W ciągu roku pełnił w Lechu Poznań funkcję szkoleniowca rezerw, trenera tymczasowego, w końcu dostał pierwszą drużynę na stałe. Choć nie ma wielkiego doświadczenia, powierzono mu zadanie budowy nowego Kolejorza – odmienionego pod względem personalnym i charakterologicznym.
KONRAD WITKOWSKI
– Jak się pan odnajduje w roli kapitana statku na niespokojnych wodach? – Jestem pozytywnie nastawiony i dobrze czuję się w tej roli – mówi Dariusz Żuraw. – Nie należę do ludzi, którzy marudzą i narzekają. Wiem, co mam do zrobienia. Ze sztabem nakreśliliśmy plan, jak zamierzamy grać i pracować, do czego chcemy dążyć.
– Był pan zadowolony z kadry zawodniczej, którą otrzymał na starcie przygotowań do sezonu? – Byłem bardzo zadowolony. Jak każdy trener, wolałbym od pierwszego dnia mieć do dyspozycji kompletny zespół, jednak zdaję sobie sprawę, jaka jest sytuacja. Reprezentanci oraz zawodnicy, którzy kończyli poprzedni sezon w drugiej drużynie, dostali dłuższe urlopy. Do tego kilku piłkarzy wracało do zdrowia po kontuzjach. Z optymizmem patrzę w przyszłość.
– W latach 2014-15, kiedy był pan asystentem Macieja Skorży, wyobrażał pan sobie siebie jako pierwszego szkoleniowca Lecha? – Powiedziałem nawet jednemu z prezesów, że kiedyś będę chciał wrócić do Poznania jako pierwszy trener.
(…)
– Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że od początku pracy z pierwszą drużyną Lecha nieustannie musi pan udowadniać, że nie znalazł się w tym miejscu przez przypadek. – Podobną drogę przechodziłem jako piłkarz, a skończyłem na siedmiu sezonach w Bundeslidze. Nie mam nic przeciwko temu, żeby tak samo było w zawodzie trenera. Wydaje mi się, że lepiej jest podążać taką ścieżką, jak moja: od mniejszych klubów, przez rolę asystenta i dopiero po zdobyciu pewnego doświadczenia przejść do większych wyzwań. Niektórym piłkarzom wydaje się, że po zakończeniu kariery od razu mogą być szkoleniowcami. W tej profesji nie ma dróg na skróty. Pracowałem w niższych ligach, gdzie brakuje pieniędzy na transfery i trzeba zbudować drużynę z tych zawodników, których się ma. Szansy w Lechu nie dostałem za darmo, tu nie bierze się trenera znikąd. Nominacja na szkoleniowca rezerw była sygnałem, że być może w perspektywie moja osoba będzie brana pod uwagę przy wyborze trenera pierwszego zespołu. Myślę, że nikt – łącznie ze mną – nie zakładał, że nastąpi to tak szybko.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (27/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”