazdu odkrytym autobusem przez miasto. Kibice przyszli pod stadion, dosłownie chwilę z nimi pośpiewaliśmy. O większym, wspólnym świętowaniu nie było mowy – w Kazachstanie bardzo pilnuje się zachowywania dystansu społecznego.

Dało się odczuć, że na tytuł trzeba było czekać długich 16 lat?
Już kiedy przychodziłem do Kajratu w styczniu 2019 roku, wszyscy mówili o mistrzostwie. W ostatnich latach w klubie występowało kilka gwiazd dużego formatu, jak Andriej Arszawin czy Anatolij Tymoszczuk, ale żadna z nich nie potrafiła poprowadzić zespołu do triumfu w lidze. Udało się nam, w dodatku w bardzo dobrym stylu. Odebranie tytułu Astanie, z którą dwukrotnie wygraliśmy, to duża sprawa. Czuć, że Kajrat długo czekał na to osiągnięcie. Po pracownikach klubu widać radość, nawet osoby zajmujące się boiskami ciągle chodzą uśmiechnięte.

Właściciel klubu uhonorował drużynę w szczególny sposób?
Nagrody za mistrzostwo z pewnością będą, choć jeszcze nie wiemy jakie.

Tytuł wywalczyliście szybko, bo już parę kolejek przed końcem sezonu. Kilkanaście punktów przewagi świadczy o tym, że zdominowaliście ligę. Co było waszym głównym atutem w tych rozgrywkach?
Stworzyliśmy świetny kolektyw, który ma poczucie własnej wartości. Naszą siłą jest mentalność: nawet jak przyszedł słabszy okres, gdy przegraliśmy mecz, a kilka następnych zremisowaliśmy, nie było w nas ani trochę zwątpienia. Nieustannie szliśmy do przodu jako drużyna, ale też indywidualnie, paru kolegów wróciło do gry po poważnych urazach. Nic by to jednak nie dało, gdyby nie odpowiednie przygotowanie. Bardzo ciężko pracowaliśmy, zarówno przed sezonem, jak i przed jego wznowieniem. W okresie zawieszenia rozgrywek trenowaliśmy codziennie po kilka godzin za pośrednictwem wideokonferencji.

Jak zmieniła się drużyna w porównaniu z ubiegłym, zakończonym na drugim miejscu sezonem?
Poprzedni sezon był pierwszym pod wodzą obecnego trenera. Potrzebowaliśmy trochę czasu na przystosowanie się do taktyki, przywyknięcie do nowego sposobu gry. Druga sprawa to wzmocnienia, gdyż dołączyli do nas zawodnicy, którzy wnieśli bardzo wiele jakości do drużyny.

Przede wszystkim Vagner Love. Liczby świadczą o tym, że mimo 36 lat na karku raczej nie ma problemów z obrońcami.
Vagner Love bawi się w tej lidze. Byłem zaskoczony jego formą, przyznaję. Pojawiały się głosy, że przychodzi dawny gwiazdor, który tylko podrepcze po boisku, ale drużynie to już za bardzo nie pomoże. Zwłaszcza przy naszym stylu, który opiera się na wysokim pressingu. Tymczasem w niektórych spotkaniach to on ten pressing zaczyna, biega jak 17-latek, robi wślizgi, odbiera piłkę. To bezsprzecznie najlepszy zawodnik, z jakim dotychczas grałem. Ogromna klasa. Technikę ma bajeczną: podczas jednego z najważniejszych meczów w walce o mistrzostwo zdobył bramkę, zaliczył asystę, ale też siedmiokrotnie zakładał „siatkę” rywalom. Nie dostrzegłem w jego grze żadnych minusów. Fantastyczny piłkarz.

Jakim kolegą z szatni jest były reprezentant Brazylii?
Mogę o nim mówić w samych superlatywach. Podobno kiedyś był bardziej rozrywkowy, obecnie jest spokojną osobą. To dobry człowiek, który często żartuje, zawsze chętnie porozmawia, udzieli wskazówek.

Rok 2020 jest nietypowy dla rozgrywek piłkarskich na całym świecie. Zwłaszcza w Kazachstanie, gdzie sezon dwukrotnie przerywano, a ostatecznie znacząco skrócono.
Po wznowieniu rozgrywek zdecydowano się na formułę zamkniętego turnieju. Przy licznych i tak dalekich lotach, jak w Kazachstanie, trudno byłoby dograć sezon w normalnym trybie. Cała rywalizacja odbywa się w mieście Ałmaty. Tutaj są do tego idealne warunki: pięć stadionów, na których można spokojnie organizować spotkania ligowe, poza tym hotele i bazy treningowe. Dla nas to korzystne, bo cały czas jesteśmy u siebie. Rozważano opcję skoszarowania zespołu w klubowym ośrodku, ale ostatecznie pozwolono każdemu dojeżdżać z domu na treningi i mecze. Testom na koronawirusa jesteśmy poddawani co kilka dni.

Jak spędzał pan przerwy spowodowane pandemią?
Wspólnie z żoną większość czasu poświęcaliśmy córce, roczne dziecko wymaga wiele uwagi. Do Polski wrócić nie mogliśmy. Większość lotów odwołano, a nawet jeżeli byśmy wyjechali, to byłby problem z podróżą w drugą stronę, bo wracać do kraju mogli wyłącznie obywatele Kazachstanu. Nadal tak jest, choć stworzono wyjątki, na przykład dla reprezentantów. Przez dwa lub trzy miesiące obowiązywał zakaz opuszczania domów. Mogłem jedynie udać się na siłownię albo pobiegać po zamkniętym osiedlu.

Pełnił pan rolę przewodnika Jacka Góralskiego po klubie oraz mieście?
Początkowo tak, jednak nie trwało to długo. Jacek jest osobą, która szybko odnajduje się w nowym środowisku. Zawsze mógł na mnie liczyć, jeśli tylko potrzebował pomocy w jakiejś sprawie.

W jaki sposób zespół zareagował na transfer reprezentanta Polski? W kraju nie brakowało głosów, że Góralski zrobił krok wstecz, wybrał grę w niepoważnej lidze.
Jeśli ktoś nie widział warunków panujących w Kajracie, to może myśleć, że to egzotyczny kierunek. Nie byłem zaskoczony transferem Góralskiego, słyszałem, że już wcześniej klub próbował go pozyskać. Drużyna bardzo pozytywnie zareagowała na przyjście Jacka, ponieważ to wartościowy piłkarz. Pomógł nam w wywalczeniu mistrzostwa. Jego agresywny styl dobrze sprawdza się w naszym pomyśle na grę. Góralski nie zajmuje się jednak tylko odbieraniem, równie dobrze rozprowadza piłkę, bierze na siebie odpowiedzialność za rozgrywanie akcji.

Jak współpracuje się z zaledwie 32-letnim Aleksiejem Szpilewskim? To najmłodszy szkoleniowiec w całej historii ligi kazachskiej.
Wiek trenera nie ma dla mnie znaczenia. Szanuję go, niezależnie od tego, czy ma 30, czy 50 lat. Szpilewski to znakomity fachowiec, ze świetnym warsztatem. Ma swoją ideę grania w piłkę, która pozwoliła nam sięgnąć po tytuł. Poukładał drużynę pod względem taktycznym, zbudował nas od strony mentalnej. W znacznym stopniu zmienił zespół, ma duży wpływ na poszczególnych zawodników.

Na jakie elementy kładzie największy nacisk?
Podstawą naszej filozofii jest dynamiczna gra do przodu. Jeśli chodzi o taktykę, trener wymaga przede wszystkim błyskawicznego doskakiwania do przeciwnika, jak najszybszego odbioru i zakończenia akcji. Podczas zajęć sporo czasu poświęcamy na doskonalenie tak zwanej otwartej pozycji, przy graniu, pressingu czy przyjęciu piłki.

W klubie już myśli się o przyszłorocznych eliminacjach Champions League?
Kajrat aspiruje do gry w fazie grupowej europejskich pucharów. To cel nadrzędny. Klub chce pokazać się na arenie międzynarodowej, a jednocześnie wprowadzać do drużyny wychowanych w akademii zawodników z Kazachstanu. Infrastruktura już jest na topowym poziomie, pora na osiągnięcia sportowe.

Tegoroczna przygoda w Lidze Europy skończyła się szybko. Rywala z Armenii przeszliście dość gładko, ale już Maccabi Hajfa okazało się zbyt silne.
Czuliśmy złość po tych eliminacjach, bo stać nas było na więcej. Z izraelskim zespołem przyszło nam rywalizować na wyjeździe, pewnie wyglądałoby to inaczej, gdybyśmy rozgrywali dwumecz.

Jaką ocenę wystawiłby pan sobie za kończące się rozgrywki?
Cztery z minusem, ale takie do poprawki. Wywalczenie mistrzostwa jest dla mnie wielkim wydarzeniem, pod tym względem to najlepszy sezon w karierze. Czuję dużą satysfakcję. Ze statystyk jednak nie mogę być w pełni zadowolony. Jestem ambitny, w każdym sezonie dążę do tego, by suma goli i asyst dawała liczbę dwucyfrową. Tym razem się nie udało. 

Zostanie pan w Kajracie na kolejny sezon?
Mój kontrakt obowiązuje do stycznia. Czy zostanę w klubie na dłużej, powinno wyjaśnić się w grudniu. W tej chwili nie mogę ani zagwarantować, że będę dalej grać dla Kajratu, ani powiedzieć, że na pewno odejdę.

Rozmawiał: Konrad WITKOWSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024